Piotr Semka we wrześniowym numerze „ Do Rzeczy” ( 37/390 ) opisując konflikt Kuronia z Wałęsą w tekście pod tytułem „Zapomniany pucz” stawia tezę, że Kuroń przekonany o słabości WZZ (Wolnych Związków Zawodowych ) chciał je poddać nadzorowi i kontroli KSS KOR.
W nocy z 3 na 4 września w mieszkaniu adwokata Jacka Taylora mieli spotkać się bez Wałęsy Bogdan Borusewicz, Joanna Duda- Gwiazda, Lech Kaczyński, Jerzy Kmiecik, Andrzej Kołodziej, Bogdan Lis, Helena Łuczywo, Jacek Kuroń i Anna Walentynowicz. Zmowę milczenia wokół tego spotkania przerwał Krzysztof Wyszkowski w wywiadzie dla pisma IPN „ Pamięć i sprawiedliwość”. Zdaniem Wyszkowskiego Kuroń wypomniał Wałęsie ( pod jego nieobecność) współpracę z SB i domagał się jego usunięcia z WZZ. Tak czy owak fakt współpracy Wałęsy z SB był doskonale znany wymienionym osobom. Jak mówiła mi Ania Walentynowicz dysponowali oni nagraniem przyznania się Wałęsy do donoszenia na kolegów, ale dali taśmę na przechowanie Borusewiczowi a on ją gdzieś zgubił. Kiedy ubolewałam nad jej naiwnością, twierdząc, że zgubił nagranie celowo powiedziała oburzona: „ Borsuk – nigdy”. Była dobra i w swej dobroci święcie naiwna.
Kuroń podzielił zadania pomiędzy tak zorganizowane Wolne Związki Zawodowe rezerwując dla siebie rolę członka zespołu doradców, choć jak pisze Semka można się było domyślić, że chciał w tym zespole pełnić wiodącą rolę. Nie wiem czy to prawda, nie byłam przy tym, historycy powinni wydusić z żyjących jeszcze świadków historii najnowszej ich wspomnienia na ten temat. Pamiętam za to bardzo dobrze dyzgust ( trudno inaczej nazwać tę atmosferę) w środowisku „warszawki” gdy w grudniu 1970 roku wybuchły strajki na Wybrzeżu. Opozycja kontraktowa nie była jeszcze gotowa do przejęcia przywództwa ludowej rewolty, ale czuła się wyraźnie zawiedziona, że „ ciemny lud” potrafił podnieść głowę bez jej światłego przywództwa. „ Wielka rewolucja w sprawie ceny kiełbasy zwyczajniackiej” – mówiło się pomniejszająco w warszawskich salonach złośliwie przekręcając nazwę kiełbasy zwyczajnej. Nie wiem czy smak tej kiełbasy był elitom znany. Nie kupowało się jej przecież w Peweksie ani w sklepach za żółtymi firankami.
W tym samym ciekawym numerze „ Do rzeczy” Rafał Ziemkiewicz stawia tezę, że osiągnęliśmy ( my społeczeństwo polskie ) dno jakim jest zaangażowanie liberalno- lewicowej elity w kampanię solidarności z facetem żądającym nazywania go Margot. To dla liberalnych elit przecież nic nowego. Był inny facet, który kazał nazywać się Anną Grodzką i nawet dostał się z tego tytułu do parlamentu. Gdzież jest teraz pani Ania? Gdzie podział się niejaki Palikot? To są polityczne jednorazówki. Odchodzą w polityczny niebyt jak każdy Murzyn ( przepraszam Afroamerykanin, a może Afropolak ) który zrobił już swoje.
Wracając do tezy Ziemkiewicza. Przypomnę fraszkę Stanisława Jerzego Leca: „kiedy znalazłem się na samym dnie usłyszałem ciche pukanie od spodu”. Otóż osoby ze świata nauki i sztuki, które zwróciły się do międzynarodowej opinii aby spowodowała uwolnienie pospolitego chuligana o pseudonimie Margot, jeżeli nawet jak chce Ziemkiewicz znalazły się na samym dnie, słyszą teraz bynajmniej nie ciche lecz całkiem głośne pukanie od spodu. To pukanie z dna piekieł. Czy ksiądz Adam Boniecki, który podpisał poręczenie za Margot naprawdę popiera sprofanowanie figury Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu? Tej samej figury, która zwalona przez Niemców wskazywała oskarżycielsko ręką w niebo? Tej samej figury, która zdobi katedrę w Grodnie odremontowaną z pietyzmem przez Łukaszenkę? Czy teraz ksiądz Boniecki poprze żądanie aborcji bez ograniczeń?
Na marginesie- w naszym paternalistycznym stosunku do Białorusi, w naszym poczuciu wyższości wobec Białorusinów pozwalamy sobie używać określenia „ poziom Białorusi” jako symbol brudu, nieładu społecznego, głupoty czyli symbol samego dna kulturowego. To określenie słyszałam w polskim Sejmie, używają go a raczej nadużywają dziennikarze. Zauważmy jednak, że wyprowadzone na ulice, protestujące przeciwko Łukaszence dzieciaki wchodząc na ławki zdejmują grzecznie buciki. Nie chcą niszczyć i brudzić ławek. Niosą transparenty z napisem „Уходи” ( Odejdź) zamiast jak nasze małolaty „Wyp….j.”.
Nie rzucają kamieniami i nie profanują kościołów i cerkwi. Nie zamierzają też palić kościołów ani mordować księży. A takie hasła słychać przecież w naszym kraju. Hasła, które powinny być potraktowane przez władze z całą surowością jako groźby karalne.
To banał ale to napiszę. Elity polskie zostały wymordowane przez Niemców i Rosjan. Zastąpiły je elity przywiezione na sowieckich tankach. Wśród nich byli ludzie niegłupi jak choćby Stanisław Jerzy Lec, który zgrzeszył jak oni wszyscy wiernopoddańczym uwielbieniem Stalina. Elity sowieckiej władzy stopniowo ewoluowały, każąc nam podziwiać kolejne etapy ich brzydkiej choroby lewicowości wywołanej podobno pokąsaniem przez Hegla. Szkoda że nie znano wówczas odpowiedniej szczepionki. Pokąsani chcieli żebyśmy jak lekarz podziwiali ich piękny (to znaczy okazowy) szankier twardy, szankier miękki a w końcu paraliż postępowy. Ale społeczeństwo polskie ma dość bawienia się w lekarza. Szczególnie, że obserwujemy groźny nawrót choroby. Lewica polska nie paliła kościołów nawet za czasów Stalina. Pamiętam zdjęcia Bieruta niosącego w procesji Bożego Ciała wstęgi od baldachimu. Lewica nie domagała się aborcji na żądanie choć czasy były ciężkie. Lewica zmutowała jednak w agresywne lewactwo. Najważniejszym objawem choroby lewactwa jest zidiocenie. Zidiocenie artystów, zidiocenie naukowców, a nawet zidiocenie duchownych. A my musimy nauczyć się z tym żyć.
Pytałam kiedyś Anię Walentynowicz, Joannę i Andrzeja Gwiazdę i Kołodzieja dlaczego oddali przywództwo strajku w ręce tak zwanych doradców. Inaczej mówiąc dlaczego pozwolili aby opozycja kontraktowa przejęła oddolną, solidarnościową rewoltę. Odpowiedź nieodmiennie brzmiała: „ Bo to przecież byli ludzie mądrzy, profesorowie, robotnikom bardzo imponowali”
Izabela Brodacka Falzmann
Inne tematy w dziale Polityka