No i wydało się. Ekipa z ulicy Czerskiej znalazła dowód, z którego jasno wynika, że ktoś podrzuca śnięte ryby do Wisły. Wyborcza dotarła do świadka, pana Zbyszka, który bez wątpliwości stwierdza, że:
To nie są ryby z Wisły. Ktoś je tu podrzucił.
Zaintrygowany, postanowiłem przeprowadzić śledztwo. Przyczaiłem się na brzegu Wisły, żeby sprawdzić, czy Wyborcza i pan Zbyszek mają rację. Nie musiałem długo czekać. Po krótkim czasie wypatrzyłem podejrzaną postać w łódce, która wyciągnęła z olbrzymiego worka małą rybkę. Człowiek ten szybkim ruchem zdzielił swoją ofiarę po głowie ogłuszaczem, sztyletem przebił jej malutkie serduszko
i...wrzucił do wody
Zdezorientowany i oszołomiony czekałem jeszcze chwilę w bezruchu, gdy zza szuwarów przypłynęła druga łódka. Dwaj uśmiechnięci panowie zaczęli wyławiać z Wisły zamordowane i podrzucone chwilę wcześniej rybki. Po wyciągnięciu z wody ładowali je do do skrzyń. Byłem chyba niewystarczająco ostrożny i źle zakonspirowany, bo w pewnym momencie obydwaj panowie, patrząc w moim kierunku, pokazali gest dobrze wykonanej roboty.
Inne tematy w dziale Rozmaitości