- Ponad połowa polskiego społeczeństwa nie ma odruchu wspólnoty, wspólnego dobra, a na tym polega bycie narodem. My jesteśmy wspólnotą kulturową, czyli ja to nazwałem polactwem – mówi Rafał Ziemkiewicz.
- O tym pisali też Dmowski, Popławski czy Baliński w klasycznych endeckich pismach, nazywając to żywiołem narodowym. Mamy wspólny język, wspólne odruchy kulturowe, przez pewien moment czujemy się wspólnotą, ale nie przekłada się to na świadomość wspólnych interesów. Obserwuje profesorów, ludzi z ogromnym autorytetem instytucjonalnym, którzy się cieszą, że nie będzie elektrowni atomowej, że zablokują budowę CPK czy portu w Świnoujściu. To są rzeczy strategicznie ważne dla Polski, które są w interesie obcego państwa niszczone. Dla nich liczy się tylko to, że a pisowcy przegrywają. To pokazuje, jak silne emocje plemienne przewyższają świadomość wspólnego narodowego interesu, nawet w elitach społecznych – podkreśla.
- Pytanie brzmi, na ile te tendencje przenikają do młodzieży. Z jednej strony młodzi często pochłonięci są swoimi smartfonami i niekoniecznie przejmują się tym, co dzieje się na linii TVN 24-TVP Info. Ale z drugiej strony też nasiąkają czymś trudnym i strasznym – twierdzi.
- W kulturze Zachodu w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat pojawiło się szaleńcze założenie, że naród to zło. Oparte jest na zupełnie absurdalnym przekonaniu, że jak się zlikwiduje narody to ludzie staną się większą wspólnotą ponadnarodową. Wręcz przeciwnie, jak się niszczy narody to ludzie wracają do plemienności. Ten nonsensowny trend, widoczny zarówno w Europie, jak i w USA doprowadził do strasznych nieszczęść – uważa Ziemkiewicz.
Całość rozmowy na kanale Układu Otwartego:
---
Zachęcamy do wspierania Układu Otwartego. Patroni zostają członkami zamkniętej grupy na Facebooku i mogą otrzymać newsletter z wyborem najciekawszych tekstów z polskiej i światowej sieci.
Strona Autora: igorjanke.pl
Inne tematy w dziale Polityka