Przeczytałem przed chwilą tekst o rezygnacji kilku blogerów z publikowania swych tekstów z powodu powszechnego ostatnio chamstwa w Internecie. I przypomniałem sobie tekst, który popełniłem kilka miesiecy temu o chamstwie własnie. Nie wiem na ile okaże się ciekawy, ale aktualny to pewnie jest. Niestety.
Daj, Dobry Boże, spokojne sumienie
Byśmy z niewinnych winnych nie robili
I nie wódź nas na pochamienie
Abyśmy ludzi hejtem nie krzywdzili
Pozwól nam wszystkim spokojnie rozmawiać
kłócić się ostro, lecz bez epitetów
Trudne problemy rzeczowo omawiać
I strzec się wszelkich uproszczeń i bzdetów.
To je moje
Chamstwo w Internecie Stwierdzenie, iż Internet znakomicie przyspieszył chamienie ludzi jest truizmem. Najbardziej dostrzegalnym w tym przypadku rodzajem chamstwa jest hejt; mniej lub bardziej uzasadniona agresja słowna. Na ogół mniej. Nie ma chyba sensu charakteryzować tego dokładniej, bo „Hejt jaki jest każdy widzi”. Przynajmniej każdy, kto w Internecie czyta cokolwiek, co można skomentować. Hejt jest powszechnie postrzegany jako rodzaj chamstwa. Może nawet jako chamstwo najbardziej agresywne. Oprócz hejtu można jednak spotkać w Internecie, szczególnie na rozmaitych „płaszczyznach społecznościowych”, forach, blogowiskach, portalach typu Facebook i podobnych miejscach również mniej agresywne, choć często bardziej „jadowite” jego przejawy. O internetowym hejcie poczytać można w wielu miejscach. W tym tekście pozwolę sobie przedstawić kilka uwag nt. chamstwa widzianego trochę szerzej, a dokładniej nt. tego jak przebywając obok chamstwa samemu nie ulegać pokusie stawania się chamem.
Co rozumiem przez chamstwo? Odpowiedź, wbrew pozorom, nie jest wcale trywialna. Samo słowo pochodzi prawdopodobnie od imienia syna Noego, który miał śmiać się ze znajdującego się w jakiejś, uznawanej za wstydliwą, sytuacji swego ojca. Nie wiem jak to się stało, ale w Polsce słowo to było też używane jako określenie „prostackiego” zachowania (sposobu bycia, etosu) chłopów. Dziś chamami bywają jednak również dalecy od prostactwa, bardzo inteligentni, ludzie rozmaitej proweniencji, których kulturalny człowiek nazwałby dawniej nieuprzejmymi. No to jakie atrybuty mieć powinien cham? Wydaje mi się, że prostactwo nie jest już warunkiem koniecznym. Można być chamem wyrafinowanym. Cham prostacki jest po prostu bardziej chamski od tego wyrafinowanego.
Atrybuty chamstwa Chama cieszy sam fakt, że komuś dokuczył; jest takim małym sadystą. Czerpie on poczucie swojej – zwykle urojonej – wartości z faktu, że kogoś poniżył, oszkalował, przedstawił w złym świetle i generalnie pokazał „publice” jaki to ten poniżany godny jest pogardy, a najlepiej rechotu, tejże publiki. Tak więc cham ma jakieś kompleksy, czuje się niedoceniany, niedowartościowany, a bywa, że nawet przez ową „publikę” nieakceptowany. Nie musi to być odczucie adekwatne do sytuacji; publika może cenić chama wysoko, Problem w tym, że jego ambicje są wyższe. Cham potrzebuje więc klakierów, bez nich jego chamstwo traci cały urok. Istnienie „publiki” jest warunkiem koniecznym chamstwa. Można, oczywiście, dyskutować czy chamstwo jest bardziej „w genach”, warunkach bytowania, wychowaniu, edukacji czy też generowane jest przez jakieś inne czynniki. Ja nie wiem. Dla celów tego tekstu ważna jest tylko odpowiedź na pytanie czy każdy ma szansę zostać chamem. Znane mi pedagogiki „postępowe” (pewnie niektórzy rzekliby neoliberalne, lewackie czy podobnie) powiadają, że geny nie są ważne, że to przeżytek, rasizm i ogólnie, że pogląd taki jest „be”, bo dziś np. płeć też nie jest zdeterminowana przez geny, więc chamstwo to już na pewno nie. Jak oni godzą ten pogląd np. z badaniami nt. genetycznych uwarunkowań poglądów politycznych to ja nie wiem, ale tak jest.
Czy chamstwo jest zaraźliwe? Oczywiście tak. W takim samym sensie jak zaraźliwa jest uprzejmość, rozmaite nawyki, poglądy (nie tylko na politykę), poczucie piękna i właściwie wszelkie cechy nabywane w procesie socjalizacji w ustalonym środowisku. Socjalizacja oparta jest właśnie na zaraźliwości pożądanych społecznie cech. Te niepożądane to m.in. produkt uboczny socjalizacji. Nie oznacza to jednak, że z każdego osobnika zrobić można chama. Tak jak nie każdy przebywający wśród muzyków/poetów/fizyków i innych -ów zostanie muzykiem czy poetą. Jeśli nie ma słuchu_muzycznego/talentu_rymowania”/ciekawości_świata, to nie tylko środowisko ale nawet intensywna edukacja niewiele mu da. Z chamstwem jest podobnie jak z chorobami; jeden jest odporny i nie zachoruje, drugi przejdzie chorobę łagodnie (z niewielkimi objawami), trzeci przechoruje bardzo ciężko, ale wyzdrowieje, a u innego przejść może np. w chorobę przewlekłą. O zgonach nie piszę bo od samego chamstwa nikt jeszcze nie umarł. Cham umiera wprawdzie czasem na „chorobę towarzyszącą”, np. rozmaite choroby przewlekłe towarzyszące chamstwu „niespełnionemu”, kiedy to chamstwo okazuje się być „nieskuteczne”, ludzie chama wyśmieją, a on wali w kalendarz z powodu stresowania się (a to i kłopoty z krążeniem, nowotwory i cholera wie co jeszcze powodować może) tym faktem. Tak też bywa. Ale rzadko i przeciętny cham nie musi się tym przejmować. Zwykle trafia to bardziej ludzi wrażliwych, którzy bywają ofiarami chamstwa.
A bywa – choć raczej rzadko – że i tacy się chamstwem zarażają. Bo chcą się „odegrać”, „agresywnie obronić przed np. pomówieniem” czy się po prostu wkurzyli. Zwykle szybko im przechodzi, ale odchorować swoje muszą.
Jak się przed schamieniem chronić? No i tu jest właśnie problem, o który chodzi. Jak się przed zachorowaniem na chamstwo zabezpieczyć? Szczepionki - jeśli istnieją – nie są ani ogólnie dostępne ani dobrze przebadane (nie mówiąc już o dopuszczeniu do użytku przez FDA), leków w aptekach brak, dystans ani maseczki nie są skuteczne. No to co robić?! W moim odczuciu jest tylko jeden środek, olać chama. Może to również być lekarstwem dla samego chama. Nie każdy cham musi z niespełnienia umierać czy ciężko i przewlekle chorować. Tak więc olewanie chamstwa może być w wymiarze indywidualnym dobrym pomysłem zarówno jako środek ochronny, taka quasiszczepionka, jak i terapeutyczny (dla nieszczęśliwego w istocie chama). W wymiarze społecznym jest, niestety, gorzej. Zakazać się chamstwa nie da, ściganie prawne to praca Syzyfa, a na edukację jest zwykle za późno. W moim odczuciu dobre wyniki dać może coś w rodzaju tresury psów; pokazywanie chamom, że chamstwo nie popłaca. Z grubsza biorąc polegałoby to na kompromitowaniu chama (pamiętamy o roli „publiki”) w każdej możliwej sytuacji i pokazywaniu mu, że chamstwo nie tylko jego samooceny nie podnosi, ale ją wręcz zaniża. Ale nie jego (chama) metodami. Tu potrzebne/użyteczniejsze wydają się być rozmaite analizy jego wypocin. Niektóre opisałem w tekście „Jak zmienić nienawiść na rachunki”, który – inspirowany wypowiedzią Małgorzaty Wassermann – dotyczy wprawdzie właśnie hejtu, ale daje się chyba bez zmian przenieść na inne rodzaje chamstwa. Opisane w tym tekście pomysły ani nie są specjalnie oryginalne, ani nie pretendują do żadnej wiodącej roli w podejściu do chamstwa. To po prostu kilka idei, które spisałem bezpośrednio po lekturze wywiadu z M. Wassermann. Na pewno trzeba je zawsze dostosować do konkretnego chama (tak jak do konkretnego psa) i konkretnej sytuacji. No i trzeba mieć sporo energii i determinacji by bawić się w Judyma ze specjalnością „choroby społeczne”. Ja cechy te mam w raczej niewielkim stopniu. Mamy jednak w Polsce, po każdej z licznych „stron politycznych”, ludzi, szczególnie młodych, którym rola taka dobrze by leżała. Może ktoś spróbuje?
Zasadnicze – jak w przypadku decyzji o podjęciu jakiegokolwiek działania – jest, oczywiście pytanie o to czy warto cokolwiek z problemem (tu chamstwem) robić. Ja doradzić nie potrafię. Tu każdy sam określić musi co lubi ew. z czym jest się skłonny pogodzić. Bo nie dla wszystkich chamstwo musi być czymś złym. De gustibus non est diputandum.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo