Zostawił byś lepiej ten komiks i zabrał byś się za książkę. Często słyszałem te słowa od rodziców jako chłopak i nastolatek, i to była mądra rada skierowana w moją stronę. Trudno w ogóle zestawiać korzyści płynące z czytania książek i komiksów. To właśnie czytanie książek w młodości pozostawia później trwały i pozytywny ślad w dorosłym życiu. Nic nie jest w stanie przecież zastąpić czytania książek w budowaniu wyobraźni i w rozszerzaniu wiedzy o świecie. To wszystko prawda. Ale jako chłopak pochłaniałem setkami zarówno książki, jak i komiksy. I nie żałuję. Ciepło wspominam te wszystkie kolorowe historyjki. I czasami, gdy wpadnie mi w ręce jakiś stary komiks sprzed kilkudziesięciu lat, to mam wtedy poczucie jakbym znalazł skarb. Podobnie mam zresztą, gdy w ręce wpadnie mi ulubiona książka z dalekiej przeszłości. To miłe i jedyne w swoim rodzaju uczucie.
Nie pamiętam z jakimi komiksami zetknąłem się po raz pierwszy. Przypuszczam, że mogła to być seria Kapitan Żbik, lub Tytus Romek i A’Tomek, które były bodajże najpopularniejszymi seriami komiksowymi w Polsce, w latach 70-tych i 80-tych, ubiegłego wieku. Wielu chłopaków wtedy te zeszyty kolekcjonowało. Ta zabawa wymagała wówczas sporo sprytu i cierpliwości, ponieważ, jak to bywało z wieloma innymi rzeczami u schyłku PRL-u, również komiksy były towarem deficytowym. A gdy już pojawiły się w wolnej sprzedaży, w osiedlowym kiosku, czy księgarni, to rozchodziły się momentalnie jak ciepłe bułeczki. Ale wówczas pomiędzy dziećmi handel wymienny kwitł w najlepsze, więc zawsze można było wymienić coś za coś, i zdobyć w ten sposób upragnioną rzecz.
I w ten oto sposób udało mi się zgromadzić wszystkie odcinki, zarówno żbików, jak i tytusów. Chodziłem dumny jak paw z tego powodu. Pamiętam, że największy problem miałem ze zdobyciem jednej z ksiąg tytusa, niestety, nie pamiętam dokładnie której. Nie wiem też z jakiego powodu to wynikało, że była ona tak trudno osiągalna. Być może nakład akurat tego komiksu był bardzo niski. Tak czy siak, udało mi się wreszcie znaleźć kolegę, który miał ten komiks. I wymieniłem się z nim dając mu w zamian świerszczyk, takie erotyczne zachodnie czasopismo. Gołych bab na kredowym papierze było mi oczywiście żal, ale nic nie było w stanie wówczas przebić pragnienia posiadania brakującej części tytusa.
Fajnie się wówczas czytało i oglądało te komiksy. I nie przeszkadzało mi wówczas nawet to, że pierwsze księgi tytusa tylko w połowie były kolorowe, zapewne z powodu oszczędności, bo drukowanie w kolorze było droższe. Przygody tej tytułowej małpy i jej kompanów przynosiły mi wówczas wiele radości. Papcio Chmiel wykazał się wielką wyobraźnią i poczuciem humoru tworząc te historyjki. Z serii o żbiku najlepiej wspominam serię o harcerzach, jak: Wieloryb z Peryskopem, czy Wiszący Rower, albo Kto Zabił Jacka? Ale też te wcześniejsze, typowo kryminalne. Była też w jednym z zeszytów żbika historia o szkole, w której Kapitan Żbik uczył chłopców judo, aby ci potrafili bronić się przed starszymi chłopakami terroryzującymi młodsze dzieci, tzw. gitowcami. Niestety, nie pamiętam również tytułu tego komiksu, ale pamiętam za to jak wiele emocji wywoływało czytanie i oglądanie tej historii.
Z czasem pojawiały się na rynku nowe historie komiksowe. Chociażby seria o dzielnych wojach pt. Kajko i Kokosz. Ich czytanie to też była dobra zabawa. W komiksach można też było odnaleźć tematy wojenne. Do głowy przychodzi mi teraz seria Podziemny Front, czy Kapitan Kloss. Była też seria o pierwszych Piastach, począwszy od legendarnego Piasta Kołodzieja. Miło też wspominam komiks o podbiciu przez Hernana Corteza imperium Azteków. Były też historie o tematyce SF. Chociażby Bogowie z Kosmosu, na podstawie twórczości Ericha von Danikena, czy Thorgal, historia stworzona przez Grzegorza Rosińskiego. Trudno nie wspomnieć tutaj o miesięczniku Relax, który drukował komiksy w kawałkach. Tych różnych historii komiksowych było mnóstwo i na pewno wszystkich tutaj nie wymieniłem.
Tak czy siak, jako chłopak zgromadziłem tych komiksów naprawdę dużo. Po pewnym czasie znudziło mi się jednak ich kolekcjonowanie i zapragnąłem czegoś innego. Na młodzieżowym pchlim targu, organizowanym corocznie z okazji dni osiedla, wszystkie te moje z takim trudem gromadzone skarby, zamieniłem na jakiś ruski mikroskop. Nie powiem, oglądanie świata w ogromnym powiększeniu też było ciekawe i ekscytujące, ale z perspektywy czasu żałuję mojej utraconej komiksowej kolekcji. Chętnie bym sobie do niej dzisiaj powrócił. Pomijając już sam fakt ich obecnej wartości kolekcjonerskiej, a posiadałem pierwsze wydania zarówno żbików jak i tytusów, stanowiły one dla mnie wówczas dużą wartość. Pewnie jeszcze większą stanowiły by dzisiaj. Bo przecież jedną z najbardziej ekscytujących rzeczy w życiu jest właśnie, po wielu latach, otworzyć pudełko z ulubionymi skarbami z dzieciństwa.
Inne tematy w dziale Kultura