Internet rządzi się swoimi prawami, bardzo liberalnymi. I chwała Bogu. Co prawda ostatnio państwo coraz częściej próbuje wziąć za mordę i ten twór. Chodzi mi nie tyle o zamykanie aptek internetowych co o ograniczanie wolności słowa. Nie można już napisać "Kaczyński to ch**" i czuć się bezpiecznym. Osobiście uważam, że taka wolność powinna istnieć, również w tzw. "realu". Najwyraźniej jednak internet także będzie objęty paragrafem o obrazę. O modelu amerykańskim można zapomnieć
Ograniczanie wolności to jedno a pospolite prostactwo to drugie. Liczne komentarze "onetowe" o złamaniu ręki przez premiera czy ostatnim liście z trzema nabojami pokazują tylko poziom internautów. Wolnością słowa nie jest już mówienie "fajnie gdyby złamał kark" albo "a gdzie nabój dla brata?". To już podchodzi pod groźby a to z wolnością słowa nie ma nic wspólnego. Pół biedy kiedy takie teksty rzuca jakiś prostak z klawiatury własnego komputera, gorzej gdy w prostactwo, czy nawet w coś gorszego, zamieszany jest portal internetowy.
Proszę wpisać w wyszukiwarce "Google" słowa "debil" lub "ch**" i wciśnijcie państwo opcję "szczęśliwy traf". Śmieszne? Średnio, ale podchodzi to jeszcze pod wolność słowa. Nie świadczy to specjalnie dobrze o "Google", potężnej marce internetowej, ale w gruncie rzeczy to ich sprawa. Głupotę można albo przemilczeć albo się nią zbulwersować. Co jednak zrobić w takim oto przypadku: po wpisaniu słowa "pedofil" wyskakuje nam strona posła Wierzejskiego. To już nie jest żenujące. To nie wolność słowa ani pospolite prostactwo. To już oskarżenie o jedną z najcięższych zbrodni.
Ktoś powinien za to "beknąć".
Inne tematy w dziale Polityka