TB
TB
Tymoteusz Bojczuk Tymoteusz Bojczuk
1851
BLOG

Indie to rozpacz. Krótka relacja

Tymoteusz Bojczuk Tymoteusz Bojczuk Turystyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 35
Kolejna peregrynacja do Indii po 8 latach nieobecności zakończyła się głębokim rozczarowaniem tym krajem. Indie magiczne wyglądają na Indie toksyczne w dużej mierze. Dla wielu wyruszyć tam, to zaczerpnąć z krynicy ducha, i przywitać świat religii w największej mierze pierwotnej, nie przeszczepionej z innych rejonów. Z pewnością wiele aśramów, innych rozsianych miejsc kultu pozwala na ozdrowieńcze medytacje i kontakt ze światem wyższym, tyle że sfera duchowości w tym kraju przykrywana jest sferą cywilizacji, w najgorszym, śmieciowo-decybelnym wydaniu.

Rozwój przybiera formy groteskowe. Ludzie są niezwykle mili, ale z biedy i niewygód żądają jako takiego komfortu, stąd wraz z przyrostem ludności oraz pęcznieniem osad, środowisko naturalne subkontynentu ulega degradacji.

W ciemnościach, o 4 nad ranem w okolicach dworca kolejowego miasta Delhi - miejsca makabrycznego i trudnego do opisania - widziałem ogrom nieczynnych jeszcze straganów, na których wprost spali ich właściciele, rozłożeni na ceratach, niektórzy zamarli w pozach roboczych, przy przeładunku, z rozwartymi udami, jakby nie zdążyli lub nie mieli siły ułożyć się do snu. Bardzo przygnębiające są takie widoki, i jakże krzepiąca wtedy świadomość, że urodziliśmy się w lepszej części świata (ale za jakie grzechy istnieją te gorsze? - oto pytanie).

Przede wszystkim ów kraj doznaje turbo-rozrostu, i jak wiadomo, stał się najbardziej zaludnionym na naszej planecie: wsie himalajskie urosły w miasteczka, mieściny w miasta, spore miasta w aglomeracje; samo Delhi ma prawie 8 milionów pojazdów mechanicznych, i mimo że w wyniku derejstracji starych egzemplarzy ostatnio ta liczba nieco zmalała, jest ich ciągle tyle, że można z wielu względów oszaleć. Degeneracja przestrzeni do życia przez stłoczenie postępuje. Z wieczora widziałem uliczkę z plątaniną luźno zwisających kabli, które rozhuśtała małpa, gasząc światło na całej długości sklepików. Psy bezpańskie, mimo że nastawione pokojowo, stanowią bardzo przykry widok; krowy w swej świętości zjadające śmieci - jeszcze straszniejszy. Szczególnie te "wypoczywające" na środku szos wielopasmowych.
Potworny hałas i nieustający gwar towarzyszy nam nieustannie w miastach, i każe szukać wytchnienia w godziwym hostelu, gdzie się go nie zastaje, bowiem o 2 w nocy podjeżdża ciężarówka i wysypuje żwir budząc wszystkich, i to w mieścinie na wysokości 2200 metrów nad poziomem morza. Litości.
Ludzie z rana zamiatają śmieci w kupki koło swych sklepów i straganów, ale owe kupki pozostawiają na cały dzień, bo nie wiedzą lub nie mają ich gdzie wyrzucić.
Z drugiej strony w samym Delhi widuje się tablice informacyjne będące częścią kampanii mającej zniechęcać do śmiecenia. Dobre i to.

Mimo wzrostu ekonomicznego i rozwoju infrastruktury - nierówności i rozwarstwienie dochodów uległy zwiększeniu (potwierdzone przez dane). Co raz wyżej położone wioski na północy spina się szosami, do których mieszkańcy zwożą plastik i inne materiały, porzucając je na miejscu gdy się zużyły, bo nikt nie pomyśli o śmieciarce.
Kraj, który wysyła bezzałogowe sondy na Księżyc, i planuje na Marsa, nie potrafi zorganizować wywózki śmieci z 90% wsi na swym terytorium. Obrzeża miejscowości goszczą specyficzne klatki, w których śmieci podpalane są benzyną, i tą metodą wszystko znika... w atmosferze i glebie (zdjęcie do artykułu).

Na naszej wyprawie, na której osiągnęliśmy prawie 5000 metrów, za porterów mieliśmy zielarzy, którzy w zalesionych górach, poniżej granicy śniegu, spędzają zwykle miesiąc ciągiem, zbierając jakieś gąsienice, ponoć niezmiernie wartościowe, które poźniej przez Nepal, na okrętke, kontrabandą wysyła się do Chin, dla tamtejszych biznesmenów, bardzo ich spragnionych. Owi młodzieńcy, chłopcy skądinąd wspaniali i do rany przyłóż, nie raczyli rozpalać wieczornych ognisk samą zapalniczką, ale brali plastikową butelkę, jako popdałkę ułatwiającą sprawę. Na wyznaczonych obozowiskach walało się nieco plastikowych śmieci - ale w porównaniu do nizin i miast, było czysto niczym w laboratorium.

Himalaje to wspaniały ogród i majestat światła, obecnie przez masowe wypalania uskuteczniane przez mieszkańców są w okresie wiosennym przesłoniętę smogową mgiełką, która psuje większość widoków do 2000-2200 m.n.p.m. Cóż z tego, że owa zasłona ma swój pokrętny urok (przynajmniej dla mnie), jeśli z pewnością szkodzi zdrowiu, wreszcie przesłania kolosy himlajskie patrząc z niższych wysokości. Ponadto takie mniej lub bardziej kontrolowane pożary niszczą bioróżnorodność, wyjaławiają gleby, zwiększają emisje CO2, oraz poprzez opadanie sadzy na polach śnieżnych zmniejszają albedo śniegu, co powowduje jego szybsze wytapianie.
Słyszałem od naszych porterów, że powodem wypalań jest chętka na łatwiejsze polowania, utrudnione przez wszędobylską rośliność. Pewnie dochodzi jeszcze tradycja, jak do niedawna w Polsce, oraz fałszywe, ale jakże kuszące przedświadczenie o regenerującej przyrodę funkcji ognia. Ponadto woalka dymu stanowi ulgę wobec bezpośrednio rażącego słońca.
Oczywiście część pożarów i pożarków nie jest inicjowana przez ludzi, ale powstaje w wyniku wzrostu temperatur, oraz zmniejszania się opadów zimowych.
Wydaje się, że postępujące ocieplenie klimatu będzie powodować migrację ludzi z Indii równinnych do chłodniejszych partii podgórza Himalajów, kiedyś jeszcze wyżej. Biedne góry, chciałoby się powiedzieć.

Widać lekki niedobór kobiet na ulicach, może dlatego, że pozostają w domach, ale chyba także stąd, że jest ich po prostu nieco mniej, z uwagi na spędzanie płodów żeńskich, ułatwione przez nowoczesne techniki diagnostyczne, a na wsiach przez zwyczajne morderstwa. Dlaczego kobieta hinduska jest uważana za tak mało wartą, że trzeba przy zamążpójściu płacić za nią posag wyrównawczy? Ciężko odpowiedzieć. Ale może przyczynia się do tego stanu rzeczy także niewojowniczy charakter tamtejszego społeczeństwa. Na zachodzie ciągle kiełkuje świadomość, że chłopca można łatwiej stracić na rozlicznych wojnach, które u nas wybuchały i mogą łatwo wybuchnąć, stąd akcje dziewczynek rosną w cenie. W Indiach syn to bóstwo.
Ktoś zaraz powie, że od wielu dekad Indie prowadzą wojnę z Pakistanem. Wojnę pod tytułem: coś tam, gdzieś tam. Na patriotycznych billoboardach żołnierzy czasem tamże poległych nazywa się "męczennikami". Szkoda słów.

Paradoksalnie niedobór kobiet oraz subsancje trujące w powietrzu i glebie bedą pewnie skutkować mniejszą dzietnością, co spowolni degradację środowiska subkontynentu indyjskiego, ale marna to pociecha.

Nawiązując do kwestii wyznań, w sporym mieście na nizinach, Kathgodam, trafiłem do muzułmańskiego kwartału, gdzie jak gdyby nigdy nic meczet otoczono wysokim murem zwieńczonym drutem kolczastym, w ramach pokojowych stosunków między hinduistami a największą mniejszością na ziemi, czyli dwustu milionami muzułmanów w Indiach. Ktoś rzeknie - mają za swoje - bo kiedyś najechali Indie. Ja nic na to nie odpowiem.

Nie wiem do końca, czy moje spostrzeżenia są trafne, ale obyczaje ulegają lekkiej zmianie - zanika słynne złożenie dłoni przy powitaniu, jako symbol duchowej więzi i jedności z wszechświatem, zastępowane częściowo przez położenie ręki na sercu, lub po prostu odbywające się bez gestów. Szkoda.

Widziałem fotowoltaikę gdzieniegdzie, wiatraków żadnych, tyle że północne Indie, daleko od morza, nie są zbyt wietrzne (w innych częściach kraju energetyka wiatrowa się rozwija).

Zacny akcent - spotkałem hinduskich młodzieńców podróżujących pieszo ok. 400 kilometrów z namiotem, po drogach, od świątyni do świątyni. Piękna sprawa.


https://www.bbc.com/news/world-asia-india-68823827
https://impakter.com/forest-fires-a-himalayan-threat/

Tymoteusz Bojczuk jest filozofem kultury i cywilizacji, himalaistą i podróżnikiem. Publikował eseje w „Aspektach”, „AlboAlbo”, „Ibidem” "Londynek.net" i „Pulsie”. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Śląskim. Autor książki Element Wmówiony oraz Słownika psycholingwistycznego języka polskiego z komentarzem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo