Stylowa oponka w pasie, zadyszka godna astmatyka i posępne samopoczucie, którym można oddziaływać na otoczenie – to tylko niektóre z nagród, oferowanych przez Antyfitness. Poniżej przedstawiam 10 zasad, których przestrzeganie sprowadzi Twoją formę na manowce.
Antyfitness zgodnie z dualistyczną wizją świata, stanowi przeciwieństwo fitnessu i jest tak stary jak jego antagonista. Ludzie, stosujący się do jego zasad, żyją wśród nas. Spotykamy ich często w szkołach, sklepach, zakładach pracy. Swoim zachowaniem mocno kontrastują z radykalnymi wyznawcami fitnessu. Cenimy sobie ich towarzystwo, ponieważ nie wymusza ono na nas jakiejkolwiek fatygi w kwestii pielęgnowania zdrowia i kondycji. Chętnie towarzyszą nam a wręcz motywują nas do wkładania serca w suto zakrapiane biesiady i wielogodzinne sesje telewizyjnej rozrywki. Nadchodzące lato przysporzy wiele okazji, by spędzać z nimi czas wolny i z pewnością nie obędzie się bez wspólnych wyjść na plażę. W tym sezonie wśród pań znów modne będą stroje beduińskie a panowie nie omieszkają obnażyć brzucha godnego Arnolda Schwarzeneggera – tym razem w wersji z filmu Junior.
1. Aktywność fizyczną traktuj sezonowo
Powszechnie mówi się, że w życiu „wszystko ma swój czas”, nie pozwólmy się więc omamiać, że trening wymaga jakiejkolwiek regularności. Tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie, a okazję do ćwiczeń najlepiej jest wynajdywać dopiero wtedy, kiedy wszystkie inne sprawy w życiu nam to umożliwią. Czasem po prostu nie mamy humoru na trening, a przecież nie jesteśmy Michaelem Phelpsem, który twierdzi, że zmienia nastrój jak rękawiczki. Czekajmy zatem cierpliwie, aż pogoda zrobi się idealna, Facebook da nam nieco wytchnienia, a wszystkie planety ustawią się w sprzyjającej konfiguracji. Mądrze jest zaczynać od jutra, od początku kolejnego tygodnia, a najlepiej po Sylwestrze. Co się odwlecze, to nie uciecze. Jeśli nie najbliższe igrzyska, to na bank następne.
2. Szanuj nogi, nie wygrałeś ich na loterii
Auto stanowi odzwierciedlenie wypracowanej ustawicznym wysiłkiem pozycji społecznej. Kiedy rezygnujemy z jazdy na rzecz spaceru, lub nie daj Boże roweru, to tak jakbyśmy zostawili w domu ubranie albo przynajmniej prawą (lub w przypadku mańkutów - lewą) rękę. W końcu nie po to ludzie sobie zadali trud wynalezienia koła i skonstruowania zaawansowanych technicznie pojazdów, żeby teraz chodzić piechotą jak ten plebs. Ktoś z pewnością zaproponuje nam korzystanie z krokomierza, stanowiącego dzienniczek aktywności fizycznej. Nie dajmy sobie wmówić sprzedawcom gadżetów, że korzystanie z nich ma jakiś głębszy sens. Do tego dochodzi jeszcze kwestia smogu. Jest dość oczywiste, że z dwojga złego lepiej wytwarzać spaliny, niż je wdychać.
3. Zrezygnuj z jedzenia - słynna zasada NŻ
Mówi się o korelacji między ilością przyjmowanego pożywienia i sylwetką. Każdy nieraz słyszał zwierzenia osoby, która nic nie je a czuje się i wygląda jak chodząca reklama lotów turystycznych balonem. Głodowanie jest sztandarowym hasłem propagatorów antyfitnessu. Zwłaszcza, że zazwyczaj (o czym zapominają wspomnieć nasze marudy) zajmuje ono ok. 90% czasu - reszta to nocna dyspensa. Prawie jak w Ramadanie. Mniej drastyczne odmiany tej zasady zakładają eliminację jednego typu makroskładników (zwykle węglowodanów lub tłuszczy, rzadziej białek). Czyli w imię odchudzania zrzekamy się substancji potrzebnych do odżywiania mózgu, syntezy hormonów, zaopatrzenia w witaminy lub budowy i funkcjonowania fasady ciała. Czapki z głów za przebiegłość!
4. Nie odmawiaj sobie zażywania supli
Skoro Burneika i idole jego pokroju zachęcają do łykania suplementów garściami (lub chochlami), to lekkomyślnie byłoby nie posłuchać. Liczne reklamy, w których aktorzy – nie lekarze - ochoczo wyjaśniają nam, co będzie najlepszym uzupełnieniem diety, z pewnością głoszą samą prawdę. Do wyboru do koloru, bowiem półki w aptekach, dyskontach i sklepach z odżywkami wręcz uginają się od ilości towaru. Dlatego najrozsądniej będzie łykać w skali przemysłowej preparaty na wygląd, samopoczucie oraz metabolizm a w szczególności spalacze tłuszczu i katalizatory libido. I nie dajmy się omamić medycznym bełkotem, jakoby to nie było przebadane albo sugestiom, że kwartalny zapas kapsułek z ryby nie powinien kosztować mniej niż ryba. Taniej nie znaczy gorzej. Zażywajmy, ile wlezie, ku chwale Mendelejewa.
5. Regularnie korzystaj z ulubionych używek
Picie napojów wyskokowych i palenie tytoniu to tradycje o wielowiekowej historii i odstawienie ich byłoby jak wyrzekanie się dziedzictwa naszych przodków. Doniesienia o rzekomej szkodliwości gorzałki z najlepszych, bo polskich ziemniaków są mocno przesadzone. A jeśli nawet nie, to chyba lepiej jest dostać raka od wódki niż od warzyw wyhodowanych na GMO. Nawet młodzież w gimnazjach wie, że pragnienie najlepiej gasi zimne piwko (albo sześć), a legenda głosi, iż stanowi ono cudowne antidotum na zakwasy! W kwestii złocistego trunku, powtarzane jak dźwięki kataryny, określenia „indeks glikemiczny” czy „puste kalorie” to po prostu mowa nienawiści, której heroldzi zachowują się jak pies ogrodnika. A co do palenia czy nie szkoda zachodu na robienie rewolucji w życiu i uciekanie od stresu, jeśli tak łatwo można go puścić z dymem?
6. Wykonuj wyłącznie przyjemne ćwiczenia
Żyjąc w XXI wieku, mamy nieograniczony dostęp do informacji i całego dorobku intelektualnego cywilizacji. Dlatego skoro wiele osób wskazuje nam drogę na skróty, oferując łatwy i szybki sukces, to może nie warto stawać okoniem. Ludzie małej wiary mówią, że tylko dzięki niewygodnym i trudnym ćwiczeniom, możemy osiągnąć znaczące efekty. A mało kto czuje się współczesnym da Vinci, chętnym do ustawicznego przyswajania nowych umiejętności. Najprościej jest opanować sobie jeden krótki zestaw ćwiczeń z Internetu, który potem można doskonalić na drodze wielokrotnego powtarzania. Powszechną praktyką treningową jest pomijanie nóg, bo nikt o zdrowych zmysłach nie chce mieć grubych ud, poza tym i tak cały czas angażujemy je, chodząc. Zatem jeśli już ćwiczyć, to tylko partie ważne, czyli klata i biceps u panów, a pupa i brzuch u pań.
7. Samodzielne zarządzaj swoim treningiem
Wbrew obiegowym opiniom, nie warto konsultować się z tępymi osiłkami, którzy próbują zarabiać pieniądze naszym kosztem. Raczej nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że osoby bogacące się na naszej niewiedzy, stoją tam, gdzie stało ZOMO. Zupełnie inna sytuacja jest z weterynarzem, mechanikiem albo księgowym - tamci przecież muszą z czegoś żyć, a ich usługi wydają się nam niezbędne. Płacenie trenerowi to lekka przesada, przecież sam fakt, że ktoś spędził lata ćwicząc, nie oznacza jeszcze, iż posiadł wartościową dla nas mądrość. Każdy, kto choć raz miał czwórę z WF, najlepiej zna możliwości i potrzeby swojego organizmu. Dochodzi jeszcze kwestia dumy i poczucia własnej wartości: dlaczego ktokolwiek miałby mówić nam, jak mamy żyć? A osoby żądne opinii eksperta zawsze mogą przeczytać na forum, jak robi się martwy ciąg i którą dietę wybrać.
8. Używaj tylko profesjonalnego sprzętu
Wydaje się dosyć oczywiste, że chcąc ćwiczyć na wzór mistrzów trzeba niezwłocznie wyposażyć się w zaawansowany i kosztowny sprzęt. Błędne jest myślenie, iż adept o umiejętnościach niedorównujących aspiracjom może miło i efektywnie trenować, korzystając z amatorskich akcesoriów. Dlatego, kiedy tylko zaświta komuś w głowie pomysł zrobienia pierwszych kroków w crossficie, triathlonie czy bobslejach, należy natychmiast nabyć profesjonalny strój oraz przybory. Markowy sprzęt, będzie nam zastępczo podkreślać status materialny w czasie, gdy nie korzystamy z samochodu. Jeżeli sumiennie trzymamy się przykazania 7. to będziemy dysponować jeszcze większym budżetem - o ile nie trafią się po drodze nieplanowane konsultacje z ortopedą lub/i fizjoterapeutą. No, ale jak ktoś ma pecha, to i na prostej drodze nogę złamie.
9. Od dzieci wymagaj więcej niż od siebie
Każdy szanujący się Janusz fitnessu (Grażyna rzadziej) ma wysokie ambicje sportowe odnośnie kariery własnych dzieci. Oczywiste jest, że gdyby nie dyletanctwo trenera, brak genetycznych predyspozycji i szereg innych niezależnych przeszkód, on sam pokazałby światu, na co go stać. Przy tak niekorzystnym bagażu osobistych doświadczeń jedyną szansą obrony honoru rodziny jest oddelegowanie na arenę sportową potomków. Nie należy jednocześnie samemu poddawać się modzie na aktywność, w końcu ktoś musi ciężko pracować, by móc inwestować w przyszłych „Lewandowskich” czy „Radwańskie”. Latorośl będzie z pewnością potrafiła rozróżnić sumienne wypełnianie przez rodziców 5. przykazania od założeń narzuconej im roli. I nie ma, że boli albo że się nie podoba, bo przyszli olimpijczycy kiedyś będą wdzięczni wizjonerom za niezłomność.
10. Relacjonuj światu swój każdy trening
Podczas gdy fitness może (chociaż nie musi) być subtelny i dyskretny, antyfitness wymaga nieustannego instagramowego ekshibicjonizmu. Ambasadorzy niezdrowego stylu życia wiedzą, że najmniejszy przejaw jakiejkolwiek aktywności powinien mieć niezwłoczną transmisję online. W dobrym tonie są zdjęcia i filmy o dowolnej, nawet najbardziej błahej tematyce, jak np. palec u stopy albo kawałek smyczy na tle chodnika. Dużo silniejszy przekaz ma tzw. cheat meal, czyli niezdrowy posiłek - nagroda za kilka godzin wytrwałej diety. Największym wzięciem jednak cieszą się zdjęcia, na których Grażyna w ubikacji (ciekawe czy przed skorzystaniem czy po) zalotnie ukazuje do lustra fragment pośladka. Janusz prężący na siłce swe muskuły nie budzi już takich emocji jak ona, ale i tak nie omieszka przypomnieć światu, jakim jest zuchem.
© Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jestem zwykłym śmiertelnikiem, a zanim to się ostatecznie potwierdzi... staram się żyć tak, jakbym jutro mógł dowiedzieć się, że mam raka. Długo zajmowałem się judo i czasem udawało mi się wygrać z kimś dobrym. W międzyczasie ukończyłem warszawską AWF. Od paru lat pracuję z ludźmi, pomagając im być bardziej fit. Uwielbiam podróże i wyzwania!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport