Nie lubię pisać w emocjach, ale cóż, one nie mijają, a wręcz przeciwnie.Jestem zbrzydzona do granic sposobem rekonstrukcji premiera, bo przecież nie rządu. Przy okazji okazało się, że po raz kolejny pomyliłam się w ocenie ludzi. Nigdy nie ufałam 100% Prezesowi - chociaż wielu mnie zaliczało do żelaznego elektoratu. Widziałam, że popełnia błędy, zwłaszcza personalne, ale nigdy go nie podejrzewałam o podłość. Tak, to straszne słowo, ale jakiego mam użyć? Nawet Marcinkiewicza potraktował lepiej, po przegranych wyborach w Warszawie (jestem pewna, że na własne życzenie) poszukał mu lukratywnej posady w banku.
A panią Szydło? Byłabym nieco rozczarowana, gdyby ją wymieniono na pana Morawieckiego, ale potrafiłabym zrozumieć, że "są powody, bla, bla, bla....teraz stawiamy na gospodarkę" i te wszystkie wyświechtane słowa, którymi nas teraz raczą. Ale gdyby to zrobiono jednym, krótkim cięciem! Nie, Prezes postanowił Ją przeczołgiwać tygodniami, a potem odwołać wieczorem tego samego dnia, kiedy rano cały PiS glosował za odrzuceniem wotum nieufności. Dwie osoby z Komitetu politycznego PiSu głosowały przeciw odwołaniu pani Premier. Nie wiem kto, ale niniejszym składam im gorące podziękowania.
Przy tym wszystkim doskonale widzę, że żadne problemy nie zostały rozwiązane, wręcz przeciwnie dochodzą nowe. Wyobrażacie sobie nowych, młodych ludzi pracujących z poświęceniem dla PiSu? Którzy widzą, że w każdej chwili mogą być zastąpieni "kupionym zawodnikiem"?
A ministrowie? Pan Macierewicz już wczoraj postanowił zrobić "rozpoznanie bojem" czyli akurat dzień powołania pana Morawieckiego wybrał na cofnięcie wszystkich certyfikatów generałowi Kraszewskiemu. Co dalej? Nie wiem i już to mnie nie interesuje. W najbliższych wyborach samorządowych zagłosuję na radnego - sąsiada z pobliskiej wsi. Jeśli znajomy będzie startował w wyborach na burmistrza to zagłosuję także na niego. Wybory do sejmików sobie daruje, wrzucę głos nieważny. Jeśli chodzi o wybory krajowe w tej chwili jestem nastawiona raczej na pozostanie w domu. W końcu od mojego głosu nic nie zależy - wrzucę głos na PiS a wyjdzie pani Możdżanowska z PSLu albo pan Morawiecki nie wiadomo skąd.
W pewien sposób czuję się doskonale - nie muszę oglądać durnych programów i zastanawiać się, jak wypadli "moi" politycy. Nie muszę angażować się w jakieś marsze, zbieranie podpisów itp. Trochę tę radość psuje takie małe zdanie "a nie mówiłem", które pewnie usłyszę w tym czasie niejeden raz. Jednak nawet późno zrozumieć błąd to lepsze niż w nim tkwić.
Panu Morawieckiemu życzę jak najlepiej, bo życzę jak najlepiej Polsce. Może będzie świetnie zarządzał, a może przekona się, że polityka to jednak nie bank. Ale sądząc po błyskotliwej karierze w PiSie ( jest w nim od lutego 2016!)- poradzi sobie.
A na koniec taka uwaga - zawsze uważałam , że polska polityka jest nieprzewidywalna. Czy w 2015 ktoś mógłby sądzić, że wrzucając głos na PiS dostanie Europejczyka, który będzie nas wprowadzał na brukselskie salony? A być może do strefy euro, bo i takie głosy słyszę. Pożyjemy, zobaczymy....ja już tylko na widowni
Ufka we własnej osobie :)
Skąd czytacie
A tyle czyta teraz :)
/
" />
Złota myśl RRK
PSL nie musi - PSL CHCE! Nie opuszcza się zwycięzcy - co najwyżej można się z nim targować i więcej uzyskać. A co ma PiS do zaoferowania PSL? Swoją nędzną koalicję z SLD? Odpowiedz sobie sama - czy lepiej dzielić łupy na trzy, czy na dwa?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka