Podobno każdy (wszystko) ma w życiu swoje pięć minut. Ma i on. W latach 90. wróżono mu wielką przyszłość, ale ani w Polsce, ani na świecie e-learning nigdy nie wydoroślał. Teraz, podstarzały, od 30 lat dobrze się zapowiadający, musi pokazać na co go stać. Chcąc nie chcąc przez następne kilka (oby nie dłużej) tygodni będzie pełnił obowiązki króla, a co najmniej księcia. Nie pytany o zgodę, wytargany z zapajęczonej komórki, przechodzi lifting i jest doprowadzany do stanu używalności. Z powodu braku lepszego kandydata został zasugerowany przez MNiSW, zaakceptowany i przygotowuje się do realizowania zawieszonych zajęć ze studentami.
Na mojej uczelni e-learning ma ruszyć już w połowie przyszłego tygodnia. Zespół do przygotowania technicznego i błyskawicznego przeszkolenia kadry kończy pracę i zaczynamy. Uda się? Jednym z potencjalnych powodów porażki może okazać się zbyt mała wydolność narzędzi sieciowych. W samej Polsce z dnia na dzień pojawi się ponad milion potencjalnych, regularnych użytkowników, a z pewnością w części innych państw będzie podobnie. Niewiadomą jest również przygotowanie sprzętowe studentów, w tym sporej liczby studentów zagranicznych.
Najprawdopodobniej po bezkonkurencyjnym i intesywnym, ale krótkim panowaniu e-learning znowu zapadnie w letarg. Chyba, że mimo skrajnej prowizorki zagra jak Duńczycy w 1992 roku.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo