TBojczuk
TBojczuk
Tymoteusz Bojczuk Tymoteusz Bojczuk
918
BLOG

Białoruś, kopalnia dziwów. Relacja

Tymoteusz Bojczuk Tymoteusz Bojczuk Turystyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 20
Niezmiernie gustuje w egzotyce, najlepiej bez turystów, dlatego zdecydowałem że wybiorę się do krainy ekscentrycznego sąsiada. Szybka akcja z blabla carem i mocne spowolnienie na granicy, tyle że przy ładnej pogodzie wszystko jest ładne. Lub prawie.

Przekraczenie Bugu to potrójne, dość wnikliwe przepytywania, w jakim celu wjeżdżam? Czy pewno po raz pierwszy na Białorusi? Dlaczego w paszporcie mam pieczątkę wjazdową do Ukrainy? Przetrzepanie mojego fizycznego bagażu osobistego przez młodą, całkowicie nieuśmiechniętą dziewczynę-celniczkę, następnie przeszukanie bagażu psychicznego, czyli telefonu, w postaci chyba książki adresowej. Oficer z trzema gwiazdkami na pagonach był nawet dość kulturalny.

Przy granicy, po białoruskiej stronie rzeki, widać świeżutkie okopy, ale znów w Brześciu i naszym Terespolu dostrzec można kontenery z chińską czionką na platformach wagonowych, więc jakaś nić porozumienia jest.

Akurat trafiłem na obchody dni miasta, gdzie z wieczora tłumom mieszkanców towarzyszyła wcale dobra muzyka elektroniczna, uskuteczniana w parkowym amfiteatrze przez dj-a z samego Piotrogradu na gościnnych występach. Park ślicznie zalesiony, obok urokliwy staw, gdzie po zmroku na jego tafli puszczano lampiony do brzęku nagłośnionej gitary. Ponadto wódka za 5zł od kieliszka, i saharnaja wata dla inaczej spragnionych.

Każda podróż do świata wzbogaca nasz zasób metafor językowych i mentalnych. Pół militarny pejzaż twierdzy brzeskiej ustrojono na boski komunizm prawosławny zacierający jej pierwotny cel: gdzie silny dociskał słabszego, bowiem zbudowano ją by doglądać krnąbrnych ziem polskich. Obecnie jawi się niczym elizjum komunizmu w ogromnym skanseno-muzeum z uśpioną muzyką chóralną odtworzoną ze świeżutkich cerkwii. Trochę jak namiastka wiary. W końcu każdy mit jest siłą porywającą. Możliwe że są ludzie, którym okupuje on prywatną biedę i docisk państwa.

Potęga przestrzeni pustych i często zielonych, gdzie deweloperzy wstępu nie mają, i taki deseń przeważa w całym Brześciu.

Po za tym te współczesne ruiny to enklawa ciszy, zresztą cała Bialoruś to enklawa spokoju: mało ludzi, wszyscy stonowani, tylko niektóre arterie, zwane prospektami, wyją ruchem aut. O dziwo, widać sporo ścieżek rowerowych, choć rowerzystów niewielu i zawsze bez kasków, jakby panował zakaz w tej kwestii. We wszystkich przestronnych parkach nie widziałem osoby, która by przestąpiła próg trawnika. Tylko ja go zdeptałem, by zasiąść pod cieniem drzewa. Milicjant zerknął, zignorował. Ot porządek, i porządni, prawilni ludzie.

Kraina niebywale czysta, po części z biedy, ale pewnie też przez reżim administracji, gdzie pociechom można na straganie kupić plastikową atrapę kałasznikowa zamiast ciupagi.

Czy szóste miasto Polski oferuje prysznic na dworcu pkp? Na Białorusi jest taka możliwość, za 6 zł. Z tymże brak udogodnień dla niepełnosprawnych, a w pociągu osobowym trzeba literalnie wspiąć się metr do bardzo strzelistego wagonu, obowiązkowo ciemnoniebieskiego. W samym wagonie rzędy siedzeń dość niskie, dzięki czemu mniej prywatności, ale łatwiej nawiązać kontakt wzrokowy ze wspólnotą. Sam dworzec brzeski to rozległy pałac w stylu sowieckim - w Londynie tak wyludnione miejsce widzialem tylko podczas covidu.

Ludzie białoruscy są nieco spowolnieni w porównaniu do nas, trochę jak po środkach nasennych; możliwe że taka rozmarzona apatyczność to walor, który niestety zniknie po wprowadzeniu pełnego kapitalizmu.

Sklepy, markety i centra handlowe solidnie zatowarowane, kasy samoobsługowe w użyciu; można nabyć tradycyjny kwas chlebowy w stylizowanych puszkach, ale i z beczkowozów, jak kiedyś, na placach miast.

Panie w muzeach, bankowych punktach wymiany walut i tym podobnych zawsze w perfekcyjnym makijażu, z przedziałkiem na włosach co do milimetra. Podobnie uczesane dziewczyny na ulicach, choć w mocno prześwitujących letnich kreacjach. Trochę młodzieży w stylu gothic, czyli na czarno i na grobowo. To głównie dziewczyny. Pewnie w III rzeszy personel administracji również do perfekcji swym wyglądem i schludnością wyrażał porządek państwowy i ład serca, który rzekomo mu towarzyszył. Ład serca, czyli szczęście kanarka w złotej klatce zaprojektowanego usensownienia.

W banku podczas wymiany widziałem staruszkę w dość schludnej skórze baraniej, a pracownice tłumaczyły niektórym klientom jak posługiwać się bankomatem.

Bardzo dyplomatycznie zagrano jeśli chodzi o banknoty rubli białoruskich, gdzie w zamian słynnych postaci, uwieczniono zabytki historycznie tudzież religijnie istotne. Ale ulice wszędzie imienia Marska, Lenina, Krupskiej, lub sowiecka czy komsomolska. 

Ludzie i obsługa mocno chłodni w obejściu. W jednym z hotelików brakowało wolnych pokoi, więc spytałem panią, czy może wie, gdzie znajdę inne hotele z miejscami. Ona na to ozięble, acz zupełnie bez ironii: na mieście. Tyle się dowiedziałem.

Panowie w holach hotelowch przeważnie w garniturach; widać że mimo lata kwitnie tam głównie turystyka konferencyjna. Nie spotkałem turysty z zachodu - z powrotem, na granicy, podczas 8 godzinnego przekraczania zauważyłem jednego Polaka w całej masie białoruskich aut.

Znalazłem bar w stylu urbanistyczno-londyńskim, gdzie po zamówieniu w języku polskim pifka przy kontuarze, za pięć minut dostałem zaproszenie od kilku 40-tek do wspólnego spędzania czasu, co się mocno przedłużyło do godzin dyskotekowych. Wydaje mi się, że jeśli zaanonsować tutaj kurs nauki angielskiego, to zanim przybędzie milicja, która zgarnie za brak pozwoleń, wcześniej odpowie na niego sto dziewczyn pięknych jak marzenie. 

Prowincja białoruska dość przaśna, postsowiecka, ale w sosie smartfonów. Tu i ówdzie ohydne domy z pustaków, bez tynku; w miasteczkach również bloki w tym guście. Szarzyznę rozświetlają kopuły ubłękitniowych lub pozłacanych cerkwi.

Lokalne szosy bardzo równe, z rozległymi poboczami w sam raz dla rowerów, lecz bez akcesoriów typu słupki kilometrażowe, czy zjazdy leśne i parkingi dla kierowców. Choć zdarzają się rowero-ścieżki. Ludzie smutni, choć uspokojeni. Masa dzikich jabłoni wzdłuż dróg. W osobowym pociągu konduktorka miała wyraz twarzy jakby chciała wszystkich pobić, ale była wyposażona w terminal elektroniczny z automatycznym drukiem biletów.

Jak to bywa w podobnych systemach państwowych, dochodzi tutaj do marnotrawienia zasobów. Poczas kilku dni pobytu i dwóch podróży koleją, widziałem dwa składy towarowe w całości złożone z pustych platform wagonowych, które gnały w zielony step. Z uwagi na rozliczne sankcje i zablokowaną granicę z Unią wolumen towarów przeznaczony do transportu musi być jednak skąpy.

Ponadto mikrostacyjki, gdzie w zadbanym budynku zza schludnej firanki okienka biletowego panie przepędzają swój etat w nudzie. Ale czy zachód nie marnuje energii i nie produkuje dwutlenku węgla ściągając pomidory z Ameryki południowej czy masę towarów z Chin? Na ulotce komunistycznego browaru czytam, że w czasach Związku Radzieckiego nie wolno było wywozić piwa poza republikę - ot ekologiczny rykoszet systemów autorytarnych.

Na Mereczowszczyźnie, miejsce urodzin Kościuszki wielce uczczone, muzeum ku czci przysposobione na tip top. "Słynny bohater narodu białoruskiego, polskiego i amerykańskiego. Syn ziemi białoruskiej" - nie wspomniano o powstaniu wymierzonym przeciw Rosji, które wywołał. W miasteczku obok monument, na którym tablica informuje, że w 1927 r. roztrzelano (rozpędzono) demonstracje chłopów wyrażających chęć przystąpienia do białoruskiej republiki sowieckiej. Zginęło 6-ciu, ranionych 35-ciu. Nie napisano wprost o Polsce.

Jak wiadomo wagony w tych rejonach są szersze, co niektórzy biorą za zachętę do występów scenicznych - widziałem utalentowanego w swej opini "rockmana", który zaśpiewał z podkładem muzycznym dla pasażerów, po czym zbierał datki.

Nie dostrzegłem ani jednego wiatraka czy też fotowoltaiki. Gastronomia w stylu ukraińskim - dużo mięsa, mało warzyw. Efekt znany: sporo aptek.

Białoruś jest krajem autorytarnym, ale w przyszłości może stać się białą arką, do której przybywać będą europejczycy znękani degrengoladą toksycznej multikulturowości, która już teraz zawodzi na naszych oczach.

Byłem, widziałem, i będę wracał. Pozdrawiam.


Tymoteusz Bojczuk jest filozofem kultury i cywilizacji, himalaistą i podróżnikiem. Publikował eseje w „Aspektach”, „AlboAlbo”, „Ibidem” "Londynek.net" i „Pulsie”. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Śląskim. Autor książki Element Wmówiony oraz Słownika psycholingwistycznego języka polskiego z komentarzem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo