W poprzedniej notce „Mężczyzna piecze bułeczki” usiłowałem w jakiś sposób zdefiniować męskie gotowanie. Jeżeli więc zamieszczona tam definicja „maksimum efektu przy minimalnym nakładzie pracy” jest wystarczająco dobra, to na czoło wszelkich męskich dokonań kulinarnych powinien wysunąć się „makaron z puchą”, towarzysz w słodko i słonowodnych rejsach, kumpel włóczęgów, niezawodny przyjaciel zgłodniałych, którzy muszą coś i natychmiast.
Nazwa „makaron z puchą” w zasadzie eliminuje potrzebę przytaczania receptury, są jednak pewne wymagające wyjaśnienia niuanse. Otóż po ugotowaniu makaronu dodajemy do niego zimną zawartość puszki np. z wieprzowiną. Mięso ogrzeje się w gorącym makaronie. Jest to chwalebna oszczędność energii, której w sytuacjach codziennych, jak i ekstremalnych nigdy nie jest zbyt dużo. Jeżeli danie wykonywane jest w wersji wystawnej, można dodać nieco przecieru pomidorowego, a w wersji królewskiej przysmażoną cebulkę, o ile dysponujemy patelnią. Oczywiście sól i pieprz do smaku jest niezbędny w każdej wersji. Po czterech godzinach pagajowania ta najprostsza potrawa zdaje się być godna stołów Lukullusa.
Zaletą, chyba zresztą największą „makaronu z puchą” jest coś, co nazywane jest „idiot-proof”. Jedyne błędy, które można popełnić, to niedogotowanie lub rozgotowanie makaronu. Wspominam o tym dlatego, że przy niewiele trudniejszej „męskiej” potrawie, jaką są pszenne bułeczki, pojawiły się nadzwyczaj oryginalne męskie komentarze, przeczące ogólnie zasadom sztuki kulinarnej, a szczególnie piekarnictwa. Należy więc jedynie odnotować, iż między bajki można włożyć wymyśloną wyższość drożdży suszonych nad drożdżami instant, a także brak potrzeby napowietrzania mąki. Szkoda czasu na polemikę.
Skoro mężczyzna ma upiec tartę, a więc kruchy podkład, na którym można umieścić i zapiec zarówno owoce, jak i sery, wędliny, a właściwie wszystko co się komu zamarzy, trzeba mu dać możliwość totalnego uproszczenia niezbędnych czynności. Jednym z uproszczeń jest użycie malaksera do wyrobienia ciasta. Wsypujemy do niego ćwierć kilograma mąki i włączamy na kilkanaście sekund. Wirujące noże znakomicie napowietrzą mąkę. Następnie dodajemy ½ kostki masła podzieloną na drobniejsze kawałki, dużą łyżkę cukru (lub nie), pół łyżeczki soli i dwa, trzy żółtka. Uruchomiamy powtórnie maszynę i obserwujemy efekt jej działania. Wkrótce zrobią się jakby „zacierki”, więc dolewamy odrobinę zimnej wody. Czynność powtarzamy tak długo, aż otrzymamy kulę gęstego ciasta, którą opakowujemy w folię i wkładamy do lodówki.
Jak umieścić ciasto w formie do pieczenia? Najprostszym sposobem jest ułożenie kuli na środku tortownicy (o średnicy np. 26 cm) i następnie rozklepywanie jej najpierw pięścią, później dłonią, a na końcu palcami na całej dostępnej powierzchni. Powinniśmy też uformować rant ciasta, oraz ponakłuwać je widelcem. Formę wstawiamy do piekarnika z termoobiegiem nastawionego na 180 C na jakieś 15 minut. Kiedy ciasto stanie się jasnozłote przerywamy pieczenie. Otrzymaliśmy idealny kruchy spód tarty.
Co będzie dalej? Dalszy ciąg Drodzy Państwo nastąpi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości