Spór o krzyż upamiętniający wydarzenia posmoleńskie przed Pałacem Prezydenckim przybrał takie rozmiary, że można śmiało określić go słynnym mianem wojny polsko-polskiej. Bo tu nie chodzi o przedstawienie swoich racji, lecz o wyniszczenie i skompromitowanie przeciwnika.
Obrońcy krzyża grzmią, że jego przeniesienie jest zamachem na wiarę i polskość. Zwolennicy zniknięcia sprzed pałacu symbolu katastrofy smoleńskiej dopuszczają się już nawet profanacji samego Krzyża Świętego.
Czy społeczeństwo wywołuje tę wojnę? Raczej nie. To politycy podżegają do nienawiści. Bronisław Komorowski nie musiał dzień po wyborach ogłaszać przez swoich urzędników zamiaru przeniesienia krzyża. Gdyby zrobił to po cichu, całej afery najprawdopodobniej by nie było. Zrobiłby co najwyżej krzywdę sobie i swojej partii, ale to by nic nie znaczyło. Tak, to była kolejna, tym razem jednak brzemienna w skutkach wpadka Super Bronia.
Niestety, Jarosław Kaczyński też źle zachowuje się w całej tej sytuacji. Jeśli chce nosić tytuł Jarosława Mądrego musi ustąpić- bo na taki gest na pewno nie zdobędzie się Komorowski- jemu nie w smak, by Polacy pamiętali o prezydencie Kaczyńskim.
Wojna o krzyż źle może skończyć się dla Kościoła. Ruchy antyklerykalne i antychrześcijańskie mają wielką pożywkę w tej sytuacji, bo Krzyż staje się narzędziem nienawiści. Pragną one skompromitować Kościół katolicki w Polsce chcą uczynić z naszego kraju państwo świeckie, czyli takie które wstydzi się swojej tradycji religijnej.
W tej poważnej sytuacji warto by jedna ze stron sporu wycofała się z niego. Wtedy wygra Bóg i Ojczyzna.
Inne tematy w dziale Polityka