Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
554
BLOG

Chiny się zbroją

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Chiny Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Już wielokrotnie pisaliśmy o chińskich ambicjach, problemach i nadziejach. Wszystkie one w rozmaity sposób połączone są ze snem o potędze. A ten najwyraźniej widać w chińskich zbrojeniach.
Chiny mają najbardziej liczebną armię na świecie (4,5 miliona ludzi pod bronią wraz z milicją i służbą bezpieczeństwa) i armia ta staje się coraz bardziej technologicznie zaawansowana. Widoczne jest to szczególnie w dwóch rodzajach broni: marynarce wojennej i systemach radarowo-satelitarnych.

Do 2009 r. Pekin stworzył specjalną jednostkę radarową nr 95980; jej podjednostki znajdują się w co najmniej 6 miejscowościach na wschodzie kraju. Dysponują najnowszej generacji sprzętem radarowym, najprawdopodobniej opartym na wykradzionej technologii amerykańskiej. W związku z tym szacuje się, że sprzęt ten jest w stanie rozpoznać i śledzić cele odległe nawet 3000 km od stacji radarowych. Do tego dochodzą satelity – również oparte na amerykańskiej technologii, które mogą przechwytywać sygnały (SIGINT) oraz sygnatury elektroniczne (ELINT). Szczególnie wyróżniają się programy Yaogan i Beidou. Ten pierwszy śledzi łodzie podwodne, a ten drugi to taki chiński GPS. Haiyang i Huandżing zaś zajmują się obserwacją oceanów. Programy satelitarne wdrożono w 2004 r. i stały się one integralną częścią rakietowego systemu obronno-zaczepnego. Zintegrowano je ze wszystkimi rodzajami broni, w tym z marynarką wojenną.
Do niedawna Chiny posiadały tylko straż przybrzeżną, którą tworzyło właściwie kilka stateczków patrolujących wzdłuż brzegów, podporządkowanych Ludowej Armii Wyzwolenia (LAW). Obecnie Marynarka Ludowej Armii Wyzwolenia (MLAW) stanowi całkowicie samodzielny rodzaj broni, która w ciągu ostatniej dekady przekształciła się w wojenną flotę dalekomorską. Flota urosła niepomiernie i wzbogaciła się o nowe jednostki. Po raz pierwszy w historii Chiny wystawiły lotniskowiec (nieukończony rosyjski okręt „Kuzniecow”) oraz system antyokrętowych rakiet balistycznych (ASBM). Te mają ponoć zasięg 1500 km, ale ich następna generacja ma osiągać 8000 km.

Nota bene, oprócz sporów kompetencyjnych o ASBM między LAW a MLAW, mają miejsce sprzeczki wewnątrz marynarki między zwolennikami rakiet balistycznych i lotniskowców a zwolennikami łodzi podwodnych. Ci ostatni bezwiednie powtarzają niemieckie argumenty z początku XX wieku, że silna flota łodzi podwodnych jest tańsza i może operować szybciej i z większym skutkiem przeciwko wrogowi nr 1 – USA. Odpowiedzią zwolenników ASBM i lotniskowców jest demonstracja siły. Dlatego też marynarka chińska wypłynęła poza własny, azjatycki region i operuje w okolicach rogu Afryki (akcje antypirackie niszczycieli „Wuhan” i „Haikou”) oraz na Morzu Śródziemnym (ewakuacja 30 000 chiľńskich robotników z Libii).
Koncepcja strategiczna Pekinu obejmuje dwa kręgi obronne. Pierwszy to obszar na południe od Kyushu do Malezji. Drugi od Honszu do Guamu, wchodząc w zachodni Pacyfik. Przyrównuje się to oceaniczne pogranicze do drugiego Wielkiego Muru.

Chińczycy budują imperium morskie w oparciu o ekonomiczną wasalizację regionu. Naturalnie wymierzone jest to w Pax Americana. Szacuje się, że najpóźniej za 15 lat Marynarka Ludowej Armii Wyzwolenia będzie w stanie sprostać US Navy. Na razie Amerykanie mogą Chińczykom przeciwstawić tylko lotniskowiec USS „George Washington” oraz platformę lotniczą „Essex” zacumowaną w Japonii. Uzbrojenie marynarki USA w samoloty F-35 opóźniło się do roku 2016. W dodatku mimo ich technologicznej przewagi są to jednak siły zupełnie nieprzystosowane do odparcia ataków falowych, czyli tzw. mrowia (swarm attacks). A Chiny bezsprzecznie będą kompensować braki w sprzęcie taktyką takich ataków.
Celem militarnym i propagandowym jest amerykański lotniskowiec, jako symbol dominacji USA na oceanach. Jak powiedział w 2002 r. gen. Huang Bin: „Jeśli zaatakuje się i zniszczy jeden z lotniskowców, ludzie w Stanach Zjednoczonych zaczną się skarżyć i kłócić, a amerykański prezydent będzie miał wielkie kłopoty”. Jednym słowem wydaje się, że Ameryka nie jest przygotowana do walki i ustępuje siłom chińskim.

Ma to ogromne implikacje dla bezpieczeństwa regionalnego i globalnego. Tajwan boi się o swoją niepodległość i przymila się Chinom dyplomatycznie. Amerykańska ułomność obronna szczególnie denerwuje Japonię, która – o ile USA nie wezmą się w garść – będzie musiała zająć się odbudową swoich własnych zdolności wojskowych. Przestraszony chińskim ekspansjonizmem jest też Wietnam, którego flota przegrała walkę z Chińczykami o wyspy Spratley w 1974 r. Zwycięstwo to było podstawą jednostronnego uznania przez Chiny całego archipelagu jako chińskiej strefy ekonomicznej. Tajlandia, a szczególnie Indie, reagują powiększając swoje floty. Na przykład New Delhi zamówiła postsowiecki okręt Vikramaditya, który wejdzie do służby w 2012 r.
Tymczasem Stany Zjednoczone budują platformę lotniczą „San Antonio”, wzmacniają bazę w Guam oraz prowadzą negocjacje w sprawie ponownej dzierżawy bazy w Subic Bay na Filipinach. Ponadto wdraża się w życie koncepcje zastopowania chińskich ataków falowych przez kontrmrowie dronów – samolotów bezzałogowych. Zresztą Amerykanie liczą, że ich rakiety z powodzeniem dadzą sobie radę zarówno z chińską flotą jak i celami naziemnymi.

Niestety, amerykańskie przywództwo nie docenia chińskiego niebezpieczeństwa. W styczniu 2011 r. prezydent Barack Obama powiedział: „Witam wzrost potęgi Chin... Wierzę absolutnie, że pokojowy wzrost potęgi Chin jest dobry dla świata i dla Ameryki”.

Marek Jan Chodakiewicz

Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka