W tym tygodniu, w nocy ze środy na czwartek Sejm raczył uchwalić ustawę o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym. Ustawa ma wejść w życie już 1 marca i dlatego specjalnie dla tej ustawy zwołano dodatkowe posiedzenie Sejmu. Na rozpoczynającym się dziś posiedzeniu ustawą zajmie się z kolei Senat.
Samą ustawę należy zaliczyć niewątpliwie do sukcesów rządu i samej minister Rafalskiej (która po poważnej wpadce z ustawą przemocową potrzebowała sukcesu jak kania dżdżu), przede wszystkim dlatego, że rządzącym udało się w publicznym dyskursie narzucić sformułowanie „matczyne emerytury”. Jest to jednak oczywiście sukces tylko z dziedziny public relations, ponieważ sam projekt to jeden wielki legislacyjny bubel i więcej osób będzie tym projektem rozczarowanych niż zadowolonych.
Jak to się zaczęło?
Po raz pierwszy pomysł tzw. matczynych emerytur został przedstawiony podczas konwencji PiS 14 kwietnia ubiegłego roku. Zaprezentowała go Beata Szydło: „Największe nasze wyzwanie to, żeby rodziło się więcej dzieci – stwierdziła wicepremier obiecując wprowadzenie zabezpieczenia emerytalnego dla matek, które urodziły co najmniej 4 dzieci. Od tego czasu wielokrotnie podkreślano, że przedmiotem prac rządu jest zapewnienie minimalnych emerytur (nie zasiłków czy innego rodzaju świadczeń, ale właśnie emerytur), dla matek, które urodziły co najmniej czworo dzieci.
„Jeśli nigdy nie pracowały, ustawa zagwarantuje im najniższą emeryturę, a jeśli otrzymują mniej, niż wynosi najniższa emerytura, zostanie ona dopełniona do jej wysokości. To dotyczy też mam, które były ubezpieczone w KRUS-ie. To będzie znaczące wsparcie dla rolników "– fragment wywiadu dla Gościa Niedzielnego lipiec 2018 r.
Miała być zatem emerytura dla każdej matki, która urodziła co najmniej 4 dzieci i nie otrzymuje emerytury z ZUS przynajmniej w najniższej wysokości. Co zostało z tych zapowiedzi? De facto projekt ustawy zamiast prawa do emerytury wprowadza specyficzny zasiłek o charakterze pomocy społecznej, który będzie tylko wypłacany przez ZUS i KRUS dla wybranych kobiet i to po spełnieniu szeregu dodatkowych i niejasno określonych kryteriów.
Dlaczego nie emerytura?
Z prostego powodu: emerytura jest świadczeniem z zakresu ubezpieczeń społecznych. Jest wypłacana w przypadku zaistnienia tzw. zdarzenia ubezpieczeniowego czyli osiągnięcia określonego wieku i posiadania odpowiedniego stażu ubezpieczeniowego (opłacania składek). Rząd wiedział więc od początku, że nie jest możliwe aby zgodnie z ogólnymi zasadami ubezpieczeń społecznych wypłacać emeryturę osobom nieubezpieczonym, za które nie były np. opłacane składki emerytalne. Ponadto emerytura to świadczenie dożywotnie, niezbywalne i niezależne od dochodu ubezpieczonego (przyszłego emeryta). I dlatego również z tego względu nie ryzykowano niekonstytucyjności ustawy i nie wprowadzono emerytury, a tylko inny rodzaj pozaubezpieczeniowego świadczenia. Mimo tego, wszyscy mówią dziś o matczynej emeryturze, pomimo, że rodzicielskie świadczenie uzupełniające z emeryturą nie ma nic wspólnego.
Jeśli nie emerytura to co?
Rząd wycofał się więc rakiem z rzuconej przez Beatę Szydło na konwencji PiSu propozycji minimalnych emerytur, ale żeby uczynić zadość obietnicy wprowadził zasiłek pomocowy, dodatkowo uzależniając jego przyznanie od szeregu dodatkowych i bardzo niejasnych kryteriów.
Zgodnie z ustawą matka która urodziła co najmniej czworo dzieci aby otrzymać świadczenie będzie musiała:
a) udowodnić, że dzieci wychowała i nigdy nie miała ograniczonych praw rodzicielskich nad żadnym z dzieci,
b) udowodnić, że wychowując dzieci zrezygnowała wcześniej z pracy lub w ogóle jej nie podejmowała,
c) udowodnić, że nie ma środków do życia,
d) musi ujawnić cały swój majątek,
e) musi udowodnić że mieszka w Polsce co najmniej od 10 lat,
f) musi wyjawić swoją sytuację osobistą i rodzinną (z kim mieszka z czego żyje itd.).
Oczywiście spełnienie powyższych warunków nie gwarantuje, że matka otrzyma świadczenie. Dlaczego? Ponieważ ustawę tak skonstruowano, aby świadczenie to było całkowicie uznaniowym zasiłkiem (nawet zasiłki z pomocy społecznej nie mają aż tak uznaniowego charakteru). Nie ma tu np. żadnego kryterium dochodowego. Nie określono nawet wysokości świadczenia (wskazano tylko jego górną granicę). Dodatkowo ustawa mówi, że ZUS „może (nie musi) przyznać świadczenie”. Zwróciło na to również uwagę biuro legislacyjne Senatu:
„Przepisy dotyczące zakresu podmiotowego świadczenia dla potencjalnych beneficjentów świadczenia mogą być dla nich niedostatecznie zrozumiałe. Odczytanie ustawowych kryteriów jego przyznawania jest utrudnione przez redakcję art. 3, który posługuje się niejednolitymi określeniami w tym względzie: „świadczenie może być przyznane” (ust. 1, 2, 3), „organ może odmówić przyznania” (ust. 5), „świadczenie przysługuje” (ust. 4), „świadczenie nie przysługuje” (ust. 6 i ust. 9). W związku z tym jasne i jednoznaczne jest jedynie to, kiedy świadczenie nie przysługuje (art. 3 ust. 4 i 9), a właśnie ust. 4 posługując się określeniem pozytywnym, jednoznacznie zawiera przesłankę negatywną. Przyjęta terminologia wskazuje, że organ wydający decyzję jest uprawniony do jej wydania, świadczenie może być przyznane, ale nie ma obligatoryjności.”
Wszystko zależy więc od ZUSu, który w oparciu o masę zaświadczeń i oświadczeń będzie decydował o tym czy matka otrzyma ten zasiłek i w jakiej wysokości. No, ale od decyzji ZUSu będzie przecież można się odwołać? Otóż nie będzie można. Ustawa przewiduje, że w przypadku decyzji odmownej będzie można złożyć tylko wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy. A do kogo? A do tego samego organu, który wydał decyzję odmowną czyli do…ZUSu.
Inną kuriozalną ciekawostką jest to, że zgodnie z ustawą świadczenie nie będzie przysługiwać od miesiąca złożenia wniosku, ale od miesiąca wydania decyzji przez ZUS! Czyli jak matka złoży wniosek w marcu, a ZUS łaskawie wyda decyzję w czerwcu to wyrównania za marzec, kwiecień i maj nie dostanie! Czyli obowiązuje tu zupełnie inna zasada jak w przypadku emerytur gdzie prawo powstaje od miesiąca, w którym zgłoszono wniosek. Jest to więc albo błąd w ustawie albo po prostu chodzi o pieniądze.
Zupełnie niejasne i tajemnicze pozostają również samezasady także ustalania dochodu osoby, która będzie ubiegać się o to świadczenie. Ustawa nic nie mówi na temat tego czyje i jak mają być liczone te dochody. Ustawa milczy na temat tego jak mają być liczone dochody rolników lub małżonków rolników, z którego roku czy miesiąca…Nic nie wiadomo.
Dziwne jest również to, że o każdej zmianie swojej sytuacji majątkowej rodzinnej itd. osoba pobierająca świadczenie będzie musiała powiadamiać ZUS. Oznacza to, że świadczenie nie będzie raczej przyznawane bezterminowo (jak emerytura) oraz, że w każdej chwili na podstawie dowolnej interpretacji ZUSu będzie mogło być wstrzymane lub zabrane. Np. wdowa otrzymująca to świadczenie może być go pozbawiona jeżeli wyjdzie za mąż i ZUS uzna, że ma to wpływ na wypłatę świadczenia bo kobieta już ma z czego się utrzymać, a bark środków utrzymania to jedna z podstawowych przesłanek do przyznania świadczenia.
Dziwne jest również to, że każdy cudzoziemiec legalnie mieszkający w Polsce będzie miał prawo do tego zasiłku (np. uchodźcy), wystarczy że mieszka w Polsce co najmniej od 10 lat. Czyli teoretycznie otrzyma go np. muzułmanka, która urodziła za granicą 4 dzieci, a nie otrzyma go Polka – repatriantka z Kazachstanu, która również urodziła czwórkę dzieci i do tego Polaków, ale w Polsce mieszka krócej np. 5 lat. Takie rozwiązanie jest zdumiewające.
W ustawie jest mnóstwo innych kwiatków np. świadczenia nie otrzyma matka, która urodziła nawet 5 dzieci ale np. dwójka z nich zmarła po porodzie czy we wczesnym dzieciństwie. Świadczenie może natomiast otrzymać kobieta, która nie urodziła ani jednego dziecka, ale wychowywała dzieci męża, które miał on z poprzedniego swojego związku.
Coś za dużo tych błędów jak na jedną ustawę. O co więc chodzi? O pieniądze. Po to dano nieostre kryteria, aby w każdej chwili kiedy zabraknie kasy jedno pismo prezesa ZUSu zmieniło aktualną interpretację przepisów.
Dlaczego nie dla ojca?
Ustawa przewiduje, że ojcu, który wychował co najmniej czworo dzieci, świadczenie przysługuje tylko w przypadku śmierci matki dzieci albo porzucenia dzieci przez matkę lub w przypadku długotrwałego zaprzestania wychowywania dzieci przez matkę. Dodatkowy warunek to ukończenie 65 lat.
Oznacza to, że ojciec który wychował nawet szóstkę dzieci i nie ma własnej emerytury nie otrzyma tego świadczenia tylko dlatego, że matka dzieci żyje. Mamy tu do czynienia więc z dyskryminacją ze względu na płeć czego zabrania bezwzględnie konstytucja i w tym względzie ustawa może naruszać artykuł 32 i 33 Konstytucji RP. Przypomnieć należy że w 2007 roku TK zajął się zróżnicowanym prawem do wcześniejszej emerytury. Różnice wynikały z kryterium płci oraz stażu pracy w stosunku do kobiet – był 5 lat krótszy i został powiązany z opieką nad niepełnosprawnymi dziećmi. TK orzekł o niekonstytucyjności z art. 32 i art. 33. Przy takim samym stażu pracy, Trybunał domagał się, aby kryterium płci przestało różnicować pracowników, gdyż celem ustawy było zapewnienie opieki dzieciom. „Zdaniem Trybunału niezgodne z Konstytucją jest różnicowanie praw kobiety i mężczyzny w zakresie wychowania dzieci i obciążanie obowiązkiem sprawowania osobistej opieki wyłącznie matki. Nie służy to zachowaniu równości kobiet i mężczyzn, ponieważ wyłącza możliwość dokonania swobodnego wyboru rodziców opartego o indywidualną sytuację rodziny”. Ale co tam konstytucja. Przecież to takie wulgarne słowo…. a państwo prawa to bajeczki.
Podsumowując: wmawianie ludziom, ze każda matka w wieku 60 lat, która urodziła 4 dzieci i nie ma własnego świadczenia emerytalnego dostanie emeryturę to bujda na resorach, w którą uwierzyli już wszyscy łącznie z lemingami z TVNu.
PS. Luka PLUS.
Ustawa zawiera jescze jeden błąd, a w zasdzie możliwość i to b. korzystną, której nie przewidzieli ustawodawcy, a o której powinni wiedzieć przyszli bebeficjenci tego świadczenia.
Ustawa zakłada, że matka 4 dzieci, która pobiera niższą emeryturę od najniższej emerytury dostanie uzupełnienie do jej najnizszej wysokości w postaci rodzicielskiego swiadczenia uzupełniającego. Np. z okresów składkowych i nieskładkowych wychodzi jej 700 zl emerytury, to jak zloży wniosek będzie mogła otrzymąć 400 zł uzupełnienia.(najniższa emerytura od marca to 1100 zł brutto). Takiej więc matce warto doradzić aby nie składała wniosku (jeszcze) o EMERYTURĘ, a tylko wniosek o świadczenie uzupełniające. Wniosek o emeryture powinna złozyć np po 5 latach i wtedy biorąc pod uwagę jej przewidywaną dlugość życia wyliczona emerytura będzie znacząco wyższa niż gdyby na nią przeszła w wieku lat 60. Nic nie traci, a może dużo zyskać wykorzystując tę lukę.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo