- Najpierw należy zdefiniować, czym jest zadanie domowe, ponieważ, jeśli obejmuje wszystko, co uczeń ma zrobić poza lekcją, to uważam, że zakazanie zadań domowych byłoby dużym błędem. Praktycznie oznaczałoby to, że uczeń nie czytałby żadnej lektury, nie nauczyłby się czasowników nieregularnych z angielskiego, nie opanowałby tabliczki mnożenia i nie potrafiłby skonstruować dłuższych wypowiedzi. Brak zdolności do pisania dłuższych form może oznaczać brak umiejętności konstruktywnego i wielowątkowego myślenia, a tego trzeba się nauczyć – mówi Tomasz Rożek.
Tomasz Rożek podkreśla, że nawet obecnie jest to ogromny problem. W przeszłości dzieci musiały pisać dłuższe formy niż obecnie. Na dziś nie ma badań na rynku polskim jaki ma to wpływ na zdolności komunikacyjne, ale według Tomasza Rożka ogromny.
- Wydaje się, że w Ministerstwie Edukacji brakuje jednoznacznej definicji i celu zadań domowych. W wielu szkołach nauczyciel zadaje do domu przerobienie jakiegoś zagadnienia, na które zabrakło czasu w szkole. Zadanie domowe nie jest po to. Zadanie domowe jest po to, aby wykształcić w sobie umiejętność pracy samemu i dyscypliny w pracy. Często na nauczyciele z różnych względów zadają zadania domowe, które w ogóle zadaniami być nie powinny. Natomiast nie uważam, że uczeń ma pracować wyłącznie w szkole i jak opuszcza mury szkoły to powinien zapomnieć o nauce. Nie podpisałbym się pod tym. Uważam, że to będzie miało bardzo złe skutki – uważa dr Rożek.
- Z pewnością dom nie zastępuje szkoły, ale proces edukacyjny odbywa się zarówno w domu, jak i w szkole. Prace domowe stanowią ważne ogniwo tego procesu, pełniąc rolę kanału łączącego obie te sfery. Zastanawia mnie, dlaczego rozpoczynamy reformę systemu edukacji, która bez wątpienia jest potrzebna, od prac domowych. Czyli od tego co znajduje się w domu a nie od tego co znajduje się w szkole. Niestety 2 miesiące po powołaniu nowego rządu i nowego ministra to zbyt mało czasu na wprowadzenie zmian w systemie edukacji. Powinno być to poprzedzone przeprowadzaniem konsultacji społecznych ze środowiskiem nauczycieli, rodziców, uczniów, ekspertów i specjalistów. Dlatego zastanawiam się co jest tak naprawdę uzasadnianiem tego typu zmian. Prawdopodobnie przyczyną tego jest to, że prace domowe to jest jeden z niewielu obszarów procesu dydaktycznego, który jest bliski wszystkim. To jest zagadnienie na tyle bliskie każdemu, że zostało podniesione do poziomu politycznego. Jednak, debata na ten temat powinna się rozpocząć od poziomu eksperckiego, a nie politycznego – twierdzi Maciej Kawecki.
- Zmiany tego rodzaju niosą ze sobą znaczne ryzyko pogłębiania nierówności w podejściu do uczniów. Warto pamiętać, że polski system edukacji obejmuje zarówno szkoły publiczne, jak i niepubliczne. Możemy doprowadzić do sytuacji, w której uczniowie w szkołach niepublicznych będą mieli zadawane prace domowe poprzez warsztaty czy inne formy aktywności, podczas gdy w szkołach publicznych nie. To może prowadzić do sytuacji, w której uczniowie w szkołach niepublicznych będą rozwijani w inny sposób niż ich rówieśnicy w szkołach publicznych, co nie jest zalecane i nie przyniesie żadnych korzyści – dodaje.
Całość debaty na kanale Układu Otwartego:
---
Zachęcamy do wspierania Układu Otwartego. Patroni zostają członkami zamkniętej grupy na Facebooku i mogą otrzymać newsletter z wyborem najciekawszych tekstów z polskiej i światowej sieci.
Strona Autora: igorjanke.pl
Inne tematy w dziale Społeczeństwo