18 lipca na portalu Oko.press ukazał się artykuł redaktora Radosława Gruca pod hamletycznym tytułem: „Ludzie Gowina szykują się na wyrzucenie z rządu. Warunek to zdrada Ociepy, Murdzka i Piechowiaka”. Radosław Gruca przytacza rzekome ustalenie z Nowogrodzkiej zgodnie, z którą „decyzją Jarosława Kaczyńskiego lada dzień ma zostać usunięty z rządu i koalicji Jarosław Gowin ze swoimi ludźmi. Warunek to skaptowanie jeszcze trzech kolejnych posłów Porozumienia, co wg rachub PiS zagwarantuje większość wystarczającą do sukcesu w Sejmie”.
Przebierał się za ofiarą zdrady
Gowin ostatnimi czasy bardzo polubił rolę „ofiary zdrady”, „zranionego partnera”, jednak to bardzo osobiste uczucia prezesa partii kanapowej przekonanego na przyrost o jego wyjątkowości.
Jarosław Gowin powtarza teraz w innym wydaniu schemat, który zastosował w 2013 r. wobec Donalda Tuska. Wtedy po marnym sprawowaniu mandatu Ministra Sprawiedliwości na dwa lata przed końcem kadencji utorował sobie drogę do współrządzenia z PiS-em. Dzisiaj z zimną kalkulacją spróbuje ograć Jarosława Kaczyńskiego tradycyjnie na dwa lata przed upływem kadencji. Jedyna różnica jest taka, że Donald Tusk, żeby móc dokończyć kadencję, potrafił bastować jego niedojrzałe wybryki zabierając mu zabawki w kwietniu 2013 r. Odwołując Gowina ze stanowiska Ministra Sprawiedliwości, ówczesny premier podkreślił, że ludzie angażujący się w działalność polityczną nie mogą równocześnie być na innych różnych pozycjach. Tak było z ministrem Gowinem. Rozmawiając z nim miał wrażenie, że "jest już gdzie indziej". „Jarosław Gowin zrobił dużo dobrego, ale stwarzane przez niego kłopoty były jeszcze większe” – podsumował wtedy Donald Tusk.
Najwyraźniej Jarosław Gowin nie przerabiał lekcji. Mimo, iż Jarosław Kaczyński wbrew matematyce sejmowej dał mu szansę pracy w rządzie na stanowisku wicepremiera i dużą swobodę w realizacji powierzonych zadań, Gowin do dziś nie potrafi wytrwać w dyscyplinie koalicyjnej i szuka zewnętrznej afirmacji bardziej niż budować wewnętrzny konsensus.
Góra urodzi zawsze mysz
Pijarowskie wysiłki Jarosława Gowina przynoszą w najlepszym przypadku niewspółmiernie mały rezultat a najczęściej tylko kłopoty. Tak było i w Rządzie Donalda Tuska w sprawie deregulacji zawodów, jak i w Rządach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego w sprawie Konstytucji dla Nauki. Tak jest do dzisiaj z reformą chociażby rynku pracy, która może doprowadzić do zapaści instytucji zatrudnienia w Polsce i pogłębienia ich nieefektywnością. O tym, że Gowin nie potrafi budować konsensusu mimo, iż sam przedstawia się jako „zwolennik kompromisu”, świadczy fakt, że jako Minister ds. Pracy i Przewodniczący Rady Dialogu Społecznego znów zjednoczył centrale związkowe. Ostatnio poszło m.in. o regulację nad pracą zdalną. „Premier Gowin proponuje umowę społeczną a później sam ją zrywa” – podkreślił szef NSZZ Solidarność Piotr Duda. „Sytuacja przypomina stare, złe czasy Komisji Trójstronnej. Dzisiejsze funkcjonowanie, gdy rząd zaprasza partnerów społecznych do rozmów w sprawie umowy społecznej, wspólnego porozumienia, a świeżo po rozpoczęciu rozmów je łamie to czarny przykład. Jaka to sytuacja, gdy ktoś zaprasza cię do rozmów, które zaraz łamie. To szczyt perfidii, na którą się nie zgadzamy. Przy takim dialogu nie usiądziemy razem do stołu” – skomentował Wojciech Ilnicki, przewodniczący NSZZ Solidarność Kopalni Węgla Brunatnego Turów, który pełni również funkcję przewodniczącego ds. rozwoju dialogu społecznego w Polsce przy RDS.
Porozumienie targowickie
Posłanki i Posłowie członkowie Porozumienia firmują machiavellistyczne działania Gowina nie tylko w Sejmie, ale przede wszystkim na własnym terenie. Część z nich piastuje stanowiska z nadania rządowego a wszyscy zostali wybrani z listy jednego komitetu wyborczego i pod jednym szyldem: PiS. Tymczasem bardziej niż krzyczeć o zdrady wymierzone w Gowina i rozdzierać szaty, każdy z tych posłów, który mniej lub więcej świadomie osłabia koalicję rządzącą i bierze udział w jej zapaści, powinien mieć poczucie wstydu za zdradę swojego mandatu wyborczego i oszukanie swoich wyborców. Ich mandat w systemie wyborczym opartym na proporcjonalnej reprezentacji z list partyjnych, jest mandatem Prawa i Sprawiedliwości a nie Jarosława Gowina. Zdrajcami staliby się wtedy, gdy ich obstrukcjonizm wespół z Jarosławem Gowinem doprowadziłby do sparaliżowania działalności rządu, który współtworzyli.
Czym jeszcze Gowin mógłby przekonać posłów Porozumienia
Czy kolacje w Zamku Ryn wystarczą, żeby posłów przekonać? Rozdanie stanowisk we władzach partii pomoże? Przez miesiące Gowin grał na Bielana, żeby utrzymywać władzę w Partii. Tym najbardziej niezadowolonym z rozdania, obiecał stanowiska ministerialne za byłych kolegów Cieślaka, Żalka i Gryglasa. Wszystkich poczęstował kawałkiem Ochotniczych Hufców Pracy i Spółek mieszkaniowych, żeby mogli poczuć posmak władzy… co dalej? Posłowie są rzecznikami swoich okręgów, domagają się równego traktowania przy podziale środków rządowych na inwestycje lokalne, na drogi samorządowe itp., wręcz o to mają presję od zaprzyjaźnionych włodarzy lokalnych. Czy poseł opozycyjny Jarosław Gowin będzie w stanie im to zabezpieczyć? A poza tym czy każdy poseł Porozumienia pogodził się z faktem, że ta bieżąca może być dla niego ostatnią kadencją? Czy Grzegorz Piechowiak, Marcin Ociepa, Wojciech Murdzek czy nawet Stanisław Bukowiec spoza listy Prawa i Sprawiedliwości miałby jakiekolwiek szanse na reelekcję? A co się stałoby z wicewojewodami z rekomendacji Porozumienia w Łodzi czy Białymstoku? A z działaczami w Hufcach Pracy czy w różnych zarządach spółek skarbu Państwa jak SSE czy KZN? A samorządowcy Porozumienia wybrani z list PiS-u też będą gotowi opuszczenia szeregów Zjednoczonej Prawicy? Gowin stanowi przede wszystkim dla nich obciążenie.
Technika „dresiarza” i matematyka sejmowa
Technika „dresiarza” pokazania muskułów nawet wobec większego koalicjanta może się rozbić o matematykę sejmową. Dzisiaj Jarosław Gowin może liczyć tylko na 9 z 232 posłów Klubu Prawa i Sprawiedliwości. A nadto skłonnych do poparcia niektórych ustaw PiS-u mogłoby być co najmniej 3 posłów z koła Kukiz ’15 oraz co najmniej 2 posłów pośród niezrzeszonych. Natomiast opozycja doliczyłaby się 126 posłów z Koalicji Obywatelskiej, 47 z Lewicy, 24 z Koalicji Polskiej, 7 z Polska 2050, do nich dołączyłby doraźnie były w-marszałek Sejmu Stanisław Tyszka, być może 4 posłów z koła Polskie Sprawy, i najwyżej 3 pozostałych posłów wśród niezrzeszonych.
Za obozem rządzącym więc wypowiadałoby się najczęściej 233 posłów, przeciw rządowi byłoby do 216 posłów doliczając Gowina i najwyżej 3 pewnych gowinowców (Michałek, Sroka i Wypij). Strategiczna stałaby się rola posłów Koła Poselskiego Konfederacji, których trudno kojarzyć z działalnością zbyt liberalnej opozycji. Prawo i Sprawiedliwość będzie z nimi musiało szukać kompromisu możliwego do zaakceptowania na gruncie bardziej spójnych wartości niż te, które dzisiaj prezentuje Jarosław Gowin.
Scenariusz ten wystarczyłby Rządowi Prawa i Sprawiedliwości, żeby spokojnie odbudować swoją stabilność.
Od 18 lat obserwuję polską scenę polityczną i nie rzadko w niej uczestniczę, starając się zawsze pielęgnować umiejętność bycia sobą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka