Lewitujący od kilku miesięcy nad ziemią marszałek Senatu Tomasz Grodzki najprawdopodobniej powoli "flaczeje", być może nadmiar sodowych bąbelków ulatuje w eter. Jako trzecia osoba w państwie postanowił zaprosić do Senatu posła Jarosława Kaczyńskiego. Liczy na to, że szeregowy poseł pomoże mu w wypracowaniu kompromisu w sprawie wyborów prezydenckich:
Zamierzam zaprosić prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego do Senatu, aby wypracować z partią rządzącą jakiś kompromis, który ułatwi pracę Senatowi nad ustawą, tak żeby nikt nie mógł powiedzieć, że mamy prezydenta, który został wybrany w wyborach, które nie są wyborami, które nie spełniają standardów demokratycznych, narażają reputację Rzeczpospolitej na świecie .
Marszałek nie wyjaśnił jednak w jaki sposób szeregowy poseł, jeden z 460, miałby pomóc trzeciej osobie w państwie w wypracowaniu kompromisu. Grodzki ma przecież do pomocy 99 senatorów, a większość z nich to kwiat polskiej demokracji, sól ziemi europejskiej, ostatni bastion obrony przed kaczyzmem. Do czego więc potrzebny jest Marszałkowi szeregowy poseł? Zwłaszcza, że jeszcze nie tak dawno Marszałek publicznie wyrażał bardzo poważne obawy o stan umysłu tego posła. Czyżby tym razem nie przeszkadzało mu to, że umysł szeregowego posła może "reagować trochę inaczej"? I mając tak wspaniałe zaplecze trzecia osoba w państwie prosi o pomoc szeregowego posła, którego umysł być może szwankuje? Nie boi się też trzecia osoba w państwie, że wypracowywanie kompromisu z szeregowym posłem, o niepewnych walorach umysłowych, narazi reputację Rzeczpospolitej na świecie?
Inne tematy w dziale Polityka