Deeskalacja przez eskalację to oficjalna strategia obronna Rosji. Polega na podbijaniu intensywnosci konfliktu, aż druga strona sama wycofa się. Czy Zachód powinien zastosować taką taktykę wobec Białorusi?
Teraz Putin chce, wbrew jego woli wciągnąć Białoruś w czynną wojnę na Ukrainie. Być może juz jest na to za późno, ale być może to ostatni moment na to, żeby stosując rosyjską metodę deeskalacji przez eskalację wykonać efektowny białoruski gambit.
Oczywiście wymaga on współpracy przynajmniej kilku krajów wspomagajacych Ukrainę i opiera sie na starej zasadzie kija i marchewki. Moim zdaniem kraje UE powinny zagrozić Białorusi wypowiedzeniem jej (i tylko jej) wojny, jeżeli wojska białoruskie zaatakują Ukrainę. I to jest kij. Z drugiej strony w ramach marchewki powinny zagwarantować Lukaszence utrzymanie go przy władzy (np w charakterze prezydenta), oraz pełne wsparcie i ochronę, jeżeli ogłosi Białoruś krajem niezależnym i zacznie czynnie usuwać wojska rosyjskie ze swojego terytorium.
Czy to realne? Niestety zapewne nie. Tego typu plan mógłby zaprezentować wyłącznie silny przywódca, w stylu Regana czy Thatcher. No i sami białorusini musieli by się okazać twardzielami (a nie, jak mówił mi pewien Ukrainiec miekkimi fajami) ale pomarzyć zawsze miło.
Komentarze
Pokaż komentarze (7)