Na blogu Rexturbo, który, owszem, czytuję ale nie komentuję, bo mogłoby to być szkodliwe dla mojego zdrowia (coś jak Clinton co palił, ale się nie zaciągał), zebrało się doborowe towarzystwo. Bardzo ideowe. Mianowicie, połączone jedną ideą: dokopać KaNo. Dla tej myśli, zgromadzeni tam są gotowi zapomnieć o wszelkich innych podziałach, najtwardszy zwolennik zamachu i najzagorzalszy wielbiciel Anodiny będą śpiewać unisono, że ten brzydki KaNo coś tam, coś tam: zapomniał, przekręcił, niedoczytał, pomylił słowo. Ale fachowcy mają też osiągnięcia. Odkryli właśnie, że raporty zawierają też jakieś dane i wykresy, nie tylko credo dla wyznawców pancernej brzozy. Tak się zapędzili, że zauważyli nawet, że między danymi w raporcie Millera i MAK-u są różnice w zapisach kąta natarcia, niestety, nie dane im było wyciągnąć z tego wniosków. Tak, Panowie, widzicie drzewo a nie widzicie lasu. Toż ten eksperyment na trenażerze to ordynarne oszustwo!
Najsamprzód o samym odkryciu. W załącznikach do raportu Millera, na rys.15 (str.21) jest wykres zmian kąta natarcia i pochylenia. Łatwo zauważyć, że ten pierwszy dochodzi do 22 stopni.
To samo powinno być w raporcie MAK. I jest, ale nie do końca. W samym raporcie przezornie przebiegu kąta natarcia nie zamieszczono. Za to jest on w opisie eksperymentu na trenażerze, z tym, że inny. Maksymalna jego wartość nie przekracza 9 stopni.
Spytacie pewnie, po co ta kombinacja? A więc po to, by eksperyment się udał. Wiadomo przecież z raportów MAK-u i Millera, że załoga nurkowała w jarze, nie zważając na nic, z prędkością zniżania 7m/s. Piloci opamiętali się dopiero 20-30 metrów nad ziemią i rozpoczęli gwałtowny manewr odejścia. I byłoby im się udało gdyby nie brzoza i tak dalej, i tak dalej... Koniecznym punktem w tej narracji jest możliwość odejścia z 20 metrów przy podanej prędkości zniżania. Trochę to dziwne, bo ze znanego rysunku z książki Piatina (patrz załączniki do raportu Millera, s. 18) wynika, że utrata wysokości w takich warunkach powinna być rzędu 50 metrów. Od czego jest jednak radziecka, ups..., to znaczy rosyjska technika? W Moskwie jest zamontowany trenażer, czyli symulator samolotu Tu-154M. Grupa radzieckich, ups jeszcze raz..., to znaczy rosyjskich badaczy przeprowadziła na nim eksperyment, którego jednym z celów była ocena parametrów lotu przy odejściu na drugi krąg z wysokości 100, 60, 40 i 20 metrów. W doświadczeniu udział wziął również nasz wielce zasłużony specjalista Edmund Klich, którego sława sięga daleko za granice naszego kraju, dość powiedzieć, że sam Morozow z MAK-u ma jego telefon w notesie, kto wie, może i sama generał Anodina zna i ceni jego osiągnięcia? Taka mała dygresja, by podkreślić wagę tego eksperymentu, który, jako się rzekło wcześniej, w pełni się badaczom udał. Co prawda odejście z 20 metrów zakończyło się w symulacji uderzeniem w ziemię, ale jednocześnie stwierdzono, że utrata wysokości po rozpoczęciu manewru w analogicznych warunkach jak w Smoleńsku wynosi 20-25 metrów, co nie wyklucza powodzenia podobnego odejścia w warunkach rzeczywistych.
Do pełni szczęścia pozostało wykazać, że przebieg parametrów zapisanych w rejestratorach Tu-154M nr 101 był zgodny z tymi z eksperymentu. I tu właśnie dochodzimy do konieczności zamataczenia zapisów kąta natarcia. Jego wartości pozostawione takie, jak w raporcie Millera, drastycznie się różnią od zapisanych przez trenażer a to z kolei powoduje, że i przebieg prędkości pionowej musi być inny (patrz moja notka: http://tommy.lee.salon24.pl/332130,rzeczywista-trajektoria ). Trzeba było więc "skorygować" wartości kąta natarcia, co pozwoliło na wyznaczenie oczekiwanej prędkości pionowej. I wszystko pięknie, badacze odebrali premie za dobrze wykonaną robotę, zapomnieli tylko o jednym szczególe. Teren w Smoleńsku nie był bynajmniej równy, jak zapewne na symulowanym lotnisku Szeremietiewo, tylko przed brzozą się wznosił.
Uwzględniając przedstawioną w raporcie z trenażera prędkość pionową i zakładając, że przy pancernej brzozie samolot znalazł się na 6 metrach, otrzymamy następujący przebieg trajektorii (czerwona linia):
Na rysunku umieszczony został również profil terenu (niebieska linia) i trejektoria według RW (żółta linia). Widać, że badaczom wykonującym eksperyment wyszły kompletne bzdury. Samolot musiałby się do brzozy dostać solidnym wykopem, dodatkowo wcale się później nie rozbił, tylko odleciał w siną dal.
Sprawdźmy teraz, czy powiodło by się w warunkach smoleńskich odejście z 40 metrów na podstawie rys.1 z raportu z eksperymentu na trenażerze. Trajektoria odejścia zarejestrowana przez trenażer została nałożona na trajektorię z RW, tak by początek menewru następił z wysokości 40 metrów RW.
Niestety, dla badaczy wykonujących eksperyment, tutaj też klęska - następuje zderzenie samolotu z ziemią.
Wniosek: rozpoczęcie manweru odejścia w Smoleńsku musiałoby nastąpić z wysokości większej niż 40 metrów RW, a nie 20-30 metrów jak jest podane w raportach MAK i Millera.
Inne tematy w dziale Polityka