Na przestrzeni kilkudziesięciu lat trwania PRL-u powstało wiele głęboko zapadających w pamięć filmów. Jednak filmów naprawdę wielkich powstało niewiele. Jednym z tych niewątpliwie wybitnych jest tryptyk Świadectwo urodzenia, w reżyserii Stanisława Różewicza, z 1961 roku.
Akcja filmu osadzona jest w czasie II wojny światowej w Polsce i opowiada o losach dzieci uwikłanych w dramatyczne wydarzenia, zarówno samych działań wojennych jak i okupacji.
W pierwszej części tryptyku pt. Na drodze, głównym bohaterem jest kilkuletni Janek, ( Henryk Hryniewicz) który podczas chaotycznej ucieczki przed Niemcami z Warszawy, w czasie kampanii wrześniowej, gubi po drodze mamę. Następnie dołącza do żołnierza- furmana Józefa, ( Wojciech Siemion) z którym wspólnie próbują przedostać się na wschód przed coraz bardziej napierającą armią niemiecką.
W drugiej noweli pt. Listy z obozu, poznajemy trzech braci, chłopców, Zbyszka, Heńka i Jacka. Chłopcy są pozostawieni właściwie sami sobie w trudnej rzeczywistości okupacyjnej. Ojciec chłopców jest w niewoli, a matka ciągle nieobecna z powodu zajmowania się szmuglem aby zapewnić byt rodzinie.
Główną bohaterką trzeciej części pt. Kropla Krwi, jest Mirka, (Beata Barszczewska) żydowska dziewczynka, która wydostaje się na aryjską stronę z opustoszałego getta. Mirka wie, że ma udać się pod zapisany adres, do przyjaciół swoich rodziców sprzed wojny, którzy mają się nią zaopiekować. Droga dziewczynki jest niebezpieczna i wyboista, zarówno aby dostać się pod wskazany adres, jak i później. Pod zmienionym nazwiskiem trafia wreszcie do przytułku dla sierot, gdzie musi stanąć twarzą w twarz z dwoma SS-manami ( Mariusz Dmochowski, Emil Karewicz) tropiącymi żydowskie dzieci.
Jedną z wielu mocnych stron filmu jest gra aktorska dzieci. Dzieci świetnie wypadają w relacjach aktorskich z dorosłymi, jak chociażby relacja małego Jasia z furmanem Józefem, w pierwszej części, pełna wzajemnego zrozumienia w tym okrutnym i ogarnianym coraz większą pożogą świecie. Świetnie są też przedstawione relacje braci w drugiej noweli, ich dziecięce spory, ich potrzeby przyspieszonej dojrzałości i tęsknoty. Bodajże najbardziej ujmującą i zapadającą w pamięć scenę z całego tryptyku odegrała Beatka Barszczewska, w roli Mirki, gdy ze strachem w oczach zapewnia SS-manów, że jest Polką i nazywa się Marysia Malinowska. To zestawienie niewinności i delikatności z ewidentnym złem w postaci nazistowskich funkcjonariuszy jest w stanie poruszyć najbardziej zatwardziałe serca.
Jednak dramatyczne i ujmujące sceny świetnie odgrywane przez dzieci i dorosłych, dobry scenariusz i w ogóle całość trzymająca się kupy, to jeszcze za mało aby móc powiedzieć, że film jest wielki. Obok w/w zalet ja tę wielkość Świadectwa urodzenia dostrzegam w zdjęciach i scenografii. Trudno w pełni wyrazić na czym to wszystko polega, być może w perfekcyjnym podejściu do tworzonych scen, też pewnego rodzaju teatralności. Nic w tym filmie nie jest przypadkowe, wszystko jest przemyślane i sensowne. Podobne wrażenia odnoszę oglądając filmy innych wielkich twórców autorskiego kina, jak chociażby Barry’ego Lyndona, Stanleya Kubricka, z 1975 roku. Czy posiłkując się przykładem z naszego rodzimego ogródka, oglądając Faraona, Jerzego Kawalerowicza, z 1966 roku, ale w tym przypadku tylko formalnie, bo przecież bez takiego ładunku emocjonalnego jak w Świadectwie urodzenia.
Dla mnie Świadectwo urodzenia to film wielki. Ci co go oglądali zapewne się ze mną zgodzą. Tych którzy jeszcze nie oglądali zachęcam do oglądania. Bo filmów naprawdę wybitnych powstało w historii kina naprawdę niewiele.
Inne tematy w dziale Kultura