Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski
147
BLOG

Yon nie powie nic więcej

Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski Polityka Obserwuj notkę 0
Andrzej Gontarczyk nie odpowie nigdy za ewentualny udział w zabójstwie księdza Franciszka Blachnickiego. Agent komunistycznego wywiadu i bezpieki ps. Yon zmarł we wrześniu 2023 roku.

Gontarczyk mieszkał w bloku w Łodzi. Na jednym z telewizyjnych kadrów widać jego zniszczoną twarz w szparze uchylonych drzwi. „Yon” miał już za sobą jedno przesłuchanie i nie był w najlepszej kondycji psychicznej. Nie miał wielu znajomych. Klucze do mieszkania miał jeden z nich, który natknął się na zwłoki Andrzeja Gontarczyka i zawiadomił pogotowie.

Sekcji nie było, gdyż przyjęto, że śmierć nastąpiła z powodu długiej choroby. Po weekendzie ciało skremowano. Pogrzeb „Yona” był skromny.

Pojawia się jednak wokół tej śmierci kilka wątpliwości. Zgon kluczowego świadka powinien zobligować policję w Łodzi do zawiadomienia prokuratury, a ta – do zarządzenia sekcji, chyba, że nie miała pojęcia, kim jest denat. Oględzin mieszkania nie przeprowadzono, ufając zapewnieniom mężczyzny, który poinformował lekarza, że Gontarczyk ciężko chorował i od kilku dni nie było z nim kontaktu.

Andrzej Gontarczyk był najsłabszym ogniwem spośród przesłuchiwanych świadków w tym śledztwie. Był spanikowany wizytą ekipy telewizyjnej, która kilka dni wcześniej próbowała porozmawiać z nim na temat zabójstwa księdza Blachnickiego oraz ewentualnej roli w tym morderstwie.

Oglądając ten program kilka dni temu postanowiłem sprawdzić, czy Gontarczyk żyje. Pojechałem do Łodzi. Rozmawiałem z sąsiadami. Pojechałem na cmentarz. Zobaczyłem miejsce pochówku. Potem analiza faktów i łączenie kropek.

Kto wydał rozkaz?

Ksiądz Franciszek Blachnicki był znienawidzony przez władze PRL, i niewykluczone, że rozkaz „eliminacji” duchownego zrodził się wśród podwładnych generała Czesława Kiszczaka. Granicę zbrodni esbecy przekroczyli już w październiku 1984 roku mordując księdza Jerzego Popiełuszkę.

Stan wojenny zastał ks. Blachnickiego w Rzymie. W przypadku powrotu do PRL trafiłby do więzienia, postanowił zatem pozostać na emigracji, aby pomagać polskim emigrantom oraz rozszerzyć inicjatywę oazową na inne kraje. W 1982 r. osiadł w Carlsbergu w RFN. Stworzył Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodu oraz Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji Światło-Życie. Nawiązał także kontakty z przedstawicielami środowisk opozycyjnych krajów bloku wschodniego.

Małżeństwo Gontarczyków, których działalność agenturalną dokładnie kilka lat temu opisał Jarosław Jakimczyk, zostało przerzucone w 1982 r. przez wywiad PRL do RFN na zasadzie łączenia rodzin (Lange miała po ojcu niemieckie pochodzenie), gdzie rok później uzyskali niemieckie obywatelstwo. Nawiasem mówiąc, brak dowodów na to, że się go zrzekli.

Udało się im zdobyć zaufanie ks. Franciszka Blachnickiego i przeniknąć do kierowniczych struktur polonijnych organizacji antykomunistycznych w Carlsbergu. Po śmierci księdza Gontarczykowie wraz z synem uciekli do Polski przez Węgry w 1988 r., tuż przed ich aresztowaniem przez niemiecki kontrwywiad, w związku podejrzeniem prowadzenia szpiegowskiej działalności na terenie RFN. Za operację ich ewakuacji z RFN odpowiadał płk Henryk Bosak.

Działalnością szpiegowską małżeństwa Gontarczyków kierował bezpośrednio Wydział XI Departamentu I, zajmujący się rozpracowywaniem i przejmowaniem kontroli nad podziemnymi strukturami opozycji antykomunistycznej w kraju i za granicą.

Funkcjonariusze i agenci 

W otoczeniu księdza Blachnickiego, twórcy Ruchu Światło-Życie, który w latach 80. przebywał w Carlsbergu w RFN, znajdowali się funkcjonariusze i agenci. Nie tylko XI Wydziału Departamentu I MSW. Operacja Departamentu I MSW, czyli wywiadu prowadzona bezpośrednio wobec ks. Franciszka Blachnickiego nosiła kryptonim „Bax”, a druga wobec organizacji Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów w Carlsbergu – „Baxis”.

Oprócz dwójki najbardziej znanych agentów, czyli Andrzeja Gontarczyka („Yon”) i jego żony Jolanty Gontarczyk-Lange („Panna”), którzy widzieli tuż przed śmiercią księdza, wokół duchownego byli także agenci peerelowskiego wywiadu wojskowego oraz wschodnioniemieckiej STASI. Niewykluczone, że nadal ich akta znajdowały się w zbiorze zastrzeżonym IPN, a po jego likwidacji leżą na półkach archiwum Agencji Wywiadu. Można postawić tezę, że niektórzy z nich zostali po 1989 roku przejęci przez wywiad UOP, a potem Agencję Wywiadu. W przypadku udowodnienia, iż śmierć ks. Blachnickiego była zlecona przez kierownictwo dawnego wywiadu PRL (Departament I) i przeprowadzona przez jego agentów, to cały „mit założycielski” Zarządu Wywiadu UOP i jego następców, okaże się wielkim kłamstwem.

Dowodem na to, że „Panna” ma wpływowych mocodawców jest jej paniczny wyjazd z Polski do Hiszpanii tuż przed przesłuchaniem w sprawie zabójstwa ks. Blachnickiego. Nie stawia się na przesłuchania, o które w ramach pomocy prawnej wystąpił prokurator IPN.

Niewykluczone, że w Carlsbergu (siedziba Międzynarodowego Centrum Ewangelizacji, której założycielem był ks. Franciszek Blachnicki) od lat 80. ubiegłego stulecia jest nadal aktywna (lub zamrożona) rezydentura polskiego wywiadu. Być może niektórzy z jej członków brali udział w zabójstwie księdza Blachnickiego. W takim przypadku szefostwo Agencji Wywiadu, które niewykluczone, że korzysta z tych agentów, może mieć postawione zarzuty mataczenia w śledztwie.

Stres ekipy z dawnego Departamentu I MSW, czyli cywilnego wywiadu oraz agentów osiągnął punkt kulminacyjny 14 marca 2023 r., kiedy Instytut Pamięci Narodowej poinformował, że śmierć założyciela Ruchu Światło-Życie w dniu 27 lutego 1987 roku nastąpiła „na skutek zabójstwa poprzez podanie ks. Blachnickiemu śmiertelnych substancji toksycznych”. Wykazały to czynności procesowe, przeprowadzone przez prokuratora IPN w Katowicach Michała Skwarę w Polsce oraz na terenie Niemiec, Austrii i Węgier.

Ks. Franciszek Blachnicki został otruty w perfidny, skrytobójczy sposób. Podstawowe pytanie, na które śledczy muszą teraz znaleźć dowody brzmi – kto zlecił zabójstwo i był wykonawcą?

Rozpracowaniem ks. Blachnickiego zajmowali się najlepsi oficerowie peerelowskiego wywiadu, mający rozległe kontakty w służbach całego bloku wschodniego, aktywni po 1989 r. Bez problemu przeszli weryfikację, i zasilili szeregi Zarządu Wywiadu UOP, czy nawet Agencji Wywiadu. I tu pojawia się problem.

Oficerami prowadzącymi małżeństwo Andrzeja ( TW „Yon”) i Jolanty (TW „Panna”) Gontarczyków - agentów SB, a zarazem najprawdopodobniej ostatnimi osobami, z którymi ks. Blachnicki rozmawiał przed śmiercią, byli: Waldemar Mendzelewski vel Dorantowski i Robert Grochal vel Bielecki, a nadzorowali ich Henryk Bosak vel Kostrzewa, Henryk Wróblewicz vel Maciejewski oraz Aleksander Makowski vel Stępiński. Ich akta personalnie do samego końca były w zbiorze zastrzeżonym IPN. Co oznacza jedno – byli esbecy nadal pracowali w służbach specjalnych III RP, zweryfikowani służyli III RP w ramach „grubej kreski”, ale czy tylko?

Bulwersujące jest także to, że małżeństwo Gontarczyków, jeszcze jesienią 1989 roku, pobierało pieniądze od służb specjalnych PRL. Działo się to już w czasie rządów Tadeusza Mazowieckiego. 

- Trudno się uwolnić od takiego wrażenia, że na przekór temu o co chodziło premierowi Mazowieckiemu, nie było grubej kreski, w tym znaczeniu, że nie odcięto powstających służb specjalnych od wpływów funkcjonariuszy służących w PRL. Ta ciągłość trwała już wtedy, czyli na przełomie 1989 i 1990 roku i nie brakuje dowodów, że długie lata później, a może nawet do dzisiaj – powiedział w jednym z wywiadów dr Andrzej Sznajder, dyrektor Oddziału IPN w Katowicach.

Wobec „oporu” Agencji Wywiadu w dzieleniu się informacjami na potrzeby śledztwa IPN można też zaryzykować tezę, iż Jolanta Gontarczyk-Lange po 1989 roku nadal była agentem służb specjalnych, i to dobrze ulokowanym – pracowała w MSWiA za czasów, gdy resortem kierował Ryszarda Kalisz, a potem w warszawskim samorządzie.

Sp…e śledztwo

W 2005 r. pion śledczy IPN w Katowicach rozpoczął śledztwo w sprawie śmierci duchownego. Mimo opinii sądowo-lekarskiej mówiącej o możliwości użycia przez domniemanych morderców „trucizn lotnych, niektórych alkaloidów” prowadząca to postępowanie prokurator Ewa Koj nie zarządziła ekshumacji (!), nie przesłuchała kluczowych świadków, nie zrobiiła kwerendy, a nawet nie włączyła do akt sprawy akt operacji wywiadowczych „Bax” i „Baxis”.

Sfuszerowane śledztwo zakończyło się szybko tak, jak zapewne miało od samego początku - umorzeniem. Nie wiadomo, czy prokurator Koj uległa naciskom, a jeżeli tak, to czyim i kto zagwarantował jej bezkarność?

Agenci w Carlsbergu

Jak ujawnił Piotr Woyciechowski w swoich publikacjach, funkcjonariuszy SB zamieszanych bezpośrednio w inwigilację ks. Franciszka Blachnickiego oraz prowadzących i nadzorujących działalność agenturalną małżeństwa Gontarczyków, było wielu. To była elita Wydziału XI Departamentu I: mjr Waldemar Mendzelewski vel Dorantowski i mjr Robert Grochal vel Bielecki - oficerowie prowadzący agentów „Yon” i „Panna”, a także płk. Henryk Bosak i płk. Aleksander Makowski– byli naczelnicy Wydziału XI. Z wyjątkiem Aleksandra Makowskiego, wszyscy nie żyją.

Pewne na dzisiaj jest jedno – ksiądz F. Blachnicki został otruty. Egzekucji dokonali albo Gontarczykowie, albo „komando” Departamentu I, które w tym celu przybyło specjalnie do Carlsbergu. Kto ich wpuścił do pokoju księdza? Czy obezwładnili tracącego przytomność kapłana? Nawiasem mówiąc śmierć księdza była w piątek, pogrzeb odbył się już po kilku dniach, wskutek nacisków jednego z biskupów (jego teczka w archiwum MSW została zniszczona w 1980 r.). Nie było sekcji zwłok. Mordercy myśleli, że popełnili zbrodnię doskonałą.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj Obserwuj notkę

szymborski[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka