Wasilij Aksionow: Wyspa Krym, przekład: Maria Putrament, Warszawa, Amber, 2001.
Wasilij Aksionow: Wyspa Krym, przekład: Maria Putrament, Warszawa, Amber, 2001.
tsole tsole
340
BLOG

Krym wzięty? To już było!

tsole tsole Kultura Obserwuj notkę 3


Powieści gatunku political fiction mają dziś dobrą passę. Zwłaszcza, gdy opowiadają historie alternatywne. Wszyscy wiemy, że marzenie Niemena „chciałbym cofnąć czas” pozostanie wyłącznie marzeniem, lecz tym bardziej tęsknimy za taką możliwością. I zapewne owa tęsknota każe nam z wypiekami na twarzy zanurzać się w opowieściach o tym, jaki mógłby być nasz świat, gdyby w jakiejś tam bliższej czy dalszej przeszłości coś poszło inaczej niż poszło, przez co dzieje świata potoczyłyby się inną, alternatywną ścieżką.

Taką alternatywną historię opowiada Wasilij Aksionow (1932-2009), jeden z największych współczesnych prozaików rosyjskich. Piszę „rosyjskich”, bo choć większość swego życia spędził w ZSRR to trudno go traktować, jako pisarza radzieckiego.  Co prawda, publikował w oficjalnych wydawnictwach, lecz przemycał w nich, wykorzystując elementy absurdu, groteski, surrealizmu, baśni i fantastyki, treści „godzące” w najlepszy z ustrojów, na domiar zadawał się z innymi nieprawomyślnymi twórcami, wobec czego szybko przestano wydawać jego utwory, argumentując to tym, że jego twórczość jest „nieradziecka i nieludowa”. W geście solidarności z innymi dysydentami Aksionow sam wystąpił ze Związku Pisarzy ZSRR, a kolejne jego utwory (np. powieści "Wyspa Krym" czy "Oparzenie") pisane były już bez zamiaru publikowania w ZSRR. Ukazywały się głównie w USA. Nie powinno więc to być zaskoczeniem, że w 1980 r. niepokorny pisarz został wydalony z ZSRR. Osiadł w USA. Po rozpadzie ZSRR przywrócono mu obywatelstwo Rosji, którą od czasu do czasu odwiedzał.
 
Powieścią Aksionowa opowiadającą alternatywną historię jest wspomniana „Wyspa Krym”. Za sprawą aktualnej sytuacji politycznej w tym rejonie świata obserwujemy renesans popularności tej powieści; nie ukrywam, że i ja sięgnąłem po nią z tych właśnie powodów.
Streszczając powieść w jednym zdaniu można rzec, że jest to historia aneksji Krymu przez Rosję (ściślej: ZSRR). Trudno tu jednak mówić o jakimś profetyzmie autora. Krym w tej powieści jest bowiem państewkiem rosyjskim powstałym w rezultacie porewolucyjnych zawirowań, konkretnie wojny domowej między białymi i czerwonymi. Broniony przez nieliczną armię pod dowództwem barona Piotra Wrangela nie uległ czerwonym. Ściślej, rozwidlenie ścieżek historii rzeczywistej i alternatywnej, którą kreuje Aksionow, nastąpiło 20 stycznia 1920 r. kiedy to zwycięska dotąd armia proletariacka doznała przerażającej klęski za sprawą lejtnanta Bayle - Landa, wesołego pryszczatego Anglika, który był dowódcą wieży działowej na liniowcu „Liverpool“ . Nie uległ on magii „logiki walki klasowej” która opanowała umysły marynarzy i żołnierzy dezerterujących i przechodzących na stronę bolszewików. Nie uległ, bo miał lekkiego kaca. Zmusił swoich artylerzystów do pozostania w wieży, co więcej, wycelował działa w nacierające kolumny i otworzył ogień potężnymi szesnastocalowymi pociskami. Szeregi wroga zmieszały się, wybuchła panika i to było zaczynem owej klęski czerwonych.
Pozostawszy w rękach białych, Krym funkcjonował przez wiele lat jako wolne państwo, w którym pielęgnowano to, co stanowiło o etosie Rosji, a co zmiotła z areny dziejów bolszewicka miotła. Choć położone w geopolitycznej „jaskini lwa”, było państwem par excellence zachodnim: miało ustrój parlamentarny, wymienialną walutę i zapewniało swym obywatelom swobodny dostęp do świata, nie tylko tego wolnego – także do ZSRR, który z czasem oswoił się i, pogodziwszy się z myślą, że Krym jest stracony dla komunizmu, utrzymywał z niezawisłą republiką w miarę poprawne stosunki.
Jak więc doszło do aneksji? Podobnie jak obecnie: na życzenie mieszkańców. Stało się to w dużej mierze za sprawą głównego bohatera powieści Andrieja Łucznikowa, wydawcy i redaktora naczelnego opiniotwórczego periodyka „Russkij Kurier”. Był to światowiec mający rozległe znajomości w europejskim, amerykańskim, a także sowieckim establishmencie. Miał więc pełne rozeznanie w różnicach między systemami społeczno-politycznymi i tym, co one ludziom są w stanie zaoferować. Miał pełną świadomość, że na Krymie, należącym do wspólnoty państw kapitalistycznych, jest wszystko, czego brak w Związku Radzieckim: dobrobyt, wolność, kwitnąca gospodarka, etc. Wiedział, że Kraj Rad jest całkowitym przeciwieństwem Krymu: panuje tu bieda, powszechne zastraszenie, korupcja i obrzydliwe donosicielstwo. I dysponując takim rozeznaniem dał się uwieść Idei Wspólnego Losu głoszącej potrzebę, wręcz dziejową konieczność zjednoczenia Krymu z Rosją – ściślej przyłączenia tej szczęśliwej krainy do ZSRR, by podzielić los dwustu pięćdziesięciu milionów naszych braci, którzy od dziesiątków lat w cierpieniach i przebłyskach triumfu wcielają w życie niepowtarzalną duchową i mistyczną misję Rosji i narodów kroczących u jej boku.
Czytając powieść, odnosiłem wrażenie, że ten Andriej to jakiś „polieznyj idiot”, bo nic na to nie wskazywało, że komunistyczny agent. No dobrze, takich wszak nie brakuje, zwłaszcza w snobujących szeregach śmietanki towarzyskiej (vide Jean Raspail – „Obóz świętych”). Dlaczego jednak idea głosząca, że obywatele Krymu powinni dzielić los braci Rosjan oficjalnie budujących świetlaną przyszłość komunizmu, a realnie żyjących w nędzy i zastraszeniu, „chwyta” i zdobywa coraz szersze rzesze zwolenników tej suwerennej republiki? Dlaczego społeczeństwo zażywające wolności w każdej z jej odmian: politycznej, gospodarczej, fizycznej i duchowej dobrowolnie wyciąga ręce do założenia mu kajdan totalitaryzmu? Przecież to zionie widocznym z daleka absurdem.
Ale przecież Aksionow to Rosjanin, dobrze zna swoich rodaków. Podobnie jak Alosza Awdiejew. A ten w rozmowie z Konradem Piaseckim tak mówi o swoich rodakach: Rosjanie to ludzie autorytarni. Lubią silną władzę, bo wtedy wierzą, że jest porządek. Rosjanie nie chcą wolności, dla nich to oznacza nieporządek. Rosjanie są w pewnym sensie niewolnikami[1].
Wygląda na to, że Aksionow chce nas przekonać, iż rosyjska w ogromnej większości społeczność Krymu, pomimo życia w „wolnym świecie” uległa jakimś (genetycznym?) skłonnościom do totalitaryzmu.
Dochodzi zatem do aneksji, mimo, że radzieckie władze (w przeciwieństwie do putinowskich) wcale się do tego nie kwapią; po zorganizowanym referendum, w którym krymska społeczność w sposób miażdżący opowiada się za przyłączeniem do ZSRR, Duma Państwowa republiki kieruje prośbę do Rządu Radzieckiego o włączenie Wyspy Krym w skład Związku Radzieckiego jako republiki związkowej. Przy czym (o naiwności!) działacze Idei Wspólnego Losu proszą, żeby podczas aneksji nie było żadnego barbarzyństwa, żadnej okupacji. „To w naszym przypadku jest całkiem zbędne. Czesi jako obcy chcieli odejść, my jesteśmy swoi, chcemy się przyłączyć. Przemoc nie jest potrzebna. Potrzebny jest takt, cierpliwość... Przecież zgodnie z konstytucją każda republika ma prawo do wystąpienia ze związku, do kontaktów na arenie międzynarodowej, nawet do posiadania własnych sił zbrojnych. Nasza armia będzie częścią Armii Radzieckiej, więc po co okupacja?”
Rzecz jasna, Sowieci anektują po swojemu. Czyli militarnie. Chciałoby się jednak powiedzieć – po putinowsku, bo podobnie jak obecna realna, tamta fikcyjna aneksja przebiegała bez większych ofiar. No i z typowym ruskim bałaganem.
Powieść kończy mistrzowska scenka z udziałem wiodącego beztroskie, włóczęgowskie życie syna Andrzeja, który chyba jednak wyczuł, na co się tu zanosi i wraz z ferajną postanowił uciec na pontonie do Turcji. Scenka ta mówi nam więcej o naturze Rosjan niż całe tomiszcze. Zaczyna się od tego, że ponton uciekinierów został namierzony przez flotę sowiecką. Oto co się dzieje:
 
U kapitana - lejtnanta Płużnikowa, szefa wachty sygnałowej lotniskowca „Kijew“ zameldował się jeden z operatorów, starszy marynarz Gulaj.
 - Co tam, Gulaj? - skrzywił się kapitan - lejtnant Płużnikow, który liczył minuty pozostałe do końca wachty, marząc o zejściu na ląd. (…)
 - Towarzyszu kapitanie, jakiś obiekt na radarze.
Ale drań z tego Gulaja. Po co robić tyle rabanu? Co mu przeszkadza ta pchełka w rogu ekranu? Może ktoś tratwą pryska do Turcji? Po kiego... Teraz trzeba meldować dowódcy, bo ten Gulaj gotów jeszcze donieść...
Spojrzał uważnie na starszego marynarza. Sympatyczna facjata, wyrazista, szczera - taki nie sypnie. A może właśnie... Wrócił do swego pulpitu, połączył się z dowództwem, zameldował regulaminowo: jakiś obiekt płynie od brzegu w kierunku wód neutralnych w sektorze takim to a takim...
Szef wachty okrętowej komandor Zubow był wściekły na Płużnikowa. Wielka rzecz, że ktoś stąd ucieka. Nie da się w ciągu jednego dnia zaszczepić wszystkim świadomości klasowej. No i dobrze, że uciekają, będzie więcej miejsca na lądzie. Nie będę nikomu meldował, a Płużnikowowi powiem, że zostanie wyróżniony. Obok Zubowa stał jego zastępca komandor - porucznik Grankin, udawał, że nie słyszy, ale na twarzy zwróconej w stronę reklam świetlnych Sewastopola pojawił się lekki uśmieszek.
Ten pedał mnie testuje, pomyślał Zubow o Grankinie. Ale ja zrobię mu kawał.
- Proszę zameldować dowódcy - rozkazał Zubow. Dowódca lotniskowca kontradmirał Blincow przebywał właśnie w swojej sypialni, dokąd się udał, by odbyć prywatną rozmowę z małżonką, która jak zwykle odpoczywała na daczy w Pieriediełkinie. Należało uściślić listę zakupów w kapitalistycznym jeszcze Sewastopolu i, co ważniejsze, dowiedzieć się za pomocą im tylko znanego systemu aluzji, co tam z młodszym synem Sławą, czy nocował w domu, czy też drapnął na Cwietnoj Bulwar do swojej panienki.
I w takim momencie ten cholerny Grankin zwraca mu głowę idiotyczną pchełką w morzu. Oczywiście, na takich jak Grankin trzyma się tu wszystko, ale nie budzą oni sympatii.
Tak czy inaczej, kwadrans po sygnale marynarza Gulaja z lotniskowca „Kijew“ w kierunku pchełki wędrującej po bezkresnym morzu wystartował śmigłowiec bojowy pilotowany przez starszych lejtnantów floty Związku Radzieckiego Komarowa i Makarowa.
 
Nie zdradzę czy przeżyli. Przeczytajcie! Zwłaszcza, że powieść czyta się świetnie. Jest urozmaicona wieloma atrakcyjnymi wątkami od sensacyjno-szpiegowskiego poprzez przygodowy, obyczajowy, po nieobyczajny czyli erotyczny. Niemniej to wszystko należy traktować jako „masło” ułatwiające przełknięcie dość czerstwej kromki, jakim jest pełen dylematów dramat ludzi postawionych w historycznym rozkroku między narodową tradycją, a brutalną rzeczywistością totalitaryzmu.
 


[1] http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/wywiady/kontrwywiad/news-awdiejew-czuje-potworny-wstyd-w-rosji-modla-sie-do-ikon-z-pu,nId,1353498?f=l&filter=4
tsole
O mnie tsole

Moje zainteresowania koncentrują się wokół nauk ścisłych, filozofii, religii, muzyki, literatury, fotografii, grafiki komputerowej, polityki i życia społecznego - niekoniecznie w tej kolejności.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura