Ku likwidacji opozycji czy moja histeria?

Niedawno członek władz ustawodawczych pan Stefan Niesiołowski mówił o posłach opozycji jako o "bojówce co podpalała na Krakowskim Przedmieściu Polskę". Dziś znowu minister, pan Radosław Sikorski z władz wykonawczych w kontekście dyskusji w komisji parlamentarnej, gdzie posłowie opozycji mieli inne zdanie niż posłowie władzy, powiedział, że "nie pozwolimy podpalić Polski". Czy to zapowiedź stosowania ostrych środków wobec opozycji czy wyaresztowania jej, aby ratować kraj przed zagładą? A może ja, którego większość życia minęła za komuny i przy braku demokracji, jestem przeczulony? Za komuny władza też mówiła nieraz, gdy ktoś chciał wolności i niepodległości albo miał w jakiejkolwiek sprawie inne zdanie niż władza, że (ona władza) nie pozwoli podpalić Polski. Lecz tamta władza nie działała w realnym  porządku, w którym opozycja jest tak samo legalna i konieczna jak władza, tylko w wydumanym porządku, w którym myśl opozycyjną mógł mieć tylko wariat, bo władza tworzyła raj na Ziemi użyczony nam przez ZSRR. Przydatna byłaby jasna definicja, co oznacza "podpalanie Polski", bo takiego terminu nie ma w aktach prawnych, a Polska ma się za państwo prawa. Czy jeśli ktoś powie, że w drodze są dziury, to też wolno określic to jako "podpalanie Polski"? Wypada przypomnieć, że rzeczywiście demokratyczna władza łaknie opozycji, a nie nazywa jej podpalaczem, bo taka jest natura człowieka, że człowiek władzy, nawet najlepszy, może dopuścić się nadużyć, jesli nie jest kontrolowany, krytykowany itd. To, że także komunizm nazywał inaczej myślących "podpalaczami", również winno hamować zapędy do takiego mówienia. Podpalacze to przestępcy i wrogowie, kto tak nazywa opozycję - niezbędny składnik systemu władzy demokratycznej, ten świadomie czy nie neguje demokratyczny porządek. Ciekawe, w jaki sposób władza zamierza "nie pozwolić podpalić Polski" czyli jak zamierza reagować, gdy ktoś powie coś niezgodnego z poglądem władzy?