Co jakiś czas odżywają dyskusje o Pałacu Kultury. Ostatnio długa na ten temat toczyła się w S24 na blogu Pantryjoty. Gdyby w Paryżu, w Rzymie, w Budapeszcie itd, ktoś wyburzył w samym centrum tkankę miejską na obszarze większym od Starówki Krakowskiej czy Florenckiej, gruz usunął i na powstałej w ten sposób pustaci postawił Pałac, to działanie to nazywałoby sie barbarzyństwem, zniszczeniem miasta itd. A właśnie to rozegrało się w Warszawie. Na rysunku pierwszym widać przedwojenną tkankę miejską i Pałac na jej tle, a obszar wyburzony, aby stworzyć pustać wokół, w tym Plac Defilad, jest ponad siedmiokrotnie większy od samego pałacu (na planie obszar między Al. Jerozolimskimi, Marszałkowską, Świetokrzyską i Emili Plater). Oczywiście w tym rejonie 75% domów zniszczyli Niemcy, ale 25% domów zostało, sieć ulic została (druga ilustracja), można to było odbudować, aby zostało miasto, lecz te 25% i sieć ulic usunięto, by dać miejsce na Pałac i pustać wokół, po której fruwają w wietrzne dni mokre papierzyska. Gdy gdzieś burzą miasto dla uczynienia pustaci dla defilad, to jest to zło. Jeżeli to jest dobro, to dlaczego nie postuluje się dziś zburzenia kolejnego regionu miasta, np Plac Politechniki, Lwowska, Wilcza, Hoża, Mokotowska - dla uczynienia pustaci dla defilad? Gdyby jednak ktoś coś takiego dziś postulował, to uznano by to za szaleństwo, zło, absurd, barbarzyństwo itd. To co jest szaleństwem, złem, absurdem, barbarzyństwem dziś, było także szaleństwem, złem, absurdem barbarzyństwem wtedy.
Nie banuję. Kłótnie na blogach, obrzucanie się uszczypliwościami itd - mam za nudne, nierozwijające.Blog prócz tekstów na różne tematy, zawiera także liczne teksty - ze zdjęciami - krajoznawczo-turystyczne, propagujące mniej znane, a ciekawe, rejony Polski.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura