Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski
5642
BLOG

Ksiądz Franciszek Blachnicki został zamordowany przez agentów wywiadu PRL

Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 48
Dowody zebrane przez prokuratora Instytutu Pamięci Narodowej wskazują na to, że ks. Franciszek Blachnicki został otruty w perfidny, skrytobójczy sposób. Podstawowe pytanie, na które śledczy muszą teraz znaleźć dowody brzmi – kto zlecił zabójstwo i był wykonawcą?

Ksiądz Franciszek Blachnicki był znienawidzony przez władze PRL, i niewykluczone, że rozkaz „eliminacji” duchownego zrodził się wśród podwładnych generała Czesława Kiszczaka. Granicę zbrodni esbecy przekroczyli już w październiku 1984 roku mordując księdza Jerzego Popiełuszkę.

Ks. Blachnicki był jednym z najbardziej inwigilowanych przez bezpiekę duchownych. W połowie lat 60. ub. wieku SB prowadziła dochodzenie w sprawie nielegalnej działalności gospodarczej duchownego – dotyczyło to wydawania i kolportowania publikacji, które nie przechodziły przez cenzurę. Kapłan był też wielokrotnie przesłuchiwany, sprawdzano jego korespondencję, a w lutym 1968 r. przeprowadzono rewizję w jego mieszkaniu w Krościenku.

Od września 1977 r. w Wydziale IV Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie został powołany specjalny zespół do rozpracowania ruchu oazowego, a także prowadzenia działań dezinformacyjnych. Ważnym elementem prowokacji skierowanej przeciwko duchownemu było wydawanie przez SB biuletynu „Samoobrona Wiary”, adresowanego przede wszystkim do duchowieństwa i osób związanych z ruchem oazowym. Oficerowie SB, którzy redagowali biuletyn, często wykorzystywali w nim prawdziwe opinie pochodzące z niechętnych Blachnickiemu kręgów kościelnych.

W 1954 r. ks. Blachnicki po raz pierwszy zorganizował Oazę Dzieci Bożych, która była przeznaczona dla ministrantów. Z kolei w 1957 r. zainicjował ogólnopolski ruch „Krucjata Wstrzemięźliwości”, który miał być odpowiedzią na pogłębiający się problem alkoholizmu w społeczeństwie. Dla władz komunistycznych była to jednak działalność wywrotowa, ponieważ sprzedaż alkoholu była źródłem ogromnych zysków budżetu państwa. W marcu 1961 r. aresztowano ks. Blachnickiego i wytoczono mu proces. Duchowny został skazany na dziewięć miesięcy za „wydawanie nielegalnych druków i rozpowszechnianie fałszywych wiadomości o prześladowaniach Kościoła”. Po kilku miesiącach spędzonych w areszcie został zwolniony. Do idei walki z alkoholizmem oraz innymi uzależnieniami kapłan powrócił w 1979 r. w ramach przygotowań do pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski.

W 1963 r. ksiądz powrócił do idei organizowania rekolekcji oazowych, z których najpierw narodził się Ruch Żywego Kościoła, a następnie – w 1976 r. – Ruch Światło-Życie. Miał nowatorskie podejście – odszedł od struktur parafialnych, tradycyjnego modelu duszpasterstwa i zawierzył ludziom świeckim, którym zostały powierzone bardzo ważne funkcje w ruchu oazowym. Ksiądz Blachnicki był przekonany, że pewne prawa i wolności są niezbywalne, zatem państwo nie może ich ograniczać, a przepisy państwowe nie mogą hamować działalności ewangelizacyjnej.

Stan wojenny zastał ks. Blachnickiego w Rzymie. W przypadku powrotu do PRL trafiłby do więzienia, postanowił zatem pozostać na emigracji, aby pomagać polskim emigrantom oraz rozszerzyć inicjatywę oazową na inne kraje. W 1982 r. osiadł w Carlsbergu w RFN. Stworzył Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodu oraz Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji Światło-Życie. Nawiązał także kontakty z przedstawicielami środowisk opozycyjnych krajów bloku wschodniego.

Działalność ks. Blachnickiego podczas pobytu w RFN przyciągnęła zainteresowanie zarówno wywiadu PRL, STASI, jak i KGB. Władze PRL wszczęły śledztwo z zamiarem postawienia duchownemu zarzutów działania na szkodę interesów PRL. W lutym 1983 r. rozesłano nawet za nim list gończy. Zmarł w tajemniczych okolicznościach 27 lutego 1987 r. 

Sfuszerowane pierwsze śledztwo

W 2005 r. pion śledczy IPN w Katowicach rozpoczął śledztwo w sprawie śmierci duchownego. Mimo opinii sądowo-lekarskiej mówiącej o możliwości użycia przez domniemanych morderców „trucizn lotnych, niektórych alkaloidów” nie zarządzono ekshumacji (!), nie przesłuchano kluczowych świadków, nie zrobiono nawet kwerendy, a nawet nie włączono do akt sprawy akt operacji wywiadowczych „Bax” i „Baxis”.

Operacja Departamentu I MSW, czyli wywiadu prowadzona bezpośrednio wobec ks. Franciszka Blachnickiego nosiła kryptonim „Bax”, a druga wobec organizacji Chrześcijańska Służbę Wyzwolenia Narodów w Carlsbergu – „Baxis”. Sfuszerowane śledztwo zakończyło się szybko tak, jak zapewne miało od samego początku - umorzeniem.

Po 15 latach IPN wznowił śledztwo.


„W dniu 21 kwietnia 2020 roku prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach podjął na nowo, umorzone w dniu 6 lipca 2006 roku, śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej, stanowiącej zbrodnię przeciwko ludzkości, polegającej na dokonaniu zabójstwa ks. Franciszka Blachnickiego w dniu 27 lutego 1987 roku w Carlsbergu przez funkcjonariuszy publicznych, poprzez podanie substancji, która spowodowała jego nagłą śmierć, co stanowiło prześladowanie pokrzywdzonego z powodów politycznych i religijnych, to jest o przestępstwo z art. 231 § 1 k.k. i art. 148 § 1 k.k. przy zast. art. 11 § 2 k.k. w zw. z art. 2 ust. 1 i art. 3 ustawy z dnia 18.12.1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu”.

Nie jest tajemnicą dla nikogo, szczególnie po wielu publikacjach dotyczących działalności Wywiadu PRL oraz innych jego struktur, że w otoczeniu księdza Franciszka Blachnickiego, twórcy Ruchu Światło-Życie, który w latach 80. przebywał w Carlsbergu w RFN, znajdowali się funkcjonariusze i agenci. Nie tylko XI Wydziału Departamentu I MSW.

Jednak oprócz dwójki najbardziej znanych agentów, czyli Andrzeja Gontarczyka („Yon”) i jego żony Jolanty Gontarczyk-Lange („Panna”) wokół duchownego byli także agenci peerelowskiego wywiadu wojskowego oraz wschodnioniemieckiej STASI. Niewykluczone, że nadal ich akta znajdowały się w zbiorze zastrzeżonym IPN, a po jego likwidacji leżą na półkach archiwum Agencji Wywiadu. Można postawić tezę, że niektórzy z nich zostali po 1989 roku przejęci przez wywiad UOP, a potem Agencję Wywiadu.


Nie trudno sobie wyobrazić, jakie zamieszanie w wywiadzie musiała wywołać informacja o tym, że prokurator Michał Skwara z IPN rozpoczyna śledztwo, w którym pojawić się mogą aktywni po 1989 roku agenci.

Małżeństwo Gontarczyków (ich działalność agenturalną dokładnie kilka lat temu opisał Jarosław Jakimczyk) zostało przerzucone w 1982 r. przez wywiad PRL do RFN na zasadzie łączenia rodzin, gdzie rok później uzyskali niemieckie obywatelstwo. Udało się im zdobyć zaufanie ks. Franciszka Blachnickiego, i przeniknąć do kierowniczych struktur polonijnych organizacji antykomunistycznych w Carlsbergu. Po śmierci księdza Gontarczykowie wraz z synem uciekli do Polski, przez Węgry w 1988 r. tuż przed ich aresztowaniem przez niemiecki kontrwywiad, w związku podejrzeniem prowadzenia szpiegowskiej działalności na terenie RFN. Za operację ich ewakuacji z RFN odpowiadał płk Henryk Bosak.

Działalnością szpiegowską małżeństwa Gontarczyków kierował bezpośrednio Wydział XI Departamentu I, zajmujący się rozpracowywaniem i przejmowaniem kontroli nad podziemnymi strukturami opozycji antykomunistycznej w kraju i za granicą.

Agenci w Carlsbergu

Jak ujawnił Piotr Woyciechowski w swoich publikacjach, funkcjonariuszy SB zamieszanych bezpośrednio w inwigilację ks. Franciszka Blachnickiego oraz prowadzących i nadzorujących działalność agenturalną małżeństwa Gontarczyków, było wielu. To była elita Wydziału XI Departamentu I: mjr Waldemar Mendzelewski vel Dorantowski i mjr Robert Grochal vel Bielecki - oficerowie prowadzący agentów „Yon” i „Panna”, a także płk. Henryk Bosak i płk. Aleksander Makowski– byli naczelnicy Wydziału XI. Z wyjątkiem Aleksandra Makowskiego, wszyscy nie żyją.

Podawany w mediach do tej pory przebieg wydarzeń w dniu śmierci księdza Blachnickiego jest następujący (za pl.alateia.org Joanna Batkiewicz-Bożek 27.02.2017 r. „Jak umierał ks. Blachnicki? W jego otoczeniu byli agenci SB i podejrzewano otrucie”):


„27 lutego 1987 roku. Marianum, ośrodek Ruchu Światło-Życie w niemieckim Carlsbergu. Jest piątek, mija godzina 15.00. Gizela Skop, wówczas prawa ręka ks. Blachnickiego, pracuje w biurze sekretariatu.

– Ojciec (tak nazywają ks. Blachnickiego najbliższe mu osoby) odpoczywał w swoim pokoju. Byłam piętro niżej. Nagle dobiegł mnie dziwny kaszel Ojca. Na chwilę ustał i znowu. Odebrałam telefon: „Gizela…” – wyszeptał Ojciec. Pobiegłam na górę.

Gizela chwyta za słuchawkę na biurku Ojca. Wzywa dr. Fritscha, który od kilku lat opiekuje się kapłanem. – Ojciec nie chciał nikogo innego – tłumaczy mi dziś.

 Lekarz zjawia się w Marianum natychmiast. Widzi, że Blachnickiego może uratować tylko szybka interwencja kardiochirurgów. Zamawia helikopter. Młody lekarz podaje pacjentowi zastrzyk dożylny, a potem w serce. Mijają kolejne minuty. Gizela Skop i obecna w pokoju Zuzanna Podlewska, także jedna z pierwszych tzw. blachniczanek, asystują lekarzowi.

Gizela: – Trzymałam przyrząd do wstrzykiwania środka rozrzedzającego krew, Zenia ligniną wycierała wypływającą z ust Ojca pianę i ślinę. „Odwołajcie helikopter” – mówi nagle dr Fritsch. Jak to?! To był szok. Zaczęłyśmy się głośno modlić, po włosku czy po łacinie, bezwiednie trochę – Gizela nie bez emocji wraca dziś do ostatnich chwil Ojca. – Doktor krzyknął: „Przestańcie, bo nie słyszę akcji serca!”.

 Ks. Blachnicki jest spokojny i świadomy, że odchodzi. „Ich verliere schon das Bewusstsein” – „Tracę już świadomość”, zwraca się po niemiecku do doktora. Dochodzi 16.30. Kapłan wbija wzrok w wiszący na ścianie wizerunek Maryi, Matki Kościoła.

Gizela: – I nagle w jego oczach pojawił się błysk, jakby zobaczył kogoś żywego. Aż się odwróciłam… Potem usłyszałam niewyraźne: „W Twoje ręce oddaję ducha mego”… Lekarz chwilę jeszcze siedział przy Ojcu. Może się modlił? Zaśpiewałyśmy „Magnificat”. Ojciec uczył, by w sytuacji, której nie rozumiemy, być jak Maryja, wielbić Boga.”

Ten epicki opis wydarzeń być może wkrótce zostanie zweryfikowany przez prokuratora IPN. Pewne na dzisiaj jest jedno – ksiądz F. Blachnicki został otruty. Egzekucji dokonali albo Gontarczykowie, albo „komando” Departamentu I, które w tym celu przybyło specjalnie do Carlsbergu. 

Kto ich wpuścił do pokoju księdza? Czy obezwładnili tracącego przytomność kapłana? Nawiasem mówiąc śmierć księdza była w piątek, pogrzeb odbył się już po kilku dniach, wskutek nacisków jednego z biskupów (jego teczka w archiwum MSW została zniszczona w 1980 r.). Nie było sekcji zwłok. Mordercy myśleli, że popełnili zbrodnię doskonałą.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj48 Obserwuj notkę

szymborski[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (48)

Inne tematy w dziale Kultura