Zbyt wiele kryje się pod tym słowem, by ogarnąć to w naszym krótkim rozważaniu. Większość kultur wypracowało całe systemy moralne; dążenie człowieka do umiejętności rozróżnienia dobra od zła jest bowiem prawidłowością powszechną. Głębię tej prawdy najwyraźniej odnajdujemy w Księdze Genesis, w historii grzechu pierworodnego.
Wieki całe trwa też spór, czy moralność jest absolutna (na wzór praw fizyki obowiązujących jednako w Waszyngtonie i Bangladeszu) czy raczej relatywna, zależna od kultury, w której egzystuje. Prawda leży zapewne pośrodku, zaś godne odnotowania jest to, że przytłaczająca większość kultur opiera swe systemy moralne na zdumiewająco podobnym szkielecie zasad podstawowych nazywanych często prawem naturalnym. Odnotujmy też, że większość filozofów utożsamia prawo naturalne z Dekalogiem.
Systemy moralne są piękne, choć, niestety, rzadko używane. Zgubnym dla człowieka jest mechanizm erozji moralności. Dramatycznym przykładem jest tu zjawisko faryzeizmu do dziś używane jako sztandarowy przykład hipokryzji. Chrystus umiał oddzielić akty pustego obrzędu od sedna religijnego kultu, stąd też tak często na kartach Ewangelii odnajdujemy wątki Jego sporu z faryzeuszami.
Erozja systemów moralnych nie ominęła, niestety, chrześcijaństwa. Przepaść między prawdami głoszonymi a przestrzeganymi pojawiła się w bigoterii celnie opisanej przez biskupa Krasickiego w jednej z fraszek: i mówiąc odpuść nam nasze winy biła bez litości/ zachowaj nas Panie Boże od takiej pobożności.
Chrześcijaństwo ma dobre lekarstwo na ową erozję. To spowiedź. Oczywiście, spowiedź szczera, autentyczna, nie formalna, odbyta dla pozostania w zgodzie z kościelnym przykazaniem. Spowiedź jest niezbędnym elementem dla utrzymania równowagi psychicznej. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że cywilizacje zeświecczone musiały znaleźć jakiś jej substytut: instytucję spowiednika przejął psychoanalityk. To jednak bardzo ułomny substytut. Spowiedź - prócz swego psychoanalitycznego aspektu - jest Sakramentem. Jest Przebaczeniem. Jest zgładzeniem grzechów. Nasze winy toną w oceanie Boskiej Miłości. Podnosisz się pełen nadziei - oto możesz zacząć od nowa. Kochać to znaczy powstawać”- śpiewasz wraz z tłumem wiernych.
Tylko tak śpiewasz, czy rzeczywiście powstajesz?
Wielki Post to dobry czas, byś odpowiedział sobie na to pytanie. Byś zdał sobie sprawę - jak to jest z Twoją moralnością.
Na koniec o systemie nieco egzotycznym, ale jakże swojskim, ostatnio, dzięki meandrom życia politycznego, szczególnie bliskim: o moralności Kalego. Określenie pochodzi od sympatycznego, czarnoskórego bohatera sienkiewiczowskiej lektury W pustyni i w puszczy. Zwykł on bowiem mawiać: Kalemu ukraść krowę - źle, Kali ukraść krowę - dobrze.
Mówiąc o tym systemie uśmiechamy się. Przecież Kali był taki poczciwy. Jak dziecko. Uśmiech nasz ma więc w sobie coś z pobłażania: traktujemy moralność Kalego jako twór kultury prymitywnej, do której my, rasa bądź co bądź cywilizowana, winniśmy odnosić się z ojcowską wyrozumiałością. Nas to nie dotyczy. My już z tego wyrośliśmy.
Czy naprawdę?
Pewnie trudno byłoby znaleźć wśród nas (może z wyłączeniem polityków) człowieka, który z pełną świadomością i premedytacją stosuje zasady moralności Kalego. Lecz tkwi ona w nas niejawnie. Często czynimy drobne niegodziwości, usprawiedliwiając się byle pretekstem! Niechby jednak kto inny tak postąpił - dopiero podnosimy wrzask.
Moralność Kalego to system autocentryczny: umieszcza nas na szczycie hierarchii wartości. Jesteśmy przez to wyróżnieni, należą się nam więc szczególniejsze prawa. Przykład: korzystasz skwapliwie, gdy znajomy wpuszcza cię do kolejki (to była zmora lat PRL; dziś mniej dokuczliwa). Drobiazg, prawda? A jednak w sposób nieuprawniony wyróżniasz siebie. Pomyśl: co czujesz, gdy widzisz jak ktoś postępuje podobnie? Niechęć, czasem nawet oburzenie. Trzeba lepszej ilustracji?
Powiesz, że roztrząsanie tak detalicznych kwestii może mnie doprowadzić do paranoi, kompleksu winy, Bóg wie, czego jeszcze...
Od rzemyczka do koziczka - uczy mądre polskie przysłowie. A ja dopowiem jeszcze: moralność nie waży uczynków, tylko je dzieli na złe i dobre.
No tak - odpowiesz - ale przecież istnieje pojęcie mniejszego zła.
Istnieje. Lecz nie możesz twierdzić, że jeśli pan X ukradł wczoraj 100 zł a dziś tylko 20, to popełnił mniejsze zło.
Mniejsze zło - to wybór lepszej z kilku alternatyw. Niszczysz trawnik - to zło, jeśli jednak alternatywą jest życie przechodnia - to zniszczenie trawnika jest złem mniejszym.
Lecz uważaj z tym mniejszym złem. Twój rozum - stary cwaniak - będzie ci podsyłał całe armie argumentów pozwalających w ten sposób usprawiedliwić nawet najohydniejszą niegodziwość. Znów muszę cię odesłać dom polityków. Przyjrzyj się z jaką swadą i nierzadko błyskotliwą argumentacją (są tu oczywiście wyjątki, np. p. Kamila Gasiuk-Pihowicz)bronią tez, których inaczej niż obrzydliwymi z punktu widzenia moralności nazwać się nie da.
Moje zainteresowania koncentrują się wokół nauk ścisłych, filozofii, religii, muzyki, literatury, fotografii, grafiki komputerowej, polityki i życia społecznego - niekoniecznie w tej kolejności.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo