Od ponad ćwierć wieku naszym wschodnim sąsiadem rządzi niepodzielnie jeden człowiek. Jego władza jest już właściwie absolutna, a jak wiadomo władza absolutna deprawuje absolutnie. Łukaszence przyszło sterować narodem na tle innych państw poradzieckich mocno zrusyfikowanym i zsowietyzowanym, a do tego w swojej masie wydawałoby się potulnym i apolitycznym. Doszło już do tego, że w białoruskim parlamencie nie ma opozycji. Właściwie nie ma jej w samorządach ani tradycyjnych mediach masowych. Oczywiście władzy Baćki (tak często jest nazywany Łukaszenka) całkowicie podporządkowane są sądy, administracja i tzw. resorty siłowe.
Jeżeliby mocno i dosłownie uwierzyć w zasadę, że historia się powtarza to właściwie i tym razem Łukaszenka powinien był w miarę spokojnie „wygrać” i te ostatnie prezydenckie wybory. Niezadowolenie społeczne może trochę większe niż wcześniej. Sytuacja ekonomiczna nie najlepsza, a duża część społeczeństwa wciąż oburzona z powodu lekceważenia przez władzę pandemii. Jednakże na wszelki wypadek Łukaszenka po prostu doprowadził do aresztowania głównych kontrkandydatów do prezydenckiego fotela. Dla pozoru demokracji Łukaszenka oprócz kilku figurantów zostawił na placu boju tylko żonę jednego z aresztowanych. Gospodynię domową bez politycznego doświadczenia. W trakcie kampanii wyborczej jak na białoruskie uwarunkowania pojawił się dziwny sygnał. Oto na spotkania z Cichanouską przychodziło zaskakująco dużo ludzi, choć władze robiły co mogły by te spotkania utrudnić (zezwolenia na peryferiach miast i do tego nierzadko w nieatrakcyjnych godzinach). Sam Łukaszenko pozwalał sobie na prostackie kpiny z rywalki, sugerując, że kobieta nie nadaje się na takie stanowisko, że jej miejsce jest w kuchni itd., a przecież Cichanouska podkreślała że jest tylko kandydatką tymczasową w zastępstwie swojego aresztowanego męża, a w razie zwycięstwa doprowadzi szybko do nowych wyborów. Łukaszenka odmówił przeprowadzenia debaty z Cichanouską, jasno dając do zrozumienia że ta Pani nie jest godna dyskusji z nim – wytrawnym i doświadczonym politykiem.
I w końcu doszło do wyborów czy raczej do pseudowyborów. Po staremu w komisjach wyborczych nie było przedstawicieli opozycji. Sondaże przy lokalach wyborczych wykonywała tylko państwowa firma. Oficjalni obserwatorzy zagraniczni przy wyborach byli tylko ze wschodu (WNP) – zaraz po wyborach owi obserwatorzy stwierdzili, że wszystko było w porządku, a teraz się z tego wycofują (!). Tuż po wyborach pojawiły się pierwsze wyniki, które dawały Cichanouskiej około 6% (ostatecznie 10%). To wywołało burzę. Zwykle spokojni, zdyscyplinowani i co najważniejsze ufni wobec władzy Białorusini poczuli, że tym razem to Łukaszenka kpi nie tyle z Cichanouskiej co z nich samych. Gdyby podano że zdobyła te powiedzmy 30-40% wielu by się zastanawiało czy taki wynik nie jest bliski rzeczywistości. Jednakże podawany wynik był w sposób oczywisty w sprzeczności ze społecznymi nastrojami. Z powszechnym przekonaniem że ich Baćka się już narządził, że już się wypalił, że powinien zrobić miejsce innym.
Łukaszenka był przekonany, że jak to wcześniej bywało wystarczy aresztować na kilka dni kilkaset co aktywniejszych demonstrantów. Co niektórym z nich porachować kości. Przedstawić ich w mediach jako chuliganów, kryminalistów, pijaków i narkomanów. I będzie po sprawie. Po kilku dniach okazało się jednak, że aresztowanych jest blisko siedem tysięcy (sporo jak na dziewięciomilionowy kraj), duża część z nich dotkliwie pobita a protesty wciąż nie ustępują. Wbrew oficjalnej propagandzie protesty mają charakter spontaniczny. Uderza brak liderów. Manifestacje prowadzone są w różnych częściach miast, miasteczek a nawet wiosek. Masowe poparcie potwierdzane jest przez klaksony przejeżdżających pojazdów. Ponadto pojawiło się coś niespodziewanego. Strajki. Wrażliwy punkt w kraju w którym funkcjonują wciąż liczne ogromne państwowe zakłady zatrudniające nawet po kilkanaście tysięcy pracowników. W czwartek pojawia się kolejna niespodzianka. Władze zaprzestają aresztowań, a minister spraw wewnętrznych przeprasza za brutalność. Pozostaje zagadką czy ta zmiana wynika ze strachu Łukaszenki przed dalszą eskalacją czy bardziej z powodu wewnętrznego buntu zarządzających siłami bezpieczeństwa (tzw. siłowników). Co się teraz okazuje? Pomimo braku reakcji siłowników, protesty odbywają się dalej jak najbardziej pokojowo. Ci rzekomi chuligani wcale nie demolują budynków, nie rzucają kamieniami. Ba, nawet zbierają po sobie śmieci (!) Pomimo tego że w Internecie pojawia się mnóstwo świadectw brutalności czy wręcz tortur (są na to filmiki) stosowanych przez siłowników, nie reagujący już teraz OMON-owcy czy milicjanci są obejmowani przez demonstrantów, rzucane są w ich kierunku kwiaty. Tym samym propaganda władz o rzekomym zagrożeniu bezpieczeństwa i życia siłowników staje się co raz bardziej żałosna i oderwana od rzeczywistości.
Co będzie dalej? Łukaszenka liczy pewnie na to, że protesty samoistnie zaczną powoli wygasać. Znając białoruskie społeczeństwo nie jest to wykluczone, ale jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że sprzeciw wobec Baćki będzie narastał. Łukaszenka po prostu się już boi i to bardzo. Nawet ostatnio zadzwonił do Putina, prosząc go o pomoc, w sytuacji gdy jeszcze niedawno oskarżał Rosję o podniecanie protestów (sprawa tzw. Wagnerowców). A miało być tak pięknie. Miał rządzić jeszcze długo, a później jak się wydaje, ster władzy miał przejąć jego syn Wiktor.
Łukaszence jednak wyraźnie pali się grunt pod nogami. Oto tradycyjnie mający wyczucie skąd wieje wiatr przełożony białoruskich prawosławnych przeprasza za swoje wcześniejsze gratulacje wygranych wyborów składane Łukaszence. Oglądałem w sobotę relację na żywo z demonstracji prowadzonej przed siedzibą białoruskiej telewizji. Zafrapowało mnie, że przypadkowo zapytywani po białorusku przez dziennikarza przebywający tam demonstranci odpowiadali przeważnie po rosyjsku. O czym to świadczy? Opozycja wobec dyktatora nie ogranicza się już do wąskiej grupy białoruskojęzycznych elit, a przeważają w niej zrusyfikowani Białorusini (a oni stanowią zdecydowaną większość)
W każdym razie wiele wskazuje, że będzie się na Białorusi działo.
Inne tematy w dziale Polityka