Opalikujmy trochę sprawę, w 'temacie' kontrowersyjnego wywiadu:
1. Relacje z Rosją (jako Rosją!), jakie były i są:
a) Były, na osi czasu od 'kiedyś tam' do czasu I WS, konkretnie wybuchu rewolucji bolszewickiej. Dla tego okresu, chcąc pokusić się o jakąś ich ocenę na przestrzeni tych kilkuset lat, w aspekcie budzącym największe emocje - mianowicie przyczyn i skutków wymiany ciosów między obu narodami, trzeba by wziąć pod uwagę to, że mieliśmy na Kremlu własną załogę wojskową ale i to, że od tamtego okresu zaczęliśmy systematycznie rywalizować i - niestety - przegrywać z Rosją wyścig o przyszłość. Stało się to boleśnie widoczne w XVIII wieku. Zbierane przez Polskę cięgi, zakończone całkowitym rozbiorem kraju pomiędzy trzy państwa ościenne, miało miejsce na własne życzenie łajdackiej części ówczesnej elity narodu, z nikczemną kreaturą króla włącznie. Pojawienie się tego ścierwa w takich rozmiarach (skąd my to teraz znamy?) było niewątpliwie skutkiem funkcjonowania takich mechanizmów jak wolna elekcja, czy liberum veto. Tak, czy siak zostaliśmy włączeni do do budowanego imperium rosyjskiego, który to proces w optyce światowego porządku był poprzedzony zbudowaniem kilku innych imperiów. Portugalia, Hiszpania, Francja, Anglia, Holandia - na swoich ścieżkach 'rozwoju' rozlewały już wcześniej morza krwi podbijanych narodów i ich terytoriów, tworząc swoisty standard zachowań na arenie międzynarodowej. W okresie zaboru Rosja naraziła nas na ogromne straty, tłumiąc też rozwój biologiczny, w najbardziej dotkliwy sposób, mianowicie przez wyniszczanie zdrowej części narodowej elity. Ale korci mnie pytanie - czy gdyby oba powstania, Listopadowe i Styczniowe miały miejsce w zaborze pruskim, to straty byłyby mniejsze? W jakimkolwiek scenariuszu nie sposób było oczekiwać, iż bunt 'priwislanskiego kraju', obliczony na odzyskanie przezeń niepodległości spotka sie z ugodową - cokolwiek miałoby to znaczyć - reakcją rosyjskiego zaborcy. By to zrozumieć warto wspomnieć na nasze własne narodowe dzieje - wspominając np. bunt 'ukraińskiej czerni' Chmielnickiego, którego nie skwitowaliśmy polityczną wobec nich ofertą, lecz użyciem 'ognia i miecza'.
b) Obecny, dla odmiany, okres materii stosunków z Rosją (jako Rosją!), możemy datować poczynając go dopiero od r. 1992. Znaczy to, że okres od rewolucji bolszewickiej do r. 1992 nie wchodzi w rachubę. Wyjąwszy XX-lecie międzywojenne, były to bowiem stosunki oczywistej podległości Związkowi Sowieckiemu. Ale nie dawajmy sobie tutaj wmawiać, że Rosja i ZSRS to jest to samo! Skrajnie scentralizowanym Związkiem Sowieckim, w okresie od powstania tego zbrodniczego reżimu do objęcia władzy przez Chruszczowa w r. 1953 - nie rządzili przecież Rosjanie! Jako naród byli w równym stopniu jak inne narody ZSRS (z jeszcze bardziej tragicznym wyjątkiem Ukraińców) - ofiarami tego imperium zła! Jeżeli ktoś ma wątpliwości, to można przeczytać opinie Sołżenicyna i wskazywanych przez niego innych autorów, w tym Churchilla, przytoczone w nocie mkarwan'a 'Ciekawostki o Żydach',
https://www.fronda.pl/blogi/ciekawostki-o-zydach/a-solzenicyn-o-udziale-zydow-w-rewolucji-bolszewickiej,17966.html
Dla przykładu, dwa fragmenty:
"...W roku 1919 Tyrkowa-Wiliams, w książce, wydanej wtedy w Anglii, pisała: „Pośród bolszewickich „naprawiaczy” było bardzo mało Rosjan, to znaczy było mało ludzi przepojonych przez ogólnorosyjską kulturę i ukierunkowanych na interesy narodu rosyjskiego... Łącznie z jawnymi cudzoziemcami bolszewizm przyciągnął wiele zwolenników z liczby emigrantów, którzy już przeżyli wiele lat za granicą. Niektórzy z nich nigdy wcześniej nie przebywali w Rosji. Pośród nich było szczególnie wiele Żydów. Języka rosyjskiego prawie nie znali. Naród, nad którym zdobyli władzę, był im obcym, a oni czuli się jak zwycięzcy w podbitym kraju”. I jeżeli w carskiej Rosji „Żydów nie dopuszczali do żadnych stanowisk”, „szkoły i państwowa służba przed nimi zostały zamknięte”, to „w Sowieckiej Republice” wszystkie komitety i komendy zostały zapełnione Żydami. Często ci Żydzi zamieniali swoje żydowskie nazwiska i imiona na rosyjskie..."
"... W lutym 1920 roku w londyńskiej „Sunday Herald” (w artykule „Syjonizm przeciwko bolszewizmowi: walka o dusze żydowskich ludzi”) Winston Churchill pisał: „Teraz ta banda zwracających uwagę osobowości z podziemia dużych miast Europy i Ameryki złapała za włosy i gardło Rosjan i zrobiła się niezaprzeczalnymi panami ogromnego Imperium Rosyjskiego”.
Oczywiście, nie sposób pominąc Gruzinów z super zbrodniarzem, Jakowem Dżugaszwilim (Stalinem) na czele. Mają też swój udział Łotysze no, i jakby inaczej nasi rodacy z 'krwawym Felkiem' Dzierżynskim.
Wracając do 'drugiego, obecnego' okresu stosunków z Rosją - możemy go datować, poczynając od r. 1992 (formalnego rozpadu ZSRS). Bilans stosunków dwustronnych nie jest dla mnie jasny: z jednej strony mamy ustępstwa Rosji, jak np.: wycofanie wojsk z Polski, zgoda na wystąpienie z RWPG, zgoda na wstąpienie do EU, zgoda na wstąpienie do NATO. Wcześniejsza jeszcze zgoda na proponowane przez Mazowieckiego rozliczenia obrotów wzajemnych w walutach wymienialnych (co wykołysało nas z rynku rosyjskiego na rzecz państw zachodnich) - niekoniecznie jednak była ustępstwem Rosjan, raz, ze nie mogli powiedzieć 'nie', dwa - mogło być tak: "skoro jesteście takie głupki, to proszę bardzo".
Z drugiej strony bilansu mamy skrajnie wrogie posunięcia Rosji. Mam tu na myśli podmorskie rury z gazem. Jest oczywiste, że w porozumieniu z Niemcami wykombinowali instrument politycznego szantażu, głównie wobec Polski i Ukrainy, oraz instrument limitowania rozwoju gospodarczego obu państw. Przy okazji, nie bardzo rozumiem dlaczego nasze pretensje za ukrytą w tym przedsięwzięciu wrogość obu gazowych kontrahentów medialnie obciążają tylko Rosjan?
2. Relacje z Rosją (jako Rosją!) - jakie powinny być? Osobiście uważam, że obecna pozycja międzynarodowa Polski nie pozwala nam na luksus wrogich, czy nawet zamrożonych stosunków z Rosją. Wprawdzie odgrzanie dla Amerykanów starej doktryny Halforda Mackindera (pochlebiam sobie, że gdzieś tam, kiedyś, inspirowałem w tym kierunku), zostało przez nich podchwycone, ale nie czarujmy się - prezydent Trump jest człowiekiem biznesu i w Międzymorzu - takie mam wrażenie - widzi trochę ścieżkę interesów ale przede wszystkim instrument nacisku na UE. Myślę, że nie chodzi mu o mackinderowski rów w rdzeniu 'Heartlandu', rów Międzymorza oddzielający Rosję od Niemiec. W ważniejszej rozgrywce z Chinami, które dopinają ekonomiczny wyrok śmierci na USA, Amerykanie chcą zapewnić sobie współpracę z Rosją, która pewnie kiwa głową po przekątnej (ani na tak, ani na nie). W szczególności chodzi o dramat gorącej wojny, do której Amerykanie się niechybnie przymierzą. Nie mają bowiem wyjścia - są bankrutem i Chińczycy chcą to objawić w materii światowego handlu. Nie wiadomo, jak to pojdzie. Prezydent Trump jest jajcarzem, co się zowie. Oczywiście, w sensie pozytywnych konotacji tego terminu i nie chcę się tu przypodobać, bo mi nie zależy, tylko tak po prostu jest. Oznacza to ni mniej ni więcej, że pewnego dnia może podpisać z 'ruskimi' - trochę przesadzam, ale chcę wstrząsnąć obecnymi tu licznie naiwniakami - porozumienie o np. strefie zdemilitaryzowanej, obejmującej... Międzymorze. Właśnie, JKM tego nie wyraził, ale pewnie zdolność zawarcia sojuszu z Rosją jawi mu się jako niezbędny przejaw podmiotowości, która wykluczałaby takie np. tam decydowanie o nas bez nas.
Zauważmy tu jeszcze, że może wystąpić groźny dla nas podscenariusz amerykański - Trump zostaje odsunięty od władzy, albo nie łapie się na kolejną kadencję a władza przechodzi w ręce amerykańskiego lewactwa. Strach człowieka ogarnia. Skóra mi cierpnie, gdy pomyślę jaką (prowokacyjną) rolę mogłaby odegrać amerykańska baza w Polsce, w kontekście, że określę to humorystycznie - rosyjskim, żydowskim, pederastii oraz cyklistów.
---
JKM nie całkiem więc plecie głupstwa, ale nie rozumiem użytego przez niego terminu 'sojusz' (z Rosją). Jaki sojusz!? Sojusze (wojskowe) zawierają ze sobą ci, którzy w racji stanu, w segmencie 'bezpieczeństwo narodowe' mają tożsamy, lub prawie tożsamy, układ interesów. Dobrze jest przy tym, jeżeli kontrahenci reprezentują, może nie całkiem równy, ale choć trochą zbliżony potencjał. Przy racjach stanu rozpiętych u jednego w formacie europejskim, u drugiego w światowym, a zarazem przy proporcji potencjałów: łania <-> lew, polska łania ma krótkie i kiepskie perspektywy.
Nasze państwo, czyli my, musimy (za)krwawić ofiarą na bezpieczeństwo narodowe. Tak intuicyjnie myślę, że 100-tysięczna armia zawodowa jako rdzeń (z nie przeszkadzającymi zza biurka generałami), 50-tysięczne WOT - jako profesjonalne zaplecze i wreszcie odpowiedni, kilkuset tysięczny segment pokolenia cyklicznie szkolonych, młodych cywilów, sprawnych fizycznie mężczyzn i kobiet, przyuczonych do walki obronnej - daliby przy sensownej strategii - błyskawicznego, operacyjnego zintegrowania w obronie terenowej - perspektywę nieopłacalności inwazji. Czyli perspektywę naszego trwania w wolności, bez ukłonów w kierunku tych, czy tamtych. Warto byłoby poduczyć się trochę w tych sprawach u Szwajcarów i Izraelczyków.
Do 'zagrożeń' ze strony Rosji nie będę się odnosił. To byty propagandowe kreowane dla sprowokowania społecznej akceptacji Polaków dla rusofobii, którą znaczna część polityków ma już wkodowaną we łbach. Standardowo wskazuje się na Czeczenię, Gruzję i Ukrainę, w których to przypadkach chodziło jednak o fundamentalne interesy Rosji (Czeczenia-zachowanie integralności). Jakoś uwadze recenzentów umykają potworne zbrodnie przeciw ludzkości, tkane po II WS przez n. sojuszników w imię 'demokracji i bezpieczeństwa narodowego'.
---
Nie bez tego abym nie spróbował wyborczej agitki: jeżeli jesteś 'antypisem' ale ze zwykłej przyzwoitości nie możesz już dłużej popierać ani geszefciarzy z obu rytów ani lewicy ani sodomitów, to idź na wybory i głosuj na Konfederację. Zrobisz PiSowi trochę na złość, tyle że - w perspektywie, uczciwie przyznam - wyjdzie to na dobre i im i Polsce. Czyli nie stracisz. Osobiście oddam głos na Zjednoczoną Prawicę, w przekonaniu, że łomot jaki sprawimy pederastii i euro-czeladzi nie prędko pozwoli im podnieść sie z podłogi.
Inne tematy w dziale Polityka