Wszyscy niestety dożyliśmy nieszczęsnych czasów w których prezydent Stanów Zjednoczonych ukraińskie ofiary napaści obarcza winą za napaść, a o rosyjskim napastniku nawet nie wspomina. We wspomnianym wywiadzie Trump nazwał dyktatorem Wołodymyra Zełenskiego i przy okazji nie poświęcił nawet jednego słowa Putinowi. Obecnie korki od szampana na Kremlu zapewne wystrzeliwują w górę i tylko patrzeć jak Putin zarządzi nowe święto państwowe, oraz paradę zwycięstwa na Placu Czerwonym.
I jak tak dalej pójdzie, to Marija Zacharowa zostanie wkrótce bezrobotna, bo Trump świetnie odnajduje się w roli rzecznika prasowego Kremla. W związku z tym o czym mowa w Europie zapanowała konsternacja, a do Polaków nie dotarły chyba jeszcze w pełni skutki tego salta, jakie na oczach świata dokonał Trump. Skoro według rządzących teraz Ameryką, Ukraina i Europa są złe, a Rosja dobra, to co dalej?
Naturalną konsekwencją takiego oszacowania może być chociażby wycofanie amerykańskich żołnierzy z Europy. Mnie szczególnie nurtuje pytanie, co w tym świecie obecnie stawianym na głowie, z bronią zakupioną od Ameryki i już zakontraktowaną przez Polskę, zrobimy w razie ataku Rosji na nas? Czy będziemy ją w stanie w pełni użyć? Zwłaszcza, w przypadku jeśli my również wkrótce staniemy się dla Amerykanów tak samo źli jak Ukraińcy. Czy będziemy w stanie się bronić przed Rosją chociażby zakupionymi za grube miliardy samolotami f-35, systemami obrony przeciwrakietowej i Abramsami?
Cały swój plan bezpieczeństwa Polska oparła przecież o sojusz z NATO, z Ameryką na czele. A obecnie wiele wskazuje na to, że struktura bezpieczeństwa NATO runie wkrótce jak domek z kart, gdy Amerykanie wycofają się z Europy. A oni zapewne to zrobią.
W związku z tym co się dzieje na Polaków powinien zadziałać już nawet nie efekt kubła lodowatej wody wylanej na głowy, a kąpiel w przeręblu. Nie pozostaje nam nic innego jak liczyć na wsparcie zdegenerowanej moralnie i mało wydolnej Europy. Zwłaszcza z krajami bezpośrednio zagrożonymi przez imperializm rosyjski Polska powinna wchodzić w sojusze wojskowe.
Teoretycznie, biorąc pod uwagę potencjał gospodarczy Europy, gdyby tylko zjednoczyła się ona w celu obrony przed Rosją, mogłaby w efekcie ją odstraszyć. Ale biorąc pod uwagę doświadczenia historyczne, różnorodność interesów i jej instytucjonalną niewydolność, to trudno w pełni bazować na takim założeniu. Tak naprawdę pozostają nam tylko Skandynawowie, Bałtowie i być może Rumuni. I należy takie sojusze budować już teraz. Oni, podobnie jak Polacy czują wyraźnie bliski oddech Putina. Czy takie samo poczucie mają chociażby Portugalczycy, albo Hiszpanie? Wątpię.
Wiele wskazuje na to, że do polskiej strony konserwatywnej nie dotarły jeszcze skutki rewolty Trumpa i jakie ona będzie mieć przełożenie na fundamentalne bezpieczeństwo Polski. Chociażby na stronie wPolityce, którą odwiedzam regularnie, nie znalazłem nawet wzmianki o tym, że Trump nazwał Zełenskiego dyktatorem i obwinia Ukraińców o wywołanie wojny z Rosją. Podobnie na innych konserwatywnych stronach i u konserwatywnych komentatorów.
Jeszcze jakiś czas temu Trump i jego ludzie rzeczywiście mogli się jawić jako sojusznicy w przywracaniu europejskiej cywilizacji właściwego kształtu, opartego na chrześcijańskiej wartościach i rzymskim prawie. I być może części ludziom Trumpa bliskie są te wartości. Ale jednocześnie swoimi czynami narażają dużą część Europejczyków na bezpośrednie zagrożenie ze strony Putina. Mam uwierzyć, że Chcą oni uleczyć Europę pakując ją właśnie bezceremonialnie w jego łapy? I to jest ta ich chrześcijańska misja?
Trump nie jawi mi się obecnie jako prawdziwy chrześcijanin. Prawdziwy chrześcijanin musi mieć głęboko zakodowaną w duszy empatię w stosunku do ofiary i nigdy nie będzie stawiał oprawcy ponad nią, nawet w momencie, gdy realizuje on swoje twarde interesy polityczne. A Trump właśnie na oczach świata zrobił dokładnie odwrotnie.
No i jaki z tego wszystkiego płynie dla nas wniosek? Ano taki, że historia lubi się powtarzać i jeśli umiesz liczyć, to licz na siebie.
Inne tematy w dziale Polityka