Tak się złożyło, że wybraliśmy się z rodziną do Japonii. Stąd ten nieoczywisty przewodnik kulinarno - kulturalny.
Tak się złożyło, że wybraliśmy się z rodziną do Japonii. Stąd ten nieoczywisty przewodnik kulinarno - kulturalny.
Okinawa przywitała nas deszczem. Bo niby są to takie japońskie Hawaje, czy Costa del Sol, ale jednak chyba kilka tygodni za wcześnie. Lot długi, zachodnie linie lotnicze nie latają nad Rosją (z tego co wiem China air została) Podróż bez biura, sami wszystko ogarniamy. Ma to swoje zalety. Tylko od naszej wyobraźni i determinacji zależy co zobaczymy. Oczywiście pewne punkty są zaplanowane z kraju, tak jak rezerwacja hoteli, czy kilka punktów obowiązkowych do zwiedzania, ale różne modyfikacje pojawiają się jak już jesteśmy na miejscu.
Na Okinawie mieliśmy zrobić wypoczynek przed skokiem na główne wyspy Japonii. Jedynym punktem programu miał być chillout na plaży i ewentualnie zobaczyć cokolwiek. Pierwszy dzień właściwie spędziliśmy w trasie. Lądowanie w Tokyo, przesiadka na samolot na Okinawę, następne 3 godziny lotu. Ino mig i już byliśmy w Naha.
Pierwsze spotkanie z Japonią było ciekawe. W hotelu który zarezerowaliśmy nie ma klasycznej obsługi. Do drzwi wejściowych jest kod (którego nie mogliśmy znaleźć) Na szczęście akurat ktoś wchodził i udało na się dostać do recepcji, czyli stanowiska z tabletem. Tam się zameldowaliśmy, dostaliśmy kody wejścia i już. Wszystko łącznie z ze skanowaniem paszportu robi się samemu. Śniadania, darmowe, też zamawia się elektronicznie wieczorem i rano pojawiają się pod drzwiami. Żadnego kontaktu z obsługą. A mimo to oferują cały szereg udogodnień. Np można sobie wziąć do pokoju masażer do stóp. Na półkach leżą kremy, szampony, jakieś ciastka dla dzieci i masę innych rzeczy. Obsługa zakłada, że goście wezmą tyle ile potrzebują. Ciekawe.
W każdym razie pierwszego wieczora byliśmy już zmęczeni i głodni więc wyskoczyliśmy do jakiejś lokalnej jadłodajni coś zjeść.
Restauracja była mała, położona trochę na uboczu. Dość oczywiste jest to, że byliśmy tam jedynymi europejczykami, pewnie tak jakoś od kilku miesięcy co najmniej. Na szczęście większość menu w Japonii ma obrazki, bo opis angielski jest bardzo, ale to bardzo lakoniczny. Zamówiliśmy kawałki ryby, stek wieprzowy i jakiś rodzaj kotleta mielonego. Do wszystkiego był ryż, kawałki tofu, wodorosty i sałatka z lokalnych warzyw. Okazało się, że do jedzenia pałeczkami można się szybko przyzwyczaić. Najtrudniej było z pastą z ciecieżycy. Podobno kuchnia kuchnia na Okinawie różni się trochę od tej na innych japońskich wyspach. Pewnie wynika to z tego, że długo była ona osobnym państwem.
Generalnie jeżeli ktoś chce choć trochę poczuć inny kraj, to trzeba się wybrać właśnie nie z biurem podróży, a samemu. Przejechać się komunikacją lokalną, zjeść tam gdzie lokalsi, zajżeć do nietypowych miejsc. Ale o tym opowiem w innym wpisie. Albo i nie..
Otaczający nas cyfrowy świat pełen jest spamu i hejtu, który często ukryty jest pod pozorami anonimowości. Dlatego postanowiłem pisać pod własnym imieniem i nazwiskiem. Nie wstydzę się własnych poglądów i wiem, że one zmieniają się w czasie i pod wpływem innych.
W związku z gwałtownym rozwojem SI dodałem do swojego profilu konto suppi. Tak, żeby było widać, że jestem człowiekiem z krwi i kości.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości