- Największy problem z narracją o "Złotym wieku" Piątkowskiego polega na przekonaniu, że skoro wskaźniki rosną, to będą rosły dalej, a wszystko będzie nam się udawać. Moim zdaniem dotychczas byliśmy wagonikiem podczepionym do innych, głównie pod zachodnie korporacje, regulacje z Unii Europejskiej oraz międzynarodową koniunkturę, która obecnie przechodzi większe perturbacje. Aby zrobić kolejny krok, potrzebujemy już nie wagonika, lecz własnej lokomotywy – mówi Krzysztof Mazur, Uniwersytet Jagielloński.
- W momencie, kiedy zaczynasz prowadzić międzynarodowy biznes, sama kreatywność i przedsiębiorczość nie wystarczają. Jeśli spojrzysz na WIG20, czyli indeks giełdowy największych polskich spółek, to po 35 latach większość z nich to nadal spółki skarbu państwa lub te, które mają korzenie w spółkach skarbu państwa, przejęte przez zagraniczny kapitał. Tych budowanych od zera po 1989 roku jest mniejszość. Gdybyśmy spojrzeli na firmy próbujące konkurować globalnie, to właściwie są tam 3-4 firmy spośród tych 20 największych. To pokazuje, że jeśli chcielibyśmy, aby w WIG20 większość stanowiły spółki technologiczne na eksport, podbijające globalne rynki, musi się coś zmienić – zaznacza.
Igor Janke twierdzi, że wszystko, co osiągnęliśmy, zawdzięczamy społeczeństwu obywatelskiemu, przedsiębiorcom oraz prywatnemu kapitałowi zachodniemu, który tutaj zainwestował. Jego zdaniem bardzo niewiele udało nam się osiągnąć jako państwo, jako wspólnota. Nie zbudowaliśmy instytucji, co widać do dzisiaj ani mechanizmów rozwoju.
- Państwo mocno dostosowało się do nowych realiów unijnych. Jeśli spojrzymy na autostrady, udało nam się znacznie szybciej zbudować te biegnące ze wschodu na zachód, ponieważ było to zgodne z głównym nurtem w Europie. Natomiast Via Carpatia, mająca połączyć Bałtyk z Bałkanami w duchu Trójmorza, jest mniej popularna w Brukseli w porównaniu z tranzytem wschód-zachód. W pewnym momencie polskie państwo zaczęło myśleć, że skoro mamy trudności z budowaniem wieloletnich programów, to oprzyjmy się na programach europejskich. Tam, gdzie płyniemy w głównym nurcie, udaje się. Natomiast kiedy mamy projekty, które są w kontrze do interesów Berlina, Paryża czy Brukseli, pojawiają się problemy – uważa.
- Wojna w Ukrainie pokazuje, że rozpoznanie z kosmosu jest obecnie ogromną wartością na polu bitwy. Mamy polskie startupy zajmujące się mikrosatelitami, ale polska administracja praktycznie nie korzysta z ich technologii. Budowa mikrosatelitów jest uwzględniona w tzw. fiszkach KPO. Kiedy Bruksela zablokowała nam KPO na dwa lata, zablokowała również zdolności państwa do budowy mikrosatelitów, które są niezbędne na polu walki. To pokazuje stary sposób myślenia – jeśli mamy projekt rozwojowy, idziemy po pieniądze do Unii. Jednak, gdy w Brukseli coś się zacina, programu, który potrzebujemy do rozpoznania kosmicznego, po prostu nie ma – zauważa Krzysztof Mazur.
Całość rozmowy w Układzie Otwartym:
---
Zachęcam do wspierania Układu Otwartego. Patroni zostają członkami zamkniętej grupy na Facebooku i mogą otrzymać newsletter z wyborem najciekawszych tekstów z polskiej i światowej sieci.
Strona Autora: igorjanke.pl
Inne tematy w dziale Gospodarka