Wczoraj na blogu Martinoffa w S24 rozmawialiśmy. I wyszła ciekawa, ważna rzecz. Że jak ktoś pojedzie do Anglii albo do USA, i tam popracuje kilka latek i potem wróci do Polski i podejmie pracę, to stosunki w tej pracy jawią mu się jako horror. Oczywiście w porównaniu ze stosunkami w pracy w Anglii czy w USA, bo przedtem taki pracownik, zanim poznał Zachód, to myślał, iż w pracy ma tak być, jak jest w kraju. To zapytałem, na czym to konkretnie polega. Odpowiedzieli, że np tam zagranicą przełożony jest po to, żeby podwładnemu zorganizować pracę i mu pomóc, a w Polsce po to (jest przełożony), żeby gnoić podwładnego. I że tam zagranicą jak podwładny zgłasza, że w pracy coś nie tak, że można ulepszyć albo że chce podwyżkę, to to jest normalne, a nie powód do uważania podwładnego za bezczelnego, za podważanie przez niego autorytetu itd. Ale dlaczego my tacy jesteśmy? Czy nas osy pogryzły? Zrozumiałem, dlaczego nie będziemy mieli wielkich osiągnięć, bo jak ludzie są w pracy ciągle zdenerwowani, energia idzie na szczerzenie kłów jeden na drugiego i warczenie, to trudno mieć światowe osiągnięcia.
Nie banuję. Kłótnie na blogach, obrzucanie się uszczypliwościami itd - mam za nudne, nierozwijające.Blog prócz tekstów na różne tematy, zawiera także liczne teksty - ze zdjęciami - krajoznawczo-turystyczne, propagujące mniej znane, a ciekawe, rejony Polski.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka