Dowody zebrane przez prokuratora Instytutu Pamięci Narodowej wskazują na to, że ks. Franciszek Blachnicki został otruty w perfidny, skrytobójczy sposób. Podstawowe pytanie, na które śledczy muszą teraz znaleźć dowody brzmi – kto zlecił zabójstwo i był wykonawcą?
Ksiądz Franciszek Blachnicki był znienawidzony przez władze PRL, i niewykluczone, że rozkaz „eliminacji” duchownego zrodził się wśród podwładnych generała Czesława Kiszczaka. Granicę zbrodni esbecy przekroczyli już w październiku 1984 roku mordując księdza Jerzego Popiełuszkę.
Ks. Blachnicki był jednym z najbardziej inwigilowanych przez bezpiekę duchownych. W połowie lat 60. ub. wieku SB prowadziła dochodzenie w sprawie nielegalnej działalności gospodarczej duchownego – dotyczyło to wydawania i kolportowania publikacji, które nie przechodziły przez cenzurę. Kapłan był też wielokrotnie przesłuchiwany, sprawdzano jego korespondencję, a w lutym 1968 r. przeprowadzono rewizję w jego mieszkaniu w Krościenku.
Od września 1977 r. w Wydziale IV Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie został powołany specjalny zespół do rozpracowania ruchu oazowego, a także prowadzenia działań dezinformacyjnych. Ważnym elementem prowokacji skierowanej przeciwko duchownemu było wydawanie przez SB biuletynu „Samoobrona Wiary”, adresowanego przede wszystkim do duchowieństwa i osób związanych z ruchem oazowym. Oficerowie SB, którzy redagowali biuletyn, często wykorzystywali w nim prawdziwe opinie pochodzące z niechętnych Blachnickiemu kręgów kościelnych.
W 1954 r. ks. Blachnicki po raz pierwszy zorganizował Oazę Dzieci Bożych, która była przeznaczona dla ministrantów. Z kolei w 1957 r. zainicjował ogólnopolski ruch „Krucjata Wstrzemięźliwości”, który miał być odpowiedzią na pogłębiający się problem alkoholizmu w społeczeństwie. Dla władz komunistycznych była to jednak działalność wywrotowa, ponieważ sprzedaż alkoholu była źródłem ogromnych zysków budżetu państwa. W marcu 1961 r. aresztowano ks. Blachnickiego i wytoczono mu proces. Duchowny został skazany na dziewięć miesięcy za „wydawanie nielegalnych druków i rozpowszechnianie fałszywych wiadomości o prześladowaniach Kościoła”. Po kilku miesiącach spędzonych w areszcie został zwolniony. Do idei walki z alkoholizmem oraz innymi uzależnieniami kapłan powrócił w 1979 r. w ramach przygotowań do pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski.
W 1963 r. ksiądz powrócił do idei organizowania rekolekcji oazowych, z których najpierw narodził się Ruch Żywego Kościoła, a następnie – w 1976 r. – Ruch Światło-Życie. Miał nowatorskie podejście – odszedł od struktur parafialnych, tradycyjnego modelu duszpasterstwa i zawierzył ludziom świeckim, którym zostały powierzone bardzo ważne funkcje w ruchu oazowym. Ksiądz Blachnicki był przekonany, że pewne prawa i wolności są niezbywalne, zatem państwo nie może ich ograniczać, a przepisy państwowe nie mogą hamować działalności ewangelizacyjnej.
Stan wojenny zastał ks. Blachnickiego w Rzymie. W przypadku powrotu do PRL trafiłby do więzienia, postanowił zatem pozostać na emigracji, aby pomagać polskim emigrantom oraz rozszerzyć inicjatywę oazową na inne kraje. W 1982 r. osiadł w Carlsbergu w RFN. Stworzył Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodu oraz Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji Światło-Życie. Nawiązał także kontakty z przedstawicielami środowisk opozycyjnych krajów bloku wschodniego.
Działalność ks. Blachnickiego podczas pobytu w RFN przyciągnęła zainteresowanie zarówno wywiadu PRL, STASI, jak i KGB. Władze PRL wszczęły śledztwo z zamiarem postawienia duchownemu zarzutów działania na szkodę interesów PRL. W lutym 1983 r. rozesłano nawet za nim list gończy. Zmarł w tajemniczych okolicznościach 27 lutego 1987 r.
Sfuszerowane pierwsze śledztwo
W 2005 r. pion śledczy IPN w Katowicach rozpoczął śledztwo w sprawie śmierci duchownego. Mimo opinii sądowo-lekarskiej mówiącej o możliwości użycia przez domniemanych morderców „trucizn lotnych, niektórych alkaloidów” nie zarządzono ekshumacji (!), nie przesłuchano kluczowych świadków, nie zrobiono nawet kwerendy, a nawet nie włączono do akt sprawy akt operacji wywiadowczych „Bax” i „Baxis”.
Operacja Departamentu I MSW, czyli wywiadu prowadzona bezpośrednio wobec ks. Franciszka Blachnickiego nosiła kryptonim „Bax”, a druga wobec organizacji Chrześcijańska Służbę Wyzwolenia Narodów w Carlsbergu – „Baxis”. Sfuszerowane śledztwo zakończyło się szybko tak, jak zapewne miało od samego początku - umorzeniem.
Po 15 latach IPN wznowił śledztwo.
„W dniu 21 kwietnia 2020 roku prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach podjął na nowo, umorzone w dniu 6 lipca 2006 roku, śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej, stanowiącej zbrodnię przeciwko ludzkości, polegającej na dokonaniu zabójstwa ks. Franciszka Blachnickiego w dniu 27 lutego 1987 roku w Carlsbergu przez funkcjonariuszy publicznych, poprzez podanie substancji, która spowodowała jego nagłą śmierć, co stanowiło prześladowanie pokrzywdzonego z powodów politycznych i religijnych, to jest o przestępstwo z art. 231 § 1 k.k. i art. 148 § 1 k.k. przy zast. art. 11 § 2 k.k. w zw. z art. 2 ust. 1 i art. 3 ustawy z dnia 18.12.1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu”.
Nie jest tajemnicą dla nikogo, szczególnie po wielu publikacjach dotyczących działalności Wywiadu PRL oraz innych jego struktur, że w otoczeniu księdza Franciszka Blachnickiego, twórcy Ruchu Światło-Życie, który w latach 80. przebywał w Carlsbergu w RFN, znajdowali się funkcjonariusze i agenci. Nie tylko XI Wydziału Departamentu I MSW.
Jednak oprócz dwójki najbardziej znanych agentów, czyli Andrzeja Gontarczyka („Yon”) i jego żony Jolanty Gontarczyk-Lange („Panna”) wokół duchownego byli także agenci peerelowskiego wywiadu wojskowego oraz wschodnioniemieckiej STASI. Niewykluczone, że nadal ich akta znajdowały się w zbiorze zastrzeżonym IPN, a po jego likwidacji leżą na półkach archiwum Agencji Wywiadu. Można postawić tezę, że niektórzy z nich zostali po 1989 roku przejęci przez wywiad UOP, a potem Agencję Wywiadu.
Nie trudno sobie wyobrazić, jakie zamieszanie w wywiadzie musiała wywołać informacja o tym, że prokurator Michał Skwara z IPN rozpoczyna śledztwo, w którym pojawić się mogą aktywni po 1989 roku agenci.
Małżeństwo Gontarczyków (ich działalność agenturalną dokładnie kilka lat temu opisał Jarosław Jakimczyk) zostało przerzucone w 1982 r. przez wywiad PRL do RFN na zasadzie łączenia rodzin, gdzie rok później uzyskali niemieckie obywatelstwo. Udało się im zdobyć zaufanie ks. Franciszka Blachnickiego, i przeniknąć do kierowniczych struktur polonijnych organizacji antykomunistycznych w Carlsbergu. Po śmierci księdza Gontarczykowie wraz z synem uciekli do Polski, przez Węgry w 1988 r. tuż przed ich aresztowaniem przez niemiecki kontrwywiad, w związku podejrzeniem prowadzenia szpiegowskiej działalności na terenie RFN. Za operację ich ewakuacji z RFN odpowiadał płk Henryk Bosak.
Działalnością szpiegowską małżeństwa Gontarczyków kierował bezpośrednio Wydział XI Departamentu I, zajmujący się rozpracowywaniem i przejmowaniem kontroli nad podziemnymi strukturami opozycji antykomunistycznej w kraju i za granicą.
Agenci w Carlsbergu
Jak ujawnił Piotr Woyciechowski w swoich publikacjach, funkcjonariuszy SB zamieszanych bezpośrednio w inwigilację ks. Franciszka Blachnickiego oraz prowadzących i nadzorujących działalność agenturalną małżeństwa Gontarczyków, było wielu. To była elita Wydziału XI Departamentu I: mjr Waldemar Mendzelewski vel Dorantowski i mjr Robert Grochal vel Bielecki - oficerowie prowadzący agentów „Yon” i „Panna”, a także płk. Henryk Bosak i płk. Aleksander Makowski– byli naczelnicy Wydziału XI. Z wyjątkiem Aleksandra Makowskiego, wszyscy nie żyją.
Podawany w mediach do tej pory przebieg wydarzeń w dniu śmierci księdza Blachnickiego jest następujący (za pl.alateia.org Joanna Batkiewicz-Bożek 27.02.2017 r. „Jak umierał ks. Blachnicki? W jego otoczeniu byli agenci SB i podejrzewano otrucie”):
„27 lutego 1987 roku. Marianum, ośrodek Ruchu Światło-Życie w niemieckim Carlsbergu. Jest piątek, mija godzina 15.00. Gizela Skop, wówczas prawa ręka ks. Blachnickiego, pracuje w biurze sekretariatu.
– Ojciec (tak nazywają ks. Blachnickiego najbliższe mu osoby) odpoczywał w swoim pokoju. Byłam piętro niżej. Nagle dobiegł mnie dziwny kaszel Ojca. Na chwilę ustał i znowu. Odebrałam telefon: „Gizela…” – wyszeptał Ojciec. Pobiegłam na górę.
Gizela chwyta za słuchawkę na biurku Ojca. Wzywa dr. Fritscha, który od kilku lat opiekuje się kapłanem. – Ojciec nie chciał nikogo innego – tłumaczy mi dziś.
Lekarz zjawia się w Marianum natychmiast. Widzi, że Blachnickiego może uratować tylko szybka interwencja kardiochirurgów. Zamawia helikopter. Młody lekarz podaje pacjentowi zastrzyk dożylny, a potem w serce. Mijają kolejne minuty. Gizela Skop i obecna w pokoju Zuzanna Podlewska, także jedna z pierwszych tzw. blachniczanek, asystują lekarzowi.
Gizela: – Trzymałam przyrząd do wstrzykiwania środka rozrzedzającego krew, Zenia ligniną wycierała wypływającą z ust Ojca pianę i ślinę. „Odwołajcie helikopter” – mówi nagle dr Fritsch. Jak to?! To był szok. Zaczęłyśmy się głośno modlić, po włosku czy po łacinie, bezwiednie trochę – Gizela nie bez emocji wraca dziś do ostatnich chwil Ojca. – Doktor krzyknął: „Przestańcie, bo nie słyszę akcji serca!”.
Ks. Blachnicki jest spokojny i świadomy, że odchodzi. „Ich verliere schon das Bewusstsein” – „Tracę już świadomość”, zwraca się po niemiecku do doktora. Dochodzi 16.30. Kapłan wbija wzrok w wiszący na ścianie wizerunek Maryi, Matki Kościoła.
Gizela: – I nagle w jego oczach pojawił się błysk, jakby zobaczył kogoś żywego. Aż się odwróciłam… Potem usłyszałam niewyraźne: „W Twoje ręce oddaję ducha mego”… Lekarz chwilę jeszcze siedział przy Ojcu. Może się modlił? Zaśpiewałyśmy „Magnificat”. Ojciec uczył, by w sytuacji, której nie rozumiemy, być jak Maryja, wielbić Boga.”
Ten epicki opis wydarzeń być może wkrótce zostanie zweryfikowany przez prokuratora IPN. Pewne na dzisiaj jest jedno – ksiądz F. Blachnicki został otruty. Egzekucji dokonali albo Gontarczykowie, albo „komando” Departamentu I, które w tym celu przybyło specjalnie do Carlsbergu.
Kto ich wpuścił do pokoju księdza? Czy obezwładnili tracącego przytomność kapłana? Nawiasem mówiąc śmierć księdza była w piątek, pogrzeb odbył się już po kilku dniach, wskutek nacisków jednego z biskupów (jego teczka w archiwum MSW została zniszczona w 1980 r.). Nie było sekcji zwłok. Mordercy myśleli, że popełnili zbrodnię doskonałą.
Inne tematy w dziale Kultura