Andrzej Paweł Przemyski Amerykański zrzut lotniczy na powstańczą Warszawę - 18 września1944 : kontrowersje - fakty Rocznik Lubelski 27-28, 177-1871985-1986
Jednym z bardziej interesujących epizodów w akcji przerzutu drogą powietrzną zaopatrzenia przeznaczonego dla Armii Krajowej, prowadzonej w latach 1941—1944 przez lotnictwo alianckie \ był masowy zrzut dzienny lotnictwa amerykańskiego skierowany dla walczącej Warszawy w dniu 18 września 1944 r.Z wielu względów operacja ta zasługuje na szersze omówienie. Nie był to zrzut typowy dla operacji przerzutowych, na jego temat narosło szereg legend i nieporozumień. Tym niemniej stanowił on w pewnym sensie urzeczywistnienie bardzo interesującej koncepcji opracowanej przez Oddział Specjalny Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie, polegającej na zaopatrywaniu Armii Krajowej w broń, amunicję i inne niezbędne do prowadzenia walki wyposażenie przy pomocy masowych operacji lotniczych wykonywanych w dzień.Jak doszło do podjęcia decyzji o wykonaniu dziennego zrzutu dla Warszawy przez lotnictwo amerykańskie?
Po kilku dniach, a właściwie nocach doświadczeń z lotów nad płonącą Warszawą, dokonywanych przez załogi polskie, brytyjskie i południowoafrykańskie startujące z Półwyspu Apenińskiego1 2, okazało się, że dotychczas stosowany system dostarczania powstańcom broni i amunicji nie spełnia pokładanych w nim nadziei3.Loty do Warszawy były wykonywane w warunkach, które określić można jako skrajnie ciężkie i niebezpieczne. Potwierdzają to formułowane na gorąco, podczas trwania lotów, opinie lotników.Gen. Ludomir Rayski w swym raporcie złożonym gen. Andersowi określił akcje nad Warszawą jako „samobójcze wybijanie lotników”4, natomiast dowódca polskiej 1586 eskadry specjalnego przeznaczenia twierdził, że „wysyłanie samolotów nad Warszawę w praktyce sprowadzi się do stracenia maszyn i załóg bez najmniejszej gwarancji zaopatrzenia oddziałów stolicy” 5.1 Zrzuty dla AK były dokonywane od 1941 r, w czterech tzw. sezonach przerzutowych — wstępny, „Intonacja”, „Riposta” i „Odwet”.
Ogółem do Polski wykonano przeszło 800 lotów, zrzucając m. in. skoczków spadochronowych (cichociemnych), broń, amunicję, materiały wybuchowe, radiostacje etc.2 W tych lotach brała udział polska 1586 eskadra do zadań specjalnych, 148dywizjon brytyjski — stacjonujące w Brindisi, oraz 205 Grupa Bombowa w składzie178 dywizjon brytyjski i 31 dywizjon południowoafrykański. Dwie ostatnie jednostkibyły normalnymi dywizjonami bombowymi i do wykonania zrzutów nad Polskązostały przeniesione tylko na okres powstania warszawskiego.3 Np. w ciągu dwóch nocy: 13/14 i 14/15 sierpnia, z 35 samolotów z 205 Grupynie powróciło aż 10 maszyn.4 Raport gen. Rayskiego złożony gen. Andersowi 4 września 1944 r. ArchiwumStudium Polski Podziemnej w Londynie (dalej — ASPP), sygn. 3.10.1.8.5 J. G ar liński:Politycy i żołnierze, Londyn 1971 s. 200—201.1S Rocznik Lubelski, t. XXVII/XXVIII, 1985/1986
178ANDRZEJ PAWEŁ PRZEMYSKI Na jakich przesłankach opierali swe tak krytyczne sądy cytowani lotnicy, niewątpliwi fachowcy, którzy zresztą osobiście nie uchylali się od lotów do Polski i brali kilkakrotnie udział w operacjach zrzutowych nad Warszawą i Kampinosem? Przede wszystkim loty z zaopatrzeniem dla AK wykonywane w poprzedzających powstanie okresach odbywały się według ściśle określonych zasad, dających możliwość uniknięcia nadmiernych strat zarówno w załogach i samolotach, jak i w przerzucanym sprzęcie. Zasady te, zebrane w tzw. planach czuwania, nie mogły mieć zastosowania podczas lotów6 7 do Warszawy.
Gdyby nie szczególne znaczenie powstania warszawskiego — zarówno dla Armii Krajowej, jak i dla Rządu RP na emigracji, loty do Polski zapewne nie mogłyby mieć miejsca. Uniemożliwiały je zarówno koncentracja niemieckiej artylerii przeciwlotniczej i myśliwców nocnych na trasie dolotu do Warszawy (szczególnie na Podkarpaciu i na Nizinie Węgierskiej)6, jak i całkowita dekonspiracja placówek odbiorczych. Wiadomo było bowiem z góry, że prawie wszystkie loty będą skierowane do Warszawy, co dawało Niemcom możliwość skutecznego przeciwdziałania.Samo wykonywanie zrzutów nad płonącym miastem w warunkach ograniczonej widoczności było także wysoce ryzykowne z wojskowego punktu widzenia. Samoloty dokonujące zrzutu z małej wysokości były narażone na ogień nie tylko artylerii przeciwlotniczej, ale także broni małokalibrowej. Odnalezienie i precyzyjne zidentyfikowanie placówki odbiorczej było w tych warunkach prawie niemożliwe.Tak więc wydaje się jasne, że w przypadku lotów na pomoc powstaniu warszawskiemu nad czynnikami wojskowymi wzięły górę uwarunkowania polityczne czy nawet wręcz propagandowe. Przez te ostatnie należy rozumieć niemożność podjęcia przez władze RP na emigracji decyzji o pozostawieniu walczącej stolicy swojemu losowi, niemożność zaprzestania chociażby prób dostarczenia pomocy Warszawie. Tak sformułowana tezę zdaje się potwierdzać znany rozkaz gen. Sosnkowskiego skierowany do lotników z 1586 eskadry, w którym polecał on bezwarunkowe wykonywanie lotów, dodając, że „w ostateczności [należy] poświęcić maszyny, lotnicy niech skaczą” 7. Rozkaz ten stanowi dosyć dobrą ilustrację nastrojów panujących w czasie powstania wśród najwyższych polskich władz cywilnych i wojskowych.W zaistniałej trudnej sytuacji Oddział Specjalny Sztabu Naczelnego Wodza w.Londynie jako jednostka odpowiedzialna za organizowanie przerzutu powietrznego dla Armii Krajowej podjął próbę działań, które umożliwiłyby uniknięcie ponoszenia coraz większych strat, przy jednoczesnym zwiększeniu pomocy dla Warszawy.Sięgnięto do opracowanej wcześniej koncepcji masowych zrzutów lotniczych, wykonywanych w dzień z dużej wysokości. Koncepcja ta mieściła się w planie przerzutu na sezon ODWET, jej zrealizowanie uzależniano jednak od spełnienia licznych warunków wstępnych, m. in. od opanowania przez Armię Krajową większych obszarów, ok. 100 km2. Było to koniecz-6 T. Nowacki:Udział polskiej 1586 eskadry w pomocy dla powstańczej Warszawy. „Wojskowy Przegląd Historyczny”, 1984, nr 2, s. 253.7 Rozkaz gen. Sosnkowskiego l.dz. 6609/tjn. 44 z 10 VIII 1944, ASPP, sygn.3.10.1.8.
AMERYKAŃSKI ZRZUT LOTNICZY...179ne, ponieważ przy silniejszym wietrze rozrzut zasobników zrzucanych z dużej wysokości mógł sięgać ok. 10 km 8. Ten warunek w przypadku zaopatrywania Warszawy nie byłby oczywiście spełniony, jednak inne zalety zrzutu dziennego wydawały się na tyle atrakcyjne, że postanowiono spróbować tej właśnie metody.Najistotniejszą zaletą tych zrzutów była szansa na uniknięcie dużych strat w samolotach i załogach. Formacja ciężkich bombowców lecąca w dzień z baz w Wielkiej Brytanii mogła na większej części trasy otrzymać osłonę ze strony dalekodystansowych maszyn myśliwskich, co w dużym stopniu zabezpieczało ją przed atakami myśliwców niemieckich. Wysoki pułap lotu pozwalał z kolei na uniknięcie skutecznego ognia artylerii przeciwlotniczej, szczególnie małego i średniego kalibru. Sam zrzut także miał być dokonywany z dużej wysokości i przy ewentualnym użyciu opóźniaczy otwarcia spadochronów, a zatem poza zasięgiem artylerii i broni małokalibrowej.Godzono się przy tym na nieuniknione straty w zrzucanym sprzęcie. Takie stanowisko wynikało z prostego rachunku ekonomicznego. Koszty ewentualnie utraconych zasobników były nieprównywalnie niższe od kosztów strat ludzkich i w samolotach. Nie przeliczano oczywiście na pieniądze życia ludzkiego — uznano jednak, że wystarczy zestawić koszt wyprodukowania samolotu bombowego i koszty wyszkolenia jego załogi z wartością masowo produkowanej w czasie wojny (a częściowo zdobycznej) broni i amunicji. Proces szkolenia pilotów trwał co najmniej kilkanaście miesięcy, straty w ludziach były więc najtrudniejsze do uzupełnienia.Samą wyprawę dzienną, całkowicie różną od dotychczas podejmowanych, musiały poprzedzać liczne prace organizacyjne. Należało także zapewnić techniczne możliwości wykonania lotu.Zrzut mógł być wykonany jedynie przez stacjonujące na terenie Wielkiej Brytanii dywizjony bombowe lotnictwa amerykańskiego. Dysponowało ono w składzie 8 Floty Powietrznej zarówno ciężkimi bombowcami typu B-17 „Flying Fortess” (latające fortece), jak i samolotami myśliwskimi dalekiego zasięgu P-51 „Mustang” i P-47 „Thunderbolt”, zdolnymi do zapewnienia osłony bombowcom. Od początku 1944 r. samoloty te były wykorzystywane do przeprowadzania nalotów na teren Rzeszy 9.Istniała jednak poważna komplikacja w wykonaniu lotu. Otóż Amerykanie dysponowali jedynie standardowymi bombowcami, zdolnymi do lotu nad Niemcy, nie mogącymi jednak pokonać bez lądowania trasy Anglia—Warszawa—Anglia.Ponieważ USAF już bombardowało cele położone daleko na wschód od baz w Wielkiej Brytanii, miało wypracowany system lotów, pozwalający przezwyciężyć ograniczenia wynikające ze zbyt krótkiego zasięgu8 Przewidywane operacje masowych zrzutów dla AK nosiły kryptonim „Taran”.Przewidywano, że zrzuty będą mogły być wykonywane z wysokości co najmniej5 km z dużym rozrzutem. Zrzuty z małej wysokości przy użyciu średnich bombowców przewidywano jedynie w przypadku zbliżenia się baz alianckich do Polski i poosiągnięciu przez aliantów pełnego panowania w powietrzu nad tym terenem. Założenia operacji „Taran” podane zostały w planie przerzutu na sezon „Odwet” —cz. I „Zasady”, l.dz. 4400/1 z 11 VI 1944, ASPP, sygn. 2.3.5.9 O. Groehler:Bomber über Berlin (1944—5), „Deutscher Fliegerkalender”1972, s. 54—69.
180ANDRZEJ PAWEŁ PRZEMYSKIsamolotów. Jesienią 1943 r. przedstawiciele USA zwrócili się do rządu radzieckiego z prośbą o wydzielenie lotnisk, na których mogłyby lądować samoloty bombardujące cele we wschodniej części Niemiec i w rejonie zagłębia naftowego w Rumunii. Decyzja o przydzieleniu lotnisk Amerykanom zapadła na początku lutego 1944 r. Były to radzieckie lotniska w Połtawie, Mirgorodzie i Piriatinie. Do Połtawy odkomenderowano amerykańskiego generała Kesslera jako dowódcę personelu USAF, rozpoczęto układanie metalowych ,pasów startowych sprowadzonych z USA, jednocześnie poprzez Iran dostarczono niezbędne wyposażenie i sprzęt do obsługi samolotów. Zbudowano pomieszczenia mieszkalne, zdolne do przyjęcia ponad 2500 osób.Od czerwca 1944 r. rozpoczęto loty wahadłowe oznaczone kryptonimem FRANTIC. Samoloty amerykańskie startujące z Wielkiej Brytanii po dokonaniu bombardowania wyznaczonych celów lądowały na Ukrainie, a następnie po uzupełnieniu paliwa i zapasu bomb powracały via Włochy do swych baz.Amerykański personel na połtawskim węźle lotnisk liczył ponad 1200 osób, a same lotniska były zdolne do przyjęcia maksymalnie 360 bombowców i 200 myśliwców *·.Istniały zatem techniczne możliwości zorganizowania dużej wyprawy nad Warszawę z udziałem lotnictwa amerykańskiego. Do jej przeprowadzenia konieczne było uzyskanie zgody władz amerykańskich na udostępnienie jednostek USAF do tej nietypowej operacji oraz wystąpienie o zgodę radziecką na lądowanie w bazach na Ukrainie. Umowa amerykańsko- -radziecka przewidywała bowiem obowiązek uzyskiwania każdorazowo akceptacji radzieckiej na wykonanie lotów wahadłowych u. Loty te musiały być uzgadniane głównie z uwagi na konieczność unikania przypadkowego ostrzelania przez radziecką artylerię przeciwlotniczą samolotów amerykańskich.Zabiegi o zgodę władz amerykańskich podjęto już na początku sierpnia 1944 r., kiedy to gen. Kopański zwrócił się w tej sprawie do przedstawiciela kierownictwa amerykańskich operacji specjalnych (OSS) na terenie Wielkiej Brytanii płk. Palmera. Także gen. Sosnkowski ąpelował o pomoc w zorganizowaniu takiego lotu, przeprowadzając rozmowę z dowódcą lotnictwa amerykańskiego na terenie Wielkiej Brytanii gen. Spaatzem. Zgodę amerykańską uzyskano stosunkowo szybko i już w połowie sierpnia 8 Flota Powietrzna zameldowała o gotowości do lotu nad Warszawę 12.Na tym etapie najistotniejsze stało się uzyskanie zgody władz radzieckich. Ponieważ rząd RP na emigracji nie utrzymywał już w tym czasie stosunków dyplomatycznych ze Związkiem Radzieckim, konieczne było odwołanie się do pośrednictwa USA i Wielkiej Brytanii w załatwieniu zgody ZSRR. Chociaż sam lot miał być wykonany przez lotnictwo USA, ciężar rozmów z rządem radzieckim wzięły na siebie władze angielskie.Premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill zwracał się w tej spra- 10 1110 Szczegółowe dane na temat operacji wahadłowych przedstawił w swychwspomnieniach zastępca dowódcy radzieckiego lotnictwa w czasie II wojny światowej gen. płk A. W. Nikitin:Operacje czółenkowe. „Wojenno Istorióeskij Żur-nał”, 1975, nr 11.11 J. B. Cynk:History of the Polish Air Force 1918—1968, Londyn 1972, s. 202.11 J. G a r 1 i ή s к і: op. cit4 s. 206.
a m e r y k a ń s k iz r z u tl o t n ic z y...181wie do marszałka Stalina kilkakrotnie, poczynając od 4 sierpnia 1944 r., a więc jeszcze przed podjęciem decyzji o locie. Jednakże reakcja Stalina była negatywna. W liście skierowanym do Churchilla z 22 sierpnia 1944 r. po powtórzeniu znanej już wcześniej opinii na temat samych działań powstańczych w Warszawie i zarzutu o nieskoordynowaniu akcji powstańczej z dowództwem Armii Czerwonej Stalin stwierdził, że jedyną realną formą pomocy dla Warszawy mogłoby być jej zajęcie przez wojska radzieckie. Nie zajął natomiast żadnego stanowiska w sprawie ewentualnego lądowania Amerykanów w bazie połtawskiej 13 * 1S.Churchill, ciągle ponaglany przez władze polskie, rozważał inne możliwości wykonania lotu. I tak na przykład wspólnie z Rooseveltem miałby wysłać do Stalina list z propozycją, aby samoloty amerykańskie po wykonaniu lotu do Warszawy wylądowały w bazach na Ukrainie.Pod koniec sierpnia Churchill zaproponował nawet, aby „wysłać samoloty i zobaczyć, co się stanie” u. Ta ostatnia koncepcja miała swoje specyficzne uzasadnienie — jej ewentualne konsekwencje polityczne i wojskowe spadałyby na Stany Zjednoczone. Jednak Amerykanie, oceniając bardziej realnie wytworzoną sytuację stwierdzali jednoznacznie, że Warszawa leży w obszarze działań Armii Czerwonej oraz że loty wahadłowe zgodnie z zawartą umową wymagają wyraźnej zgody radzieckiej. W rezultacie odmawiano wykonania lotu do momentu uzyskania takiej zgody, nie wycofując swego poparcia dla samej koncepcji wyprawy 15.W ten oto sposób działania zmierzające do doprowadzenia do masowego zrzutu nad Warszawę znalazły się w głębokim impasie aż do początku września 1944 r.Kiedy w wyniku operacji praskiej oddziały Armii Czerwonej i Ludowego Wojska Polskiego wyszły na prawy brzeg Wisły, Stalin, naciskany zresztą stale przez Churchilla, zweryfikował swe poprzednie stanowisko. 9 września 1944 r. do ambasadora brytyjskiego w Moskwie Kerra została skierowana nota informująca, że rząd radziecki wycofuje swe uprzednie zastrzeżenia i wyraża zgodę na lądowanie samolotów amerykańskich na terytorium ZSRR 16.Rozpoczęto zatem ostatnie techniczne przygotowania do wyprawy. Nie obyło się przy tym bez komplikacji. Amerykanie postawili do dyspozycji władz polskich samoloty bombowe wraz z załogami oraz samoloty myśliwskie stanowiące ich osłonę. Cała zawartość zrzutu musiała być dostarczona i zapakowana do zasobników przez brytyjską Special Operation Executive przy współpracy z polskim Oddziałem Specjalnym Sztabu NW 17. Polska sekcja SOE po przeniesieniu na teren Włoch Głównej Bazy Przerzutowej dysponującej fachowym personelem nie była przygotowana do wykonania tak olbrzymiej pracy. Oficer Oddziału Specjalnego13 W. T. К o w a 1 s к i: Walka dyplomatyczna o miejsce Polski w Europie 1939—1945, Warszawa 1979, s. 555.и Tamże, s. 560.15 J. Garliński:op. cit., s. 206.16 W. T. К o w a 1 s к i: op. cit., s. 560. Decyzja przekazana Kerrowi w tym dniumiała charakter decyzji politycznej. Start do wyprawy mógł nastąpić dopiero pootrzymaniu sygnału o gotowości technicznej lotnisk na przyjęcie samolotów. J. Garliński:op. cit., s. 207 podaje, że zgoda radziecka została udzielona dopiero 12 września. Prawdopodobnie zachodzi tu pomyłka. W rzeczywistości depeszę o gotowościlotnisk otrzymano w Londynie 13 września rano.17 J. G a r 1 i ń s к i: op. cit., s. 206.
182ANDRZEJ PAWEŁ PRZEMYSKIrtm. Adam Mackus, przebywający w rejonie stacjonowania dywizjonów amerykańskich, stwierdził, iż przygotowania do lotu nie są w pełni zakończone. Od 13 września 1944 r. samoloty były praktycznie gotowe do startu, nie dostarczono jednak i nie załadowano do nich zasobników i spadochronów. Winą za taki stan rzeczy Mackus obarczał polską sekcję SOE, przy czym podawał, że „celowego sabotowania [akcji] nie dopatruję siię [...], na masowe przerzuty kierownictwo sekcji nie jest przygotowane fachowo”.Ostateczna ocena przygotowań do wyprawy zaprezentowana przez Mackusa, a przeznaczona dla zastępcy szefa sztabu NW ds. kraju gen. Stanisława Tatara była jeszcze bardziej drastyczna: „[...] zagadnienie przerasta przygotowanie fachowe i poziom intelektualny obecnego kierownictwa polskiej sekcji SOE” 1S.Sami Anglicy prezentowali jednak nieco odmienny pogląd na cały proces przygotowań do wyprawy. Twierdzili mianowicie, że to właśnie Polacy utrudniają im pracę ciągłymi monitami, fałszywymi alarmami etc. Szef polskiej sekcji SOE płk Perkins twierdził nawet, że wszystkie alarmy ze strony polskiej, np. w sprawie braku zasobników, są pozbawione podstaw i przesadzone, a w trakcie ostrej wymiany zdań powiedział nawet, że „gdyby Polaków nie było, wszystko byłoby w porządku” 18 19.Należy jednak pamiętać, że na tak ostrych ocenach prezentowanych przez obie strony zaważyło nastawienie psychiczne wszystkich chyba osób związanych z akcją pomocy dla Polski, a dla Warszawy szczególnie. W atmosferze napięcia i zdenerwowania, świadomości, że w Warszawie giną ludzie, którym niewiele można pomóc, łatwo było o wzajemne nie przemyślane oskarżenia. Przy tym obiektywnie należy stwierdzić, że Anglicy rzeczywiście nie organizowali do tej pory tak wielkich wypraw i musieli się borykać z wieloma problemami. Ciągłe alarmy ze strony Oddziału Specjalnego na pewno nie ułatwiały im pracy.13 września 1944 r. o godz. 9.30 nadeszła wreszcie informacja z Poł- tawy, via Moskwa i Londyn, że lotniska są gotowe na przyjęcie samolotów. Ponieważ tego dnia było już za późno na start samolotów, całą operację przełożono na dzień następny 20.Jednakże nad ranem 14 września okazało się, że zalegająca mgła nie pozwala na start osłaniających wyprawę myśliwców. Nadal więc oczekiwano na zmianę pogody. W nocy z 14 na 15 września zostały wysłane samoloty rozpoznawcze, mające przekazać informację na temat pogody na przewidywanej trasie lotu. Prognozy nie były korzystne, lecz w obliczu ciągłych interwencji polskich rankiem 15 września, korzystając z przejściowego przejaśnienia nad wschodnią Anglią, poderwano w powietrze całą 3 Dywizję Bombową USAF. O godzinie 9.45 nadano do Warszawy informację o starcie wyprawy. Niestety, w godzinę później Oddział Specjalny otrzymał wiadomość, że nad Danią panują warunki atmosferyczne uniemożliwiające kontynuowanie lotu — i że cała formacja zawróciła do swych baz.18 Rtm. Adam Mackus do z-cy Szefa Sztabu NW dla spraw kraju, 16 IX 44,ASPP, sygn. 2.3.5.17.2.19 Dziennik czynności Wydziału S — operacja amerykańska, s. 4, ASPP, sygn.2.3.5.17.2.29 Dziennik czynności..., s. 1. Początkowo strona polska była przekonana, iżopóźnienia w starcie są spowodowane brakiem zasobników na lotniskach.
AMERYKAŃSKI ZRZUT LOTNICZY...183Przez dwa następne dni samoloty oczekiwały w stanie pełnej gotowości na sygnał do startu. Przez cały czas w powietrzu znajdowały się samoloty rozpoznania meteorologicznego. Oczekiwano, że pogoda wkrótce zmieni się. Dopiero o świcie 18 września, pomimo że komunikaty meteorologiczne nie były zbyt korzystne, zdecydowano się na zarządzenie ponownego startu. O 5.50 pod dowództwem płk. Carla Truesdella wystartowało z lotnisk Horham, Thrope, Abbots i Tramlingham 110 „latających fortec”. W audycji BBC nadano melodię „Jeszcze jeden mazur dzisiaj”, która oznaczała, że wyprawa ponownie wystartowała w kierunku Warszawy. W godzinę po bombowcach znalazła się w powietrzu ich osłona 21. Operacja, nosząca kryptonim FILBY, rozpoczęła się.Ponieważ pogoda poprawiała się z godziny na godzinę, nadano depesze do okręgów: łódzkiego, krakowskiego i kieleckiego, w których odwołano stan czuwania. Wcześniej bowiem przewidywano, że w przypadku, gdy będzie niemożliwe osiągnięcie Warszawy, zrzuty mogą być dokonane na teren wspomnianych okręgów niejako awaryjnie 22 23.Cała wyprawa, podzielona na trzy mniejsze formacje, skierowała się początkowo nad Morzem Północnym nad południową Danię, następnie zaś w stronę Polski. Samoloty leciały w szyku nazwanym „box” (pudełko), dzięki któremu były one chronione dosyć dobrze przed atakami myśliwców nieprzyjaciela. Lecące w zwartym szyku „fortece” mogły przeciwstawić każdemu atakowi ogień kilkuset karabinów maszynowych jednocześnie.Jeszcze znad Danii do Wielkiej Brytanii zawróciły 3 samoloty, których załogi stwierdziły defekty uniemożliwiające lot. W rejonie Bomholmu wyprawa została po raz pierwszy zaatakowana przez samoloty niemieckie, nie zdołały się one jednak przedrzeć przez dywizjony myśliwców amerykańskich stanowiących osłonę. Jednak wkrótce po przekroczeniu brzegu Bałtyku, w czasie gdy bombowce skierowały się nad Toruniem i Płockiem nad Warszawę, myśliwce musiały zawrócić.Niemcy szybko zorientowali się, że bombowce lecą samotnie i ponowili ataki. Wyprawa została zaatakowana przez 2 Focke-Wulfy 190 i 8 Mes- serschmidtów 109. Atakowały one kolejne formacje, jednak bez większego powodzenia. Amerykańscy strzelcy meldowali, że między 12.37 a 12.48 zestrzelili 5 atakujących myśliwców na pewno i 1 prawdopodobnieй3. Część samolotów amerykańskich została jednak uszkodzona.Pierwszy silniejszy ogień artylerii przeciwlotniczej napotkano dopiero w rejonie Dąbrowy—Łomianek, praktycznie tuż przed celem. Tu właśnie jedna z maszyn wcześniej uszkodzonych przez myśliwce została trafiona pociskami artyleryjskimi. Załoga zdołała jeszcze wyrzucić zasobniki, następnie maszyna runęła w płomieniach na ziemię. Jedynie jeden lotnik zdołał wyskoczyć ze spadochronem. Przy lądowaniu w okolicy Dąbrowy złamał on jednak nogę i został wzięty do niewoli przez Niemców. W depeszy skierowanej z kraju do Londynu meldowano, że według informacji21 Dziennik czynności..., s. 4—7.22 Tamże, s. 7. O możliwości skierowania części zrzutu dziennego do okręgułódzkiego AK informowała m. in. depesza 8168 z Centrali do Barki (okręg łódzki)podpisana przez gen. Stanisława Tatara, nadana 11 września 1944 r. Archiwum Wojskowego Instytutu Historycznego, sygn. Ш/37/7.23 3D Bombardment Division-operational narrative-mission Warsaw — 18 September 1944, ASPP, sygn. 2.3.5.17.2.
184ANDRZEJ PAWEŁ PRZEMYSKIprzekazanych przez miejscowy oddział AK Niemcy od razu poddali wziętego do niewoli przesłuchaniu, nie pozwalając nawet na opatrzenie mu ran. Meldunek podawał, że „na badaniu zachowywał się po żołniersku, pogardliwie dla Niemców. Po badaniu Niemcy rozstrzelali go w lesie” 2i.Nad samą Warszawą ogień artylerii przeciwlotniczej był już o wiele bardziej intensywny. Meldunek sporządzony po locie przez dowódcę 3 Dywizji Bombowej USAF gen. Partridgea podawał, że rozpoznano co najmniej 45 ciężkich dział przeciwlotniczych kal. 88 mm, nie licząc wielu dział mniejszych kalibrów. Sama Warszawa nie była zbyt zadymiona, widoczność celów była dosyć dobra 24 25.Równocześnie z przygotowaniami do wyprawy prowadzonymi w Anglii, także i Warszawa szykowała się do odbioru zaopatrzenia.W strukturze okręgu warszawskiego Armii Krajowej istniała specjalna komórka odbioru zrzutów lotniczych, mająca duże doświadczenie we współpracy z lotnictwem alianckim jeszcze sprzed sierpnia 1944 r. Także przez cały okres trwania powstania warszawskiego odbierano zrzuty, można więc uznać, że oddziały AK w stolicy były w dużym stopniu przygotowane organizacyjnie do przyjęcia zrzutu amerykańskiego. Oczywiście, wyprawa amerykańska różniła się od dotychczas podejmowanych — przewidywana wielkość zrzutu, dokonanie go w dzień, a nie pod osłoną nocy — to wszystko zmuszało do podjęcia dodatkowych czynności. Całością akcji kierował w Warszawie szef komórki odbioru zrzutów lotniczych Komendy Okręgu mjr Janusz Zaborowski „Janusz” 26.W świetle doświadczeń płynących z poprzednich operacji przerzutowych w stolicy bardzo istotne było uniknięcie przejmowania zasobników przez osoby nie upoważnione. Regułą było przekazywanie odnalezionych zasobników do dyspozycji Komendy Okręgu, która dokonywała rozdziału broni i amunicji pomiędzy poszczególne oddziały. Często jednak zdarzało się, że niektóre oddziały nie informowały nikogo o znajdujących się u nich zasobnikach, o fakcie odebrania zrzutu. Takie postępowanie można było częściowo wytłumaczyć głodem broni wśród oddziałów powstańczych, trzeba też pamiętać, że broń zrzutową bardzo wysoko ceniono.By takich sytuacji uniknąć, utworzono przed zapowiedzianą operacją dzienną sieć posterunków obserwacyjno-meldunkowych. Do ich zadań należało lokalizowanie miejsc upadku poszczególnych zasobników i informowanie o tym rejonowych oficerów zrzutów. Ci ostatni mieli przejmować materiał i transportować go do wyznaczonych rejonów 27.Zgodnie z wcześniejszymi planami około godz. 13.30 samoloty amerykańskie rozpoczęły wyrzucanie zasobników nad Warszawą. Poszczególne formacje leciały na wysokości od czterech do sześciu tysięcy metrów, a że wiał dosyć silny wiatr, nie było mowy o dokonywaniu zrzutów dokładnie na cel. Zasobniki wyrzucano po prostu nad miastem, ponieważ jednak czas opadania ładunku wynosił ok. 7 minut, były one bardzo znoszone. Część spadochronów nie otworzyła się w ogóle, niektóre zaś zostały zapalone w powietrzu przez pociski niemieckie.24 Depesza 147/xxx/lll nadana do Londynu z radiostacji Wanda 07 w dn. 23 IX1944, ASPP, sygn. 2.3.5.17.2.25 Notatka z przebiegu rozmowy mjr. Sulińskiego i por. Patkowskiego w WarRoom 3 Dywizji Bombowej, ASPP, sygn. 2.3.5.17.2.26 K. Malinowski:Żołnierze łączności walczącej Warszawy, Warszawa 1983,s. 272.27 Tamże, s. 273.
AMERYKAŃSKI ZRZUT LOTNICZY...185Niemcy, podobnie jak i powstańcy w pierwszych chwilach byli przekonani, że nad Warszawą ma miejsce desant spadochroniarzy. Stąd też praktycznie cały ogień został skierowany przez oddziały niemieckie w powietrze w stronę rozwijających się spadochronów.Łącznie nad Warszawą wyrzucono 1284 zasobniki zawierające ok. 3000 pistoletów maszynowych, 200 erkaemów, 7000 granatów zwykłych i przeciwpancernych, ponad 7 ton materiałów wybuchowych i przeszło 2 min sztuk różnej amunicji. Poza tym zasobniki zawierały żywność, sprzęt sanitarny, sprzęt saperski28.Niestety, większość zasobników wylądowała poza zasięgiem powstańców. Sporo z nich przejęli Niemcy, część wylądowała na prawym brzegu Wisły i w samej rzece. Zasobniki lądowały także pomiędzy pozycjami powstańczymi i niemieckimi, a dostęp do nich był broniony przez Niemców ostrzeliwujących przedpola ogniem broni maszynowej.Po dokonaniu zrzutu samoloty amerykańskie odleciały na wschód, kierując się w stronę swych baz na Ukrainie. Jeszcze jedna maszyna została uszkodzona i zmuszona do lądowania na prawym brzegu Wisły, na terenach opanowanych przez wojska radzieckie. Jej załoga wyszła szczęśliwie bez szwanku. Oprócz jednej maszyny zestrzelonej nad Dąbrową, w której zginęło 9 lotników (plus 1 rozstrzelany przez Niemców), zginął jeszcze jeden lotnik na pokładzie innego samolotu, któremu udało się jednak wylądować w bazie29. Po sześciu dniach Amerykanie powrócili do baz w Wielkiej Brytanii poprzez Włochy.Tymczasem trwało zbieranie tych zasobników, które spadły na dzielnice będące pod kontrolą polską, podejmowano też coraz to nowe próby odzyskania zasobników leżących na ziemi niczyjej. Szczególnie ciężkie walki toczyły się w rejonie Ogrodu Pomologicznego.Tak jak przewidywano wcześniej, nie obyło się bez konfliktów, w wielu punktach miasta doszło do awantur, a nawet bijatyk. Każdy oddział starał się zachować przynajmniej część sprzętu na własne potrzeby. Oficerowie rejonowi zrzutów mieli poważne problemy nie tylko z przejmowaniem sprzętu, ale nawet z jego zinwentaryzowaniem 30.Wyprawa amerykańska wywołała entuzjazm wśród obserwujących ją mieszkańców Warszawy. Poprzednie zrzuty, wykonywane w nocy, nie były tak widoczne. Poza tym olbrzymie wrażenie robił widok formacji samolotów lecących majestatycznie ponad miastem. Miało to duże znaczenie psychologiczne dla obrońców stolicy.Trudniej jest dokonać oceny skuteczności zrzutu. Przede wszystkim prawie niemożliwe jest dokładniejsze określenie liczby zasobników przejętych przez powstańców. Wiadomo, że utracono wszystkie zasobniki, które spadły na Żoliborz, przejęto jedynie część z tych, które zniesione zostały na Mokotów i na Śródmieście.W kilka dni po zrzucie gen. Bór-Komorowski depeszował do Londynu podając, że do 21 września przejęto łącznie:228 zasobników, z których 77 zostało podjętych w walce,32 zasobniki — ustalono ich położenie, planowano podjęcie walki o ich odzyskanie,28 J. Garliński: op. cit., s. 207.29 Notatka z rozmowy..., s. 1.20 K. M a 1 i n o w s к i: op. cit., s. 274—275.
Inne tematy w dziale Polityka