Dlaczego konkurencja nie działa wśród banków?

Jak wiadomo, za komuny jedną z podstaw naszych wielkich nadziei związanych z ewentualnym przyjściem do nas kiedyś w przyszłości wyśnionego kapitalizmu i zachodniości, był, prócz marzeń o wolności i suwerenności kraju,  pogląd, że przedsiebiorstwa kapitalistyczne zmuszone do konkurowania między sobą, w walce o klienta obniżają ceny i prześcigają się w solidności i atrakcyjności swych wyrobów. To się sprawdziło np w odniesieniu do telefonii stacjonarnych i komórkowych. Ceny usług telefonicznych gruntownie spadły, telefonie oferują liczne promocje, walczą o klienta, próbują podbierać go sobie nawzajem. Natomiast to się w ogóle nie sprawdza w odniesieniu do banków. Kiedyś banki za to, że trzymają czyjeś pieniądze, dawały klientowi procent, a za inne czynności na rzecz klienta, jak przelewy, wypłaty, zlecenia stałe - nie pobierały juz opłat.  Dziś na wielu kontach procentu nie ma lub jest on śmiesznie mały. Banki za wszystko biorą coraz większe opłaty, za przelew, za prowadzenie konta, za kartę itd itd. Opłaty te w sumie są większe niż uzyskiwany procent. Czyli usługi bankowe miast tanieć, drożeją - i to wyraźnie. Często najpierw oferuje się sprytnie np na koncie internetowym przelewy za darmo, by potem wprowadzić za nie opłaty. Banki łupią klientów. Nie widać przy tym, to naciekawsze i najważniejsze!, skutków działania konkurencji, choć banków jest bardzo dużo - o wiele więcej niż telefoni komórkowych. Gdyby konkurencja oddziaływała, to tak jak w przypadku telefoni komórkowych, banki prześcigały by się walcząc o klienta w obniżaniu opłat za usługi, w podwyższaniu procentu za składowane w banku pieniądze itd. Tymczasem raczej nic takiego się nie odbywa: banki robią jak gdyby swym klientom łaskę. Nie mam pojęcia, dlaczego nie zauważa się pozytywnych dla klientów skutków działania konkurencji w przypadku banków., a odnotowuje się je w przypadku firm telefonicznych.