Istnieje na Śląsku od niemal 25 lat. Jest spółką Skarbu Państwa. Zadanie ma proste – likwidować kopalnie i sprzedawać to, co po nich pozostało. To Spółka Restrukturyzacji Kopalń S.A. (SRK), nie bez powodu zwana „Matką wszystkich afer” na Śląsku.
Spółka Restrukturyzacji Kopalń to kluczowe ogniwo tzw. reformy górnictwa. Przez spółkę przechodzą setki milionów publicznych pieniędzy, i jak to w górnictwie, często przyklejają się do lepkich rączek. Powstała w trakcie reformy górnictwa realizowanej przez rząd Jerzego Buzka, która do tej pory odbija się czkawką na Śląsku, i nie tylko. Zaangażowanie prezesów SRK „w temacie” górnictwa doceniła onegdaj premier Ewa Kopacz, i jej następcy. Kopacz przekonywała, że choć dotychczas SRK S.A. kojarzyła się z wygaszeniem i likwidacją kopalń, teraz ma być „główną siłą w restrukturyzacji”. Dzięki tej decyzji SRK wtedy otrzymała „nowe życie” i setki milionów złotych. Obecnie w planach jest wpompowanie nawet kolejnych miliardów publicznych pieniędzy.
Od lat piszę o aferach kryminalnych związanych z SRK. Już w 2015 roku wielokrotnie opisywałem patologie w SRK, czyli prywatę, nepotyzm, korupcję, niegospodarność, wyprowadzanie kasy przy dziwnych przetargach, w których prym wiodła opanowana przez związkowców pewna spółka. Wtedy nikt się nie interesował tymi tematami. Potem ruszyła lawina zatrzymań, zarzutów i aktów oskarżenia. Część spraw zakończyła się wyrokami, a niektóre do tej pory trwają w sądach. Nie jest tajemnicą, że umowy na obsługę prawną spółka ma podpisane z kilkunastoma kancelariami. Koszy obsługi prawnej szacowane są na miliony złotych. Nieprawidłowości szczegółowo opisywał audyt, do którego dotarłem swego czasu.
Partyjne posady
Składy Zarządu i Rady Nadzorczej od samego początku były łupem rządzących. Trafiali do władz spółki sporadycznie fachowcy, jednakże głównie powoływano osoby z „właściwymi” znajomościami partyjnymi i towarzyskimi. Obecnie głównym kadrowym w spółkach górniczych jest Borys Budka. Nie bez znaczenia było (i jest) też poparcie ze strony związków zawodowych – „Solidarności” czy tzw. branżowych.
Taki układ daje poczucie bezkarności. Sygnały, które trafiają do Ministerstwa Aktywów Państwowych są lekceważone. W końcu pieniądze publiczne leżą na ziemi, trzeba się tylko po nie schylić.
Związkowa „krysza”
Oto najnowszy przykład „zamiatania pod dywan”. Ratownicy ze stacji ratownictwa górniczego SRK zostali złapani podczas kradzieży kabli miedzianych. Zjechali na dół w dawnej Kopalni „Centrum” w Bytomiu poza godzinami swojej oficjalnej pracy, pocięli miedziany kabel wartości 100 tysięcy złotych. Firma ochroniarska złapała ich podczas wynoszenia łupu. Powinni zostać zwolnieni z pracy dyscyplinarnie, ale skutecznej obrony złodziei podjęła się Organizacja Międzyzakładowa NSZZ „Solidarność” Górnictwa Węgla Kamiennego w Bytomiu. Ze złodziejami rozwiązano umowę o pracę … za porozumieniem stron. „Związkowa tarcza” okazała się skuteczna.
Oprócz wątku kryminalnego tej afery jest także wątek ekonomiczny. Otóż SRK S.A. nie prowadzi wydobycia węgla. Po co zatem zatrudnianie na etatach z emerytalnymi przywilejami i wysokimi dodatkami niemal setki ratowników górniczych, skoro w Bytomiu jest Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego, z którą SRK S.A. ma podpisaną umowę?
Inne tematy w dziale Gospodarka