W 2007 roku byłam recenzentem pracy doktorskiej pana Macieja Kisilowskiego na wydziale prawa. To była bardzo słaba praca, której nikt nie chciał recenzować. Miałam do niej wiele uwag. Recenzując jego pracę wyszło, że nie zna on polskiego prawa, dorobku ani doktryny polskiego prawa publicznego, ani orzecznictwa sądów polskich. Należy podkreślić, że Kisilowski pracę magisterską napisał w Stanach Zjednoczonych, a w Polsce napisał doktorat z organizacji pozarządowych, który był przeglądem literatury amerykańskiej.
Tak pani poseł Krystyna Pawłowicz, w rozmowie z portalem wPolityce.pl, dorzuciła swoje trzy grosze do dyskutowanej w mediach propozycji głębokiej decentralizacji Polski. Nie mam zamiaru odnosić się do samej wizji „Wielkiej Polski Obywatelskiej”, wystarczająco dużo już na ten temat napisano, również na S24. Pomysł wydaje mi się, delikatnie mówiąc, bardzo zły. W słowach dr hab. Pawłowicz uderzyło mnie co innego. Maciej Kisilowski uzyskał stopień doktora nauk prawnych w 2008 roku na UW, po obronie rozprawy pt. Reforma prawa sektora pozarządowego - w poszukiwaniu rozwiązań modelowych. Z informacji na portalu Nauka Polska wynika rzeczywiście, że jednym z recenzentów była dr hab. Krystyna Pawłowicz. Z wypowiedzi Pani Poseł można wnioskować (nie mam wątpliwości, że gdyby było inaczej nie omieszkałaby również o tym poinformować), że jej recenzja pracy Kisilowskiego była pozytywna. Dodatkową poszlaką jest fakt, że doktorat został obroniony.
Zatem:
1. skoro praca Macieja Kisilowskiego była bardzo słaba,
2. skoro dr hab. Krystyna Pawłowicz miała do niej wiele uwag,
3. skoro habilitant nie zna polskiego prawa,
4. dorobku ani doktryny polskiego prawa publicznego,
5. ani orzecznictwa polskich sądów,
to dlaczego uzyskał stopień doktora!!!??? I dlaczego (najprawdopodobniej) dr hab. Krystyna Pawłowicz dała pozytywną recenzję w tak beznadziejnym przypadku? A jeżeli jej recenzja była negatywna to dlaczego nie podniosła rabanu, przynajmniej w światku akademickim, że tak beznadziejne prace kończą się nadaniem stopnia doktora. Takie postępowanie nauczyciela akademickiego jest karygodne, może być (a raczej na pewno jest) powodem obniżania poziomu nauki. Moim zdaniem, jeżeli prawdą jest to co napisała dr hab. Krystyna Pawłowicz o pracy Kisilowskiego to jej, przytoczony na wstępie, komentarz nie przynosi jej chwały. Więcej, kompromituje ją. Jeżeli natomiast słowa te nie do końca są zgodne z prawdą, a są jedynie reakcją emocjonalną na odgrzewaną po kilku latach (rzeczywiście irytującą) koncepcję, to również nie świadczy dobrze o Krystynie Pawłowicz. Ani jako o polityku, ani jako o nauczycielu akademickim.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo