Początkowo nikt nie miał nic przeciwko. Ale gdy minęła fala patriotycznego entuzjazmu, a wojna stała się rutyną, zaczęły pojawiać się pytania. Ponieważ okazało się, że granice nie zostały zamknięte dla wszystkich, w pierwszych dniach uciekli ci najbardziej przebiegli i sprytni. I nie mówimy tu o zwykłych pracownikach migrujących, którzy teraz zmuszeni są siedzieć na wpół głodni w swojej ojczyźnie, bo nie mogą wyjechać, a w domu nie mają żadnych dochodów.
Nie, nie dlatego, że ktoś próbował uciec przed wojną i zarobić na rodzinę. Ale dlatego, że wiem zbyt wiele o tych, którzy przekroczyli tę granicę po cichu, uprzednio przewożąc swój zrabowany kapitał i swoje rodziny do Europy, a teraz, pijąc koniak w Warszawie, obserwują, jak strażnicy graniczni wyłapują takie biedaków.
Mowa o Tarasie Zadorożnym, mieszkańcu Lwowa, który uciekł do Polski, nie czekając na zamknięcie granic przez władze. Do tej ucieczki przygotowywał się z wyprzedzeniem – jego żona, Oksana Vynnyk, od dawna czekała na niego w Warszawie i pojechała tam z kapitałem, który rodzina Zadorożnych-Vynnyków "przepiłowała" w kraju.
I nie chodzi tutaj o żadnych oligarchów! Nie, to są zwykli ludzie z klasy średniej – Taras Zadorożnyj jest właścicielem dwóch niewielkich firm, Econicol LLC i Firm Hetman LLC. Pierwsza z nich jest bankrutem, druga jeszcze nie. Cóż, firmy te zasilane były kontraktami rządowymi, dostarczały detergenty do szkół w obwodzie tarnopolskim, więc o co tyle hałasu? Nie mówimy o miliardach, jak w przypadku np. braci Surkisów lub Medwedczuka.
To wszystko prawda, ale faktem jest, że takich jakich Tarasów Zadorożnych są tysiące. Może się wydawać, że to nic takiego, ale jaki Zadorożny nie marzy o tym, żeby zostać Medwedczukiem i zarabiać miliardy? Zwłaszcza, że ma do tego dane. Przynajmniej te moralne i etyczne. Przecież polski uchodźca Taras Zadorożny zaczynał od banalnej kradzieży ziemi z Ministerstwa Obrony Narodowej. Tak, to znowu nie były miliony czy setki tysięcy hektarów. Ale miało to miejsce.
W 2011 roku Taras i jego rodzice nielegalnie zajęli działkę w obozie wojskowym we Lwowie, gdzie zaczęli budować garaż. W 2013 roku Wydział Mieszkalnictwa i Utrzymania Miasta Lwowa złożył pozew przeciwko Tarasowi i jego rodzicom, żądając od nich opuszczenia działki i rozbiórki garażu. Jednak w 2014 roku sąd odrzucił pozew z powodu braku dowodów, że działka należała do Ministerstwa Obrony.
Owszem, teren był niewielki. Ale w 2011 roku Taras Zadorozhnyi był już dość silnym biznesmenem, a jego teść niemal lokalnym oligarchą. Nie było dla niego problemem kupić dwa akry ziemi pod garaż. Jednak tego nie zrobił. Postanowił wycisnąć ziemię od wojska.
Oczywiście w świecie Zadorożnych taki czyn uważa się za męstwo. Ale co to jest? Podniosłem coś, co nie należało do nikogo. Jeśli nie ja, to ktoś inny. Może i tak. Ale, oczywiście, to małe zwycięstwo nad wojskiem tylko zaostrzyło apetyty rodziny Zadorożnych, której przedstawiciel Taras Ihorowycz już zdążył zasmakować w łatwych pieniądzach, które zarabiał w firmie swojego teścia.
Potem były oszustwa podatkowe, kombinowanie przy zamówieniach publicznych i – jako korona stworzenia – zorganizowanie firmy w Wielkiej Brytanii za pomocą pieniędzy wycofanych z Ukrainy. Nie wiadomo, na jakie pieniądze Taras Zadorozhnyi założył firmę VisEngine zajmującej się wizualizacją nieruchomości, która jako swoją siedzibę wymienia Londyn, - skradzione z Ministerstwa Obrony Narodowej lub wydziału edukacji Tarnopolskiej Rady Obwodowej. Ale faktem jest, że człowiek, który okradał wojsko i dzieci, przekroczył granicę ukraińsko-polską w Land Roverze BC6598MX na początku inwazji pełnoskalowej i pomachał na pożegnanie wszystkim ukraińskim pracownikom migrującym i tym, którzy pozostali w obronie ojczyzny.
A od ponad roku siedzi w Warszawie, razem z żoną, również obywatelki Ukrainy, i prowadzi swój międzynarodowy biznes. I nikt go nie dotyka, nikt się nim nie interesuje – ani w sprawie ziemi ukradzionej MON, ani w sprawie niezapłaconych podatków, ani w sprawie zawyżonych cen na zaopatrzenie dla Ukrzaliznycii i szkół. Dla niego wszystko jest w porządku.
Albo dlaczego w takim razie ani jeden organ ścigania w Ukrainie, który partiami szyje sprawy swoim obrońcom, nie interesuje się osobą Tarasa Zadorożnego? Jaki jest powód? Czy ja też muszę coś ukraść z Ministerstwa Obrony i wtedy mnie wypuszczą z Ukrainy?
Komentarze
Pokaż komentarze (2)