Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski
7444
BLOG

Śledczy walec

Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski Polityka Obserwuj notkę 1

 

W prowadzonym przez CBA od ponad roku śledztwie w tej sprawie przewija się osoba Marka Piotrowskiego. Prawnik siedzi w areszcie, usłyszał zarzuty skorumpowania członka Komisji Majątkowej, oszukiwanie zakonów oraz ukrywanie dochodów.
 
Korzystając ze skandalu związanego postawieniem przez prokuraturę zarzutów mecenasowi Markowi Piotrowskiemu, szefostwo TVN próbuje przy okazji za wszelką cenę zrehabilitować Jacka Bazana.
 
W marcu 2004 roku napisałem w „Rzeczpospolitej” artykuł o Jacku Bazanie, ówczesnym dziennikarzu śledczym TVN z bogatą kryminalną przeszłością. Stwierdziłem, że Bazan miał dobre przygotowanie do profesji dziennikarza śledczego.
 
Oto fragment tekstu z „Rzeczpospolitej" (polecam przeczytanie całego):
 
„W pierwszy konflikt z prawem wszedł jeszcze w wojsku. Szeregowiec Bazan został skazany przez Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni na 6 miesięcy więzienia z zawieszeniem na 2 lata „za samowolne oddalenie się z jednostki" we wrześniu 1989 roku. Bazan blisko 3 tygodnie był poszukiwany, zatrzymano go w Warszawie. -To nie była dezercja - zapewnia Bazan.
W jeszcze poważniejsze konflikty z prawem Bazan wszedł już w cywilu. Z rejestru karnego, do którego dotarliśmy wynika, że w maju 1992 roku Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata za podrobienie umowy i sprzedaż przywłaszczonych samochodów - mercedesa i hondy.
Później Bazan dokonał rozboju. W marcu 1993 roku do policji w Bytomiu zgłosili się biznesmeni Andrzej Kozar i Tomasz Moor, którzy zeznali, że Bazan kilkakrotnie przyjeżdżał z kilkoma osobami do biura ich firmy, handlującej sprzętem elektronicznym, by na polecenie Marka Profusa, biznesmena z Warszawy, odzyskać pieniądze. - Grozili, że jeżeli nie oddam Profusowi 2 mld starych złotych to nas pobiją, połamią ręce, nogi i przestrzelą kolana - mówił Kozar. Wystraszony biznesmen dał Bazanowi 210 mln złotych w gotówce i sprzęcie RTV. Z kolei Moor, którego Bazan straszył nożem, oddał 20 mln starych złotych.
 
Trzy lata z sześciu
 
Prokuratura Rejonowa w Bytomiu rozpoczęła śledztwo w sprawie wymuszeń rozbójniczych Bazana i jego kompanów. Ponieważ Bazan nie stawił się na wezwanie, rozesłała za nim list gończy. Po miesiącu policja zatrzymała poszukiwanego. Bazan nie przyznał się do rozbojów, tłumaczył, że prowadził tylko zwykłą windykację dla Marka Profusa. Ten ostatni wyjaśnił jednak prokuraturze, że nie godził się na metody Bazana i szybko cofnął mu pełnomocnictwa do działania w jego imieniu. Bazan zresztą nie oddał mu ani pieniędzy, ani sprzętu, które wziął od Kozara.
Prokuratura postawiła Jackowi Bazanowi (był sądzony ze swoim wspólnikiem, którego rozpoznali biznesmeni, Robertem Radomskim) trzy zarzuty: rozboju, gróźb karalnych i przywłaszczenia 210 mln starych złotych. Po dwóch latach procesu Bazan został skazany na 6 lat więzienia i 3 tysiące zł grzywny.
Stosunkowo szybko, bo w kwietniu 1996 roku Jacek Bazan opuszcza zakład karny w Bytomiu. Zostaje warunkowo zwolniony po odsiedzeniu nieco ponad 3 lat (z zaliczeniem aresztu). - Byliśmy tym zaskoczeni - mówi były pracownik aresztu w Bytomiu. - Rzadko się zdarza uzyskanie przedterminowego zwolnienia zaraz po odbyciu połowy wyroku, na dodatek, jeżeli osadzony wcześniej był na bakier z prawem. Pewnie sąd penitencjarny wziął pod uwagę, że Bazan prowadził w więzieniu radiowęzeł i miał dobrą opinię."
 
O Profusie sporo jest w raporcie o WSI. Bazan po wyjściu pracował w RMF FM, a potem w TVN. Należał do ulubieńców Edwarda Miszczaka. W tej stacji zajmował się tematami śledczymi, m.in. sprawą działalności Komisji Majątkowej.
 
Szczerze mówiąc, miałem gdzieś, to czym się zajmował, bo mnie (i „Rzeczpospolitą”) interesował fakt, że człowiek o tak bogatej karcie karnej jest nie tyle dziennikarzem (znam kilku żurnalistów- piratów drogowych, w tym jednego, który zabił trzy osoby), co dziennikarzem śledczym! Nie ukrywam - wszyscy w redakcji byli zaskoczeni, że własnie Bazana „rzucono” w TVN „na odcinek” dziennikarstwa śledczego.
 
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że akcja TVN w sprawie Bazana jest podobna do zachowania „dziennikarki śledczej” Marty Paluch wobec Witolda Gadowskiego.
 
Niedawno poczułem na plecach oddech Moniki Góralewskiej, „śledczej” TVN-owskiego „Superwizjera”. Zaczaiła się na mnie przed redakcją w Katowicach, kiedy wychodziłem z pracy. Koledzy Góralewskiej z ukrycia filmowali, a ja rozmawiałem z Góralewską w moim samochodzie (było zimno). Wykazałem się iście "tefałenowskim" sprytem, bo naszą rozmowę nagrałem.
 
Teza agresywnej panienki była jasna: „Tekst o Bazanie napisał Pan na zlecenie Piotrowskiego, aby uniemożliwić Bazanowi zrobienie reportażu o nim”. Zacząłem wyjaśniać, że żadnego zlecenia nie było, bo być nie mogło. Piotrowskiego nie znałem, gdy pisałem tekst. Poznałem go znacznie później, po tym kiedy w „Rz”, w lipcu 2004 roku, opublikowałem tekst o „Akcji X2”, czyli wysiedleniu w latach 50. przez UB sióstr zakonnych z ich siedzib.
 
Góralewska na to odparła, że ma świadków, którzy twierdzą, iż było jednak „zlecenie Piotrowskiego na Bazana”. Jednym z tych świadków okazał się Krzysztof Oremus, dziennikarz z Bielska Białej.
 
Oremusa faktycznie znam. Kiedyś pracowaliśmy w jednej redakcji. Gdy „Newsweek” jakiś czas temu ujawnił, że ten znany na Podbeskidziu (i nie tylko) dziennikarz pracował w SB, byłem zaskoczony. Bardziej mnie jednak zaskoczyło, że był funkcjonariuszem Wydziału IV, zajmującego się Kościołem. Zajmował się „inwigilacją środowisk kościelnych i związków wyznaniowych nie rzymsko-katolickich”. Krzysztof Oremus w MSW spędził 4,5 roku. Odszedł, bo - jak twierdził w raporcie - nie dostał mieszkania. Przebieg jego kariery w SB bez trudu można sprawdzić w katalogu IPN tu.
 
Podobno szefowie redakcji, w których pracował („Trybuna Śląska, Super Express”), o jego zawodowej przeszłości wiedzieli. Podobno. To Oremus miał powiedzieć „Superwizjerowi”, że skontaktował Piotrowskiego ze mną i efektem tego kontaktu był kompromitujący Bazana artykuł.
 
Delikatnie mówiąc, plutonowy Oremus mija się z prawdą. Za jego pośrednictwem doszło do mojego spotkania na plebanii z księdzem Nowokiem, który zasiadał w Komisji Majątkowej. Nowok nie chciał się spotykać z dziennikarzami, bo po kontakcie z Bazanem i ekipą TVN miał uraz psychiczny do dziennikarzy.
W Bielsku nie jest tajemnicą, że Oremus nie rozstał się z Piotrowskim w zgodzie. W tle są rozliczenia finansowe za przegrany przez dziennikarza proces.
 
Góralewska dla wzmocnienia swojej „spiskowej” tezy, usiłowała mi wmówić, że informacje o przestępczej karierze Bazana dostałem od „ludzi Piotrowskiego”. Znowu pudło. Każdy widać sądzi po sobie.
 
Ujawnię trochę dziennikarskiej kuchni. Otóż w „Rz” przez kilka miesięcy wstrzymywaliśmy się z pracą nad tym artykułem, bo nie chcieliśmy usłyszeć zarzutów, iż eliminujemy konkurencję przed finałami ważnych dziennikarskich konkursów (SDP i „Press”). Zgodę na zbieranie materiałów i obietnicę publikacji (po weryfikacji przez prawników i akceptacji kolegium redakcyjnego) dostałem na początku 2004 roku.
 
Dostęp do akt sprawy karnej Bazana uzyskałem legalnie, po wysłaniu kilku pism do Sądu Okręgowego w Katowicach. Gdyby redaktor Góralewska zaryzykowała i sprawdziła, to powinna je znaleźć wpięte do tych akt. Ale po co? To za bardzo profesjonalne zachowanie i nie pasuje do przyjętej (narzuconej?) tezy. Nawiasem mówiąc dziwnie podobne "dowody" i teze miał Cezary Łazarewicz z "Polityki", który w grudniu opisywał sprawe Piotrowskiego, by przy okazji rehabilitowac Bazana. Przypadek?
 
Nie usłyszałem też od Góralewskiej odpowiedzi na moje pytanie, dlaczego to stado „świadków” spisku pojawia się ponad siedem lat po publikacji artykułu? Dlaczego Bazan nie zgłosił tych osób jako świadków oskarżenia w procesie, który mi wytoczył?
Nawiasem mówiąc także E. Miszczak, który był świadkiem Bazana w procesie, nie wspomniał o jakimkolwiek spisku.
 
A Sąd Rejonowy w Krakowie tak bardzo chciał mnie skazać, że jego wyrok był dwukrotnie uchylany przez Sąd Okręgowy. Nie zostałem skazany.
 
Największą krzywdę Bazanowi wyrządzili ci, którzy wiedząc o jego przeszłości, zdecydowali aby zajął się dziennikarstwem śledczym. Może mają wyrzuty sumienia, stąd ta próba rehabilitacji?
W to pierwsze nie wierzę.
 
Co jest zatem po drugiej stronie lustra?
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj1 Obserwuj notkę

szymborski[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka