Grań Tatr, Rzeźnik, Śnieżna Pantera, Zamieć… już same nazwy brzmią złowieszczo. 13, 30, 130 km biegiem po górach. Nie chcę skończyć jak Janek Wiśniewski!
Warszawa, rok 2018. Miejska dżungla wymusza na swoich mieszkańcach nieustanną walkę o byt, która w XXI wieku ma postać pogoni za pieniądzem. Aktywność zawodowa dla wielu osób jest tak absorbująca, że pozostaje im niewiele czasu i chęci do zajmowania się innymi sprawami. To mogłoby oznaczać, iż pielęgnowanie relacji, dbanie o zdrowie albo rozwój osobisty nie są dla nich aż tak ważne, jak twierdzą. W wyścigu szczurów łatwo jest się zatracić, zaniedbując wiele istotnych płaszczyzn życia. O ile konieczność wymiany pieluchy bobasowi zauważa się w ciągu paru minut, a potrzebę spędzenia czasu z rodziną – kilku dni,o tyle zaniechania zdrowotne mogą nie dawać wyraźnych sygnałów miesiącami.
Jednak bywając regularnie w klubie fitness czy na bulwarach wiślanych, widuję całkiem sporo osób, dla których aktywność fizyczna jest ważna. Bardziej niż wiele innych rzeczy, którymi mogliby się zajmować w czasie przejażdżek rowerem, maszerowania z kijkami albo biegania. O rosnącej popularności tej ostatniej formy ruchu pisałem we wcześniejszym artykule, więc chętnych zapraszam do lektury wpisu z 28 kwietnia br.: https://www.salon24.pl/u/trener-tomek/862044
Imprezy biegowe przyciągają rzesze uczestników, którzy stawiają czoła dystansom od kilkuset metrów do nawet kilkuset kilometrów. Nie inaczej jest na tych, których trasy wiodą poprzez góry.
Czym jest bieg górski i dlaczego miałbym się tym zajmować?
Powszechnie przyjęta definicja mówi, że są to wyścigi piesze, odbywające się w terenach górzystych, w których trasa wiedzie przez różne wysokości. Suma przewyższeń nie jest mniejsza od 5% całkowitego dystansu w konkurencjach krótkich i 3% – w długich (od półmaratonu wzwyż). Wyróżnia się 2 typy biegów: alpejski, gdzie wbiega się pod górę, na szczycie której znajduje się meta i anglosaski, gdzie trasa prowadzi przez wzniesienia oraz spadki terenu. Entuzjaści tej dyscypliny zgodnie wymieniają niepowtarzalne doznania estetyczne i duchowe oraz bardziej ogólnorozwojowy charakter jako jej główne atuty w porównaniu z biegami „płaskimi“.
Ja sam, ukończywszy niemal 40 biegów maratońskich lub dłuższych, stanowczo zgadzam się z takimi stwierdzeniami. Góry dają wielu osobom azyl od szarej rzeczywistości, a kontemplacja piękna przyrody i upajanie się pozytywnym zmęczeniem bywa lepsze od niejednej terapii. Każdy kto dozna stanów wspomnianych powyżej, zaczyna czuć trudną do opisania racjonalnymi słowami tęsknotę. Potrzeba opuszczenia cywilizacji i zanurzenia się w niezmienionej działaniem ludzkim naturze także biegaczy ciągnie w różne pasma górskie. Rzecz jasna nie namawiam nikogo, by, jak to się mówi, rzucił wszystko i jechał w Bieszczady, chociaż niektórym mogłoby to dobrze zrobić...
Bieganie po górach brzmi jak zajęcie dla maniaków sportu
Wydźwięk nazwy nie zawsze budzi trafne skojarzenia, czego przykładem może być „sąd koleżeński“ albo policyjny „lizak“. Nie trzeba być atletycznym świrem, urodzonym góralem ani eks-alkoholistą, by chcieć się sprawdzić w tego typu imprezie. Wystarczy zdrowie i co nieco ogólnej sprawności, by zacząć przygotowanie do swojego debiutu w formule, jaką są biegi górskie. Skoro już mowa o przygotowaniu, to odradzam uczestnictwo z marszu, ponieważ w najlepszym wypadku (słowo-klucz) może się ono skończyć zniechęceniem. Trochę gorszy scenariusz to bezsensowna kontuzja, której dałoby się uniknąć, a najgorszy opisuje popularne hasło „umarł w butach“.
Co należy robić, by bezpiecznie i rozsądnie czerpać przyjemność z tej formy aktywności? Trzeba być świadomym możliwości i ograniczeń swojego organizmu, czyli nie porywać się od tak na wymagające wyzwanie. Poza doświadczeniem biegowym, wyrażanym w kilometrażu treningu, potrzeba sprawności ogólnej, bo góry angażują więcej mięśni. Mowa m.in.: o sile kończyn – nie tylko nóg, stabilizacji ciała (trening tzw. mięśni głębokich) i odporności na zmęczenie. Ta ostatnia wyrabia się wraz z eskalacją obciążeń treningowych, obejmując sferę fizyczną a także psychiczną. Konieczne jest też zaopatrzenie sprzętowe i żywieniowe na wielogodzinny wysiłek.
Czego należy się spodziewać debiutując w epickich zawodach?
Biegi górskie odbywają się w Polsce niemal co tydzień, a są weekendy, gdy naraz rozgrywa się kilka dużych imprez. Każda z nich jest wyjątkowa, dając uczestnikom możliwość socjalizacji, a nie tylko sportowej walki. Wolontariusze dwoją się i troją, bez względu na porę i pogodę, po to, by pomóc zawodnikom w dotarciu do mety. Wg mnie najbardziej spektakularne eventy w Polsce to: Bieg Rzeźnika (77 km parami w Bieszczadach), Bieg Ultra Granią Tatr (70 km słynnym rodzimym pasmem), Bieg 7 Szczytów (najdłuższy, 240 km w Sudetach) i Runmageddon Ultra (44 km i 150 przeszkód). Spokojnie, prawie każdy z nich ma też wersje krótsze, od kilku(-nastu) kilometrów!
Podczas takich biegów organizm wystawiony jest na liczne próby, w tym odporności na niekorzystne warunki i skrajne zmęczenie. Dzieją się wtedy różne nietypowe zdarzenia i pozwolę sobie przytoczyć kilka z moich startów. Raz w Pieninach, gdy już prawie pełzałem z wyczerpania, na ok. 50 km trasy wstąpiło we mnie drugie życie, pozwalając „przefrunąć“ ostatnie 15 km. Nieco później w Bieszczadach ok. połowy dystansu 81 km doznałem cudownego ozdrowienia, bolącego od 3 tygodni, kolana! A w tym roku, debiutując w dystansie ponad 100 km, wskutek osłabienia, już byłem gotowy zejść z trasy, lecz dzięki wspaniałej postawie wolontariuszy z Głogowa Młp., Łazarz powstał i dotarł szczęśliwie do mety. A jakie historie Wy napiszecie na swoich biegach górskich?
Jestem zwykłym śmiertelnikiem, a zanim to się ostatecznie potwierdzi... staram się żyć tak, jakbym jutro mógł dowiedzieć się, że mam raka. Długo zajmowałem się judo i czasem udawało mi się wygrać z kimś dobrym. W międzyczasie ukończyłem warszawską AWF. Od paru lat pracuję z ludźmi, pomagając im być bardziej fit. Uwielbiam podróże i wyzwania!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport