Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski
8762
BLOG

Kto ochrania dawnych agentów STASI w Polsce?

Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 50
Oficerowie STASI interesowali się studentami wydziału prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, szczególnie tymi, którzy mieli tzw. stypendia fundowane przez prokuraturę lub sądy. Myśleli perspektywicznie. Wiedzieli, że większość będzie pracować w wymiarze sprawiedliwości – zostaną sędziami, adwokatami lub prokuratorami. Fakt uzyskania takiego stypendium był wyznacznikiem wysokiego zaufania do studenta przez władze partyjne.

Oprócz agentów dawnego KGB i GRU w Polsce pozostały setki nieujawnionej do tej pory agentury wschodnioniemieckiego Ministerium für Staatssicherheit (MfS), bardziej znanego jako STASI. Dlaczego w Polsce współpraca naszych obywateli ze służbami specjalnymi obcego państwa wciąż nie podlega rozliczeniu? Można postawić śmiałą tezę, że nikomu na tym nie zależy.

STASI w latach 80. ubiegłego wieku miała w Polsce około pół tysiąca agentów i informatorów. Byli wśród nich nie tylko Niemcy, ale także Polacy. Teczki założono jednak kilku tysiącom tych ostatnich, i gromadzono o nich każdą dostępną wiedzę, przede wszystkim taką, która mogła być źródłem nacisku i ewentualnego werbunku. Według Moniki Tantzscher, która prowadziła badania w Urzędzie Gaucka „pajęczyna STASI” w listopadzie 1986 r. liczyła „ponad pięćset osób z ministerstw, wymiaru sprawiedliwości, wojska, Kościołów i związków zawodowych z całej Polski”.

Czy szpiedzy NRD zdołali zbudować siatkę swych współpracowników złożoną z Niemców i obywateli polskich? Najprawdopodobniej tak. Przynajmniej tak wynika z materiałów dawnej STASI, do których dotarła dr Hanna Labrenz-Weiss z Federalnego Urzędu do spraw Dokumentów Służb Bezpieczeństwa byłej NRD w Berlinie (Bundesbeauftragte für die Unterlagen des Staatssicherheitsdienstes der ehemaligen Deutschen Demokratischen Republik, BStU), znanego bardziej jako Urząd Gaucka, odpowiednika Instytutu Pamięci Narodowej. Nawiasem mówiąc, to BStU od 2005 roku miał podpisane porozumienie o współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej. Miał, bo Urząd Gaucka zakończył działalność w 2020 roku, a akta STASI trafiły do Archiwum Federalnego.

Szpiedzy z NRD

STASI interesowała się „na poważnie” Polską od 1978 roku, gdy Jan Paweł II został wybrany papieżem. Zainteresowanie jeszcze wzrosło w czasie powstania „Solidarności” w 1980 r. Najważniejszą rolę w działalności operacyjnej STASI w Polsce odgrywał Wydział Główny II Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego (MfS-Hauptabteilung II), czyli kontrwywiad. Do jego zadań należały: koordynacja współpracy z partnerskimi służbami, demaskowanie rezydentur i poszczególnych agentów państw należących do NATO ze szczególnym uwzględnieniem RFN, a także informowanie kierownictwa partyjnego i państwowego NRD o zjawiskach ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwowego.

8 września 1980 roku, na mocy porozumienia z polskim MSW, rozpoczęła działalność Grupa Operacyjna Warszawa (Operationsgruppe Warschau, OGW), której oficerowie werbowali agentów w Polsce.

Do jej zadań należało: „Zapewnienie stałych oficjalnych kontaktów z polskimi organami bezpieczeństwa, koordynacja tajnych działań w przedstawicielstwach NRD w Polsce, łącznie z werbowaniem nowych tajnych współpracowników, rozpoznanie i opracowanie współpracowników tajnych służb w przedstawicielstwach krajów niesocjalistycznych w Polsce oraz stała analiza sytuacji wewnętrznej”.

Do roku 1982 Grupa Operacyjna Warszawa pod dowództwem ppłk. Herbricha została uzupełniona o mjr. Wenzla, Reimanna, Gottschlinga oraz Fiedlera. Głównym pełnomocnikiem do spraw bezpieczeństwa ambasady (ambasadorem NRD był wówczas Egon Winkelmann) został kpt. Pfeffer. Członkowie grupy operacyjnej Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego zostali ulokowani w siedzibie ambasady NRD (al. I Armii Wojska Polskiego 4/6), gdzie mieli do dyspozycji 10 pokoi.

Grupa miała przedstawicielstwa w Gdańsku, Szczecinie, Katowicach i we Wrocławiu, czyli w regionach, które przed II wojną światową należały do III Rzeszy.


Znany jest przypadek, zaobserwowany przez kontrwywiad MSW w połowie lat 80. intensywnego zainteresowania przez pracowników wschodnioniemieckiego konsulatu w Katowicach (czyli tak naprawdę oficerów wschodnioniemieckiego wywiadu), studentami wydziału prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Interesowali ich szczególnie studenci, którzy mieli tzw. stypendia fundowane przez prokuraturę lub sądy. Enerdowcy myśleli perspektywicznie. Wiedzieli, że większość ze studentów będzie pracować w wymiarze sprawiedliwości – zostaną sędziami, adwokatami lub prokuratorami. Fakt uzyskania takiego stypendium był wyznacznikiem wysokiego zaufania do studenta przez władze partyjne. Wielu z tych "stypendystów" nadal pracuje w wymiarze sprawiedliwości.

Sieć informatorów STASI uzupełniały tzw. osoby kontaktowe lub ludzie z MSZ, MON, MSW, z którymi spotykano się oficjalnie. Najważniejsze zadania Grupy Operacyjnej Warszawa na rok 1982, ujęte zostały w dokumencie z 18 listopada 1981 r. - „Porozumienie między Głównym Zarządem II i Departamentem II polskiego MSW dotyczące czynności grup operacyjnych MBP NRD w PRL.”

Materiały GO „Warszawa” zostały zniszczone. Istnieją jednak kartoteki agentów, których zwerbowano do współpracy. Ustalenie ich nazwisk wymaga czasu, ale jest możliwe. Jednak nikomu się nie śpieszy.

Zapach różanego drzewa

– Nie sprawdzaliśmy w archiwum Urzędu Gaucka tzw. aktywów enerdowskiej bezpieki w Polsce. Biorąc pod uwagę, że niemal wszystkie dokumenty STASI są także w Moskwie, nie można wykluczyć prób wykorzystania, np. za pomocą szantażu, byłej agentury STASI w Polsce przez rosyjskie służby specjalne. Mieliśmy informacje, że część dawnej wschodnioniemieckiej agentury może współpracować z niemieckim wywiadem, czyli BND. Po wykryciu kilku takich przypadków daliśmy stanowczy sygnał kanałami dyplomatycznymi do Berlina, że nie życzymy sobie takiej działalności – przyznaje emerytowany pułkownik kontrwywiadu.

Akta STASI dostały się w ręce Amerykanów w 1992 r. Agenci wywiadu CIA zdobyli je w Moskwie podczas akcji pod kryptonimem „Operation Rosewood” („Operacja Drzewo Różane”). CIA zdobyła wówczas kilka tysięcy stron dokumentów, w tym kartotekę osobową agentów STASI oraz tajne raporty Zarządu Głównego Wywiadu (HVA). W zamian za kopie akt przekazane w 1999 r. Amerykanie mogli zajrzeć do dokumentów zajmującego się lustracją berlińskiego Instytutu Gaucka.

SIRA to „System wyszukiwania informacji HVA” (System zur Informationsrecherche der HVA), który składał się z wielu mniejszych baz danych, zachował się w dużej mierze przez przypadek. Ta baza danych (SIRA) służyła referatom do rozpracowania i analizy w HVA, jako pomoc w wyszukiwaniu i ocenie źródeł w terenie operacyjnym. Gdy dane te, zebrane pierwotnie na taśmach magnetycznych, przeinstalowano w latach 80. na dysk magnetyczny, MfS nakazało wtedy sporządzenie kopii zapasowych, które przechowywane były w zewnętrznych centrach obliczeniowych, i tam zostały po prostu zapomniane. Dlatego uniknęły zniszczenia. W 1998 roku, urzędowi Gaucka udało się rozszyfrować bazę danych SIRA.

Bazy danych SIRA zawierają konkretnie informacje dotyczące źródła, tzn. numer rejestracyjny i pseudonim IM (tajnego współpracownika), jak również dane o rodzaju, zakresie informacji i ich oceny, ale nie zawierają prawdziwego nazwiska. SIRA funkcjonuje poniekąd jak katalog haseł jakiejś biblioteki: system obejmuje niejako jakość i ilość informacji pierwotnych oraz opisuje tym samym zakres szpiegostwa.


„Numer rejestracyjny źródła pozwala za pomocą kartoteki osobowej HVA rozszyfrować także informatora. Tej kartoteki nie ma w archiwum urzędu Gaucka – mankament, który mógłby zostać uzupełniony za pomocą materiałów z „Operacji Rosenholz”. Chodzi o sfilmowane dla bezpieczeństwa kopie zapasowe kartotek F16, F22, F77, które znajdują się w posiadaniu amerykańskiej centrali CIA. F16 oznaczało centralną kartotekę personalną MfS. Zawierała ona fiszki wszystkich osób, które były objęte zainteresowaniem MfS, wraz z personaliami. Numer rejestracyjny pozwala stwierdzić, czy są to akta IM, proces operacyjny, czy operacyjna kontrola osób. O co konkretnie chodziło, można wywnioskować z kartoteki F22, czyli kartoteki operacyjnej MfS. Kartoteka F77 zawierała pseudonimy. Poprzez kombinację z SIRA możliwa byłaby identyfikacja źródeł HVA i określenie ich konkretnych wartości” – uważa w jednej ze swoich publikacji Karl Wilhelm Fricke, niemiecki dziennikarz. W 1955 r. jako 25-letni dziennikarz został porwany przez STASI, uśpiony, wywieziony z Berlina Zachodniego do NRD i skazany na ciężkie więzienie.

Jaki z tego wniosek? Ano taki, że przy minimum dobrej woli ujawnienie agentów byłej STASI w Polsce nie jest żadnym problemem. Należy również przyjąć, że w archiwach rosyjskich służb specjalnych znajdują się również kopie akt agentów STASI działających w Polsce. Nieujawnieni w Polsce przez nasze służby po 1989 roku są podatni na szantaż i ponowny werbunek. Tym razem przez Rosjan. A w najbardziej „optymistycznym” wariancie – przez służby specjalne np. RFN.


Zresztą ich dane powinny być wpisane do innego systemu przetwarzania danych - SUND, zawierającego dane operacyjne i instytucjonalne. System ten był wykorzystywany przez służby specjalne Związku Radzieckiego, Węgier, Bułgarii, Mongolii, Niemieckiej Republiki Demokratycznej, Polski, Kuby i Czechosłowacji. One wprowadzały dane, ale dysponentem było radzieckie KGB.

Niemcy są pragmatyczni

Podobnie było z podwładnymi Markusa „Mischy” Wolfa, szefa wschodnioniemieckiego wywiadu, czyli Hauptverwaltung Aufklärung (HVA). Była to wydzielona struktura organizacyjna politycznego wywiadu zagranicznego. Wielu studentów polskich uczelni w czasie wakacji wyjeżdżało na obozy do NRD. Aby zarobić i wypocząć. Tam byli inwigilowani przez STASI, która zbierała dokładne informacje – kto, z kim się spotyka, czy prowadzi nielegalny handel i zajmuje się przemytem. W przypadku znalezienia kompromitujących materiałów droga do werbunku była otwarta.


Pierwsze dowody na to, że służby NRD prowadziły dosyć agresywny werbunek agentury w Polsce pojawiły się w czasie „epoki Gierka”. STASI działa bezczelnie - w 1974 roku funkcjonariusze wywiadu NRD porwali w Warszawie pracownicę zachodnioniemieckiej ambasady. Po groźbie dyplomatycznych retorsji i interwencji na najwyższym szczeblu, Niemkę uwolniono.

Sprawę werbunków wschodnioniemieckiej agentury i działalności STASI w Polsce próbowano załatwić najpierw dyplomatycznie, bez rozgłosu. Kiedy ten sposób nie przyniósł rezultatu, zagrożono wręcz odwetem, czyli podobnym działaniem na terenie NRD.

– Moje wyjazdy do NRD w 1982 roku wiązały się z koniecznością przeprowadzenia rozmów z pracownikami naszej rezydentury w Berlinie Wschodnim, odnośnie budowania na terenie NRD źródeł informacji na terenie tego kraju oraz zapobieganiu próbie werbunku obywatel polskich – podczas jednego z przesłuchań mówił płk Zbigniew Twerd, który karierę w MSW zakończył w 1990 roku jako wicedyrektor Departamentu II, czyli kontrwywiadu.

Towarzysze chętnie informowali

Dawno temu tygodnik „Wprost” ujawnił materiały STASI, z których wynikało, że „Zbigniew Sobotka, wiceminister spraw wewnętrznych, Stanisław Ciosek, doradca prezydenta Kwaśniewskiego i były ambasador RP w Moskwie oraz Wiesław Klimczak, były szef wpływowego stowarzyszenia Ordynacka byli informatorami wywiadu NRD”. Dalej we „Wprost” czytamy: „Do najbardziej zaufanych współpracowników MfS należał I sekretarz KW PZPR we Wrocławiu Ludwik Drożdż. Z raportu Wydziału II (HVA) MfS (z 6 lutego 1981 r.) wynika, że Drożdż liczył na „braterską pomoc krajów socjalistycznych”. Jak podkreślał, „zaprowadzenie porządku przez milicję byłoby możliwe przy mądrym przygotowaniu i prężnym, centralnym kierownictwie. Do tego jednak byłoby konieczne wzmocnienie jej przez odpowiednich towarzyszy z braterskich organów w polskich mundurach, ewentualnie z zastosowaniem ciężkiej broni”.

Wspólne przedsięwzięcia i tzw. robocze spotkania funkcjonariuszy MfS i polskiego MSW odbywały się aż do 1989 r. Jedno z nich zorganizowano w Warszawie w dniach 29-31 marca 1988 r. Gośćmi MSW byli wówczas szef Głównego Wydziału HA XX gen. Paul Kienberg, szef sekcji 2 w HA XX płk Kuschel, szef sekcji 4 w HA XX płk Reuter oraz szef Grupy Operacyjnej w Polsce por. Wielkes. Do zadań HA XX należała inwigilacja i zwalczanie wrogów ustroju.

Ze strony polskiej w spotkaniu uczestniczyli m.in. szef Departamentu IV MSW gen. Tadeusz Szczygieł, jego zastępca płk Mirowski, drugi zastępca płk Przanowski, szef Departamentu III płk Krzysztof Majchrowski oraz szefowie i zastępcy z wydziałów III i IV - płk Stasikowski, płk Szczepański, płk Będziak, płk Kluczyński, por. Lesiak (ten od „szafy Lesiaka”?) i wiceminister w MSW gen. Henryk Dankowski. Gen. Kienberg z gen. Szczygłem i płk Majchrowskim zastanawiali się nad metodami unieszkodliwiania podziemia politycznego i Kościoła, który wspierał opozycję „w walce przeciw socjalistycznemu państwu”. Gen. Dankowski rozmawiał z gen. Kienbergiem o potrzebie koordynacji działań dotyczących infiltracji różnych środowisk - od młodzieży szkolnej po współpracowników Watykanu. Meldunek z tego spotkania - jak odnotowano w nagłówku: „Odnośnie współpracy na obszarze zwalczania polityczno-ideologicznej dywersji i reakcyjnych wrogich elementów w kościołach” - liczy 15 stron.

Gorzej z tymi agentami, których tożsamości dalej nie znamy. Agent STASI ps. „Heinz Bertram“ w latach 80. studiował w szkole oficerskiej w Warszawie. Został do niej skierowany, aby zbierać informacje o podchorążych, kadrze instruktorskiej i wykładowcach.

Inny IM (to najwyższa kategoria tajnego współpracownika STASI), „Harald Engel“ w latach 1971-76 był studentem Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie. Donosił nie tylko na kolegów czy wykładowców UMSC, ale również o swoich kontaktach na Uniwersytecie Warszawskim.

Agent ps. „Dr Jan” został przerzucony do Polski z zadaniem rozpracowania antysocjalistycznych sił w środowisku akademickim Gdańska. „Meinhardt” z Magdeburga został wysłany do Berlina Zachodniego, aby inwigilować „Towarzystwo Solidarność” oraz jego przewodniczącego Edwarda Klimczaka (sprawa pod kryptonimem „Lektor”). Agent „Richard” był jednym z kilku szpicli, którzy donosili na środowisko berlińskiego dwutygodnika polonijnego „Pogląd”. Natomiast „Karli” ze względu na swoje dobre kontakty z Uniwersytetem Jagiellońskim w Krakowie zbierał ważne informacje na temat sytuacji w wyższych szkołach PRL.

Z kolei „Stefan” został zobowiązany do zdobywania informacji o wojsku polskim, a „Alexander”- miał informować o aktywności wrogich sił w Gdańsku. „Isolde” pisała donosy o spotkaniach na „Jazz Jamboree” w 1984 roku.

Akta osobowe agenta o pseudonimie „Dr Schreiber”, co prawda zostały zniszczone, ale jednak udało się go zidentyfikować na podstawie akt sprawy operacyjnej „Obserwator”. Wiadomo, że agent mieszka we Frankfurcie nad Odrą, z zawodu jest nauczycielem. Inwigilował polską opozycję w Słubicach, Poznaniu i Berlinie.

STASI wykorzystywało kontakty obywateli NRD z Polakami. Udający zwolenników „Solidarności” Niemcy podejmowali się m.in. przerzucania informacji na Zachód. Trafiały one jednak w ręce niemieckiej bezpieki. W raportach agenci relacjonują swój pobyt w Polsce, u rodziny czy przyjaciół, opisują jak wspaniale zostali przyjęci, a potem podają w detalach, o czym się rozmawiało. Informowali, kto jest sympatykiem „Solidarności”, ma kontakty z podziemiem, bo pokazywał im literaturę drugiego obiegu. Niemiecka bezpieka inwigilowała także „Solidarność”. - W 1980 roku STASI zaszeregowała Polskę jako tzw. teren operacyjny, tak jak wszystkie kraje wrogie. Niezależnie od polskiej bezpieki, próbowała prowadzić swoich agentów, niszczyć „Solidarność” tam, gdzie było to możliwe. Informatorami byli to nie tylko Polacy, ale również obywatele NRD – stwierdziła dr Hanna Labrenz-Weiss.

Agent obok Tuska

W Niemczech ujawniono (a w Polsce powtórzono), że jednym z agentów STASI w środowisku „Solidarności” był Detlef Ruser, pracownik naukowy uniwersytetu w Rostocku, który mieszkał w Gdańsku. Pod koniec lat 70. ożenił się z Zofią, Polką. Został zwerbowany i pracował dla Stasi już w 1971 roku, jako współpracownik najwyższej kategorii (IM) o pseudonimie „Henryk”. Był gorliwym donosicielem. Przekazywał oficerowi prowadzącemu podziemne gazetki i dostarczał kasety wideo. Ruser spotykał się towarzysko z redaktorami, przychodził także na spotkania Klubu Myśli Politycznej im. Konstytucji 3 maja, w którym działał Tusk. Robił dużo zdjęć, tłumacząc, że to na pamiątkę. Ostatni raport z Polski wysłał kilka dni przed upadkiem muru berlińskiego. Ruser nie zniknął. Mieszka w Trójmieście.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj50 Obserwuj notkę

szymborski[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka