lendos lendos
261
BLOG

Zostaję w Kościele, ponieważ...

lendos lendos Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

„Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz: To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzygać z mych ust. Ty bowiem mówisz: Jestem bogaty, i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział. Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie.„ Ap 3 14-21

Proroctwo się wypełniło. Nie ma już Kościoła w pięknej i bogatej Laodycei. Nie był zimny ani gorący. Był przeraźliwie letni i nijaki. Na naszych oczach, chwieje się Kościół w Polsce. Po upadku, przynajmniej nominalnym, komunizmu każdy budował jak chciał, nie bacząc jak. Z Najświętszą Panienką na sztandarach, zasłaniając się osobą papieża Jana Pawła II, Kościół – i mam tutaj na myśli nie tylko hierarchów i kler, lecz również świeckich – radośnie zabrał się za budowanie własnej chwały, dobrobytu, bogactwa oraz świętego spokoju. Po wiekopomnym zwycięstwie nad komunizmem, po ułożeniu się z exkomunistami, po podpisaniu konkordatu oraz wynegocjowaniu aborcyjnego status quo można już było radośnie śpiewać „Ojczyznę wolną pobłogosław Panie!”. Pokolenie prosperity Gierka zostało duszpastersko opuszczone. Przystąpiło do sakramentu bierzmowania a widząc rodziców zasiadających przed ekran telewizora, którzy ochoczo zaczęli wchłaniać zachodnią papkę transmitowaną przez nowe, prywatne telewizje, widząc anteny satelitarne montowane na budynkach plebani oraz brak pomysłu na młodzież ze strony duszpasterzy, powoli zaczęło omijać kościoły. Nie trzeba było już walczyć z czerwonym szatanem, z którym po transformacji można się było całkiem dobrze dogadać. Prezydent Kwaśniewski woził się papamobile ku uciesze gawiedzi, a jeśli nawet ktoś czepiał się kleru, to pewnie ze starego przyzwyczajenia, i zazwyczaj niegroźnie.

I tak żarło latami. I to dobrze żarło. Nie zmieniało się nic. Oprócz może kolejnych rektorów KUL, którzy nieodmiennie, każdego roku, produkowali sążniste listy do ludu wiernego, z prośbą o wsparcie „jedynej katolickiej, wielce zasłużonej uczelni, na której -  a jakże – wykładał kard. Wojtyła”, chociaż KUL dawno przeszedł na państwowy garnuszek. Episkopat Polski pozbawiony przywódcy na miarę prymasa Wyszyńskiego stał się z biegiem lat zgromadzeniem produkującym kilometry bieżące nic nie znaczących komunikatów, apeli, nudnych listów pasterskich. Na obraz i podobieństwo KEP działały diecezje, dekanaty i parafie. Wartościowe inicjatywy tonęły w biurokratycznych falach, a ciężko pracujący księża ginęli w zalewie odpustowego dziadostwa. I tak na terenach nad Wisłą powstał w trudzie i znoju Kościół w Laodycei.

Hierarchia potrafiła się dogadywać z byłymi czerwonymi, potrafiła się jakoś ułożyć się ze środowiskiem, nazwijmy to, Donalda Tuska, najlepiej wyszło jednak z PiS-em. Konkretnie z Jarosławem Kaczyńskim, który na zimno, wyrachowanie i cynicznie zrobił z Kościoła Katolickiego w Polsce chłopca do bicia oraz żyranta jego polityki. Politycy PiS traktują Kościół instrumentalnie. Umiejętnie posługują się kijem i marchewką w tresowaniu części naiwnych hierarchów, księży i wiernych. Kościół stał się maszynką do zbierania podpisów, wyborczej agitacji. Symbolem świętego przymierza ołtarza z tronem stał się redemptorysta z Torunia, ojciec dyrektor, geo-termo-energetyk Rydzyk. Miliony płynące z państwowej kasy do wszelkich organizacji stanowiących lub wspierających tzw. dzieła ojca Tadeusza stały się solą w oku niejednego Polaka a przejażdżki Maybachem i opowieści o bezdomnych donatorach samochodów do tej pory są przedmiotem żartów i kpin. Kościół może poszczycić się mnóstwem bogatych, lśniących złotem, nowych świątyń oraz setek mniej lub bardziej nieudanych pomników papieża Polaka. Pomimo spadku liczby wiernych oraz dramatycznie małej ostatnio liczby nowych powołań budowane są nowe kościoły. Po co, można zapytać niejednego księdza dobrodzieja – budowniczego? I kto to wszystko kiedyś ogrzeje? Jak nieszczery, to ci powie, że dla pokoleń Polaków przyszłych, jak szczery, to rzec może, niech się mój następca martwi.

Kościół w Laodycei nad Wisłą stał się strukturą bez życia, pielęgnującą płytką religijność opartą o tanie przeżycia religijne, egzaltowane uczucia i tanie wzruszenia. Dziatwa przystępuje do sakramentu pierwszej Komunii św. udręczona egzaminami, wkuwaniem formułek, niekończącymi się próbami uroczystości. Nie wie często o co w tym chodzi, ale przynajmniej ma nadzieję, że trud się opłaci, rodzina dopisze, i razem z rodzicami obsypie ich drogimi prezentami. Wielu prosi wciąż o sakrament małżeństwa, traktując go w sposób magiczny. Ostatecznie ksiądz jest lepszym „czarodziejem” od niemiłej pani z łańcuchem na szyi z jakiegoś zakurzonego USC, ma fajne szaty, ma lepsze „zaklęcia”, obwiąże stułą ręce młodych, co ma zapewnić im życie długie, szczęśliwe, bogate, bez stresów i nieszczęść omijających ich rodzinę. Młodzi spłodzą przykazaną „parkę”, wybudują dom, posadzą drzewo aby w zdrowiu zemrzeć w okolicach osiemdziesiątego roku życia i jak Pan przykazał użyźnić ziemię ojczystą zalegającą na cmentarzu parafialnym. Duża część młodzieży przystąpi do sakramentu bierzmowania, przyjmie Ducha Świętego, Jego dary schowa pod łóżko, a potem na długie lata rozstanie się z Kościołem albo nawet całkiem porzuci wiarę.

Kościół w Laodycei nad Wisłą – rodzice świeccy oraz kler - wyprodukował masy letnich wiernych, których wiara ma charakter jedynie tradycyjny i często nie wytrzymuje próby czasu lub miejsca. Widać to jak na dłoni na emigracji. Znika więź z rodziną, nie trzeba już się bać ojca czy babci, nie trzeba iść w niedzielę na mszę, bo tak wypada. Religijność spada więc do maksymalnie 10%. W Wielką Sobotę wzrasta chwilowo do 30% a to za sprawą jajcarzy wielkanocnych, którzy ubierają odświętnie swoje latorośle, napychają koszyk kiełbasą i jajami. Wszak wiadomo, że poświęcone lepiej smakuje, a i wódka lepiej wchodzi. Letni katolicy ubierają choinki z uporem godnym lepszej sprawy, dzielą się opłatkiem, składają mniej lub bardziej nieszczere życzenia, aby radośnie utonąć w opakowaniach po prezentach oraz hektolitrach sałatki jarzynowej z majonezem dziadunia czy innej reklamowej ciotki Klotki.

W kościele w Laodycei nad Wisłą trafiają się głosy stroskanych duszpasterzy, którzy potrafią widzieć dalej niż granica swojej parafii, lokalnego, małego Watykanu władanego przez nieomylnego proboszcza. Widzą nadchodzące klęski, lecz ich troska jest marginalizowana, a obawy minimalizowane. Niejeden hierarcha bawi się w zaklinacza deszczu posiadającego asystencję Ducha Świętego, która nakazuje mu nie słuchać nikogo poza samym sobą, względnie najbliższych pochlebców. Trafiają się i wołający na puszczy, domagający się np.wyjaśnienia skandali obyczajowych, rozliczenia odpowiedzialnych za tuszowanie przestępstw i tolerowania zła. Ich los bywa marny. Na drugiej szali są leniwi proboszczowie, którzy skutecznie potrafią sabotować zarządzenia biskupa i nie podejmować dobrych inicjatyw duszpasterskich płynących „z centrali”.

Na kościół w Laodycei nad Wisłą padł blady strach. Zbawca Polski (jeszcze nie) na emeryturze wprowadził zamęt społeczny wpadając na szalony pomysł likwidacji branży futrzarskiej. Jakby tego było mało, z zamrażarki wyjął skargę konstytucyjną i wrzucił na warsztat „odzyskanego” lub jak kto woli „zrepolonizowanego” Trybunału Konstytucyjnego dotyczącą aborcji eugenicznej. Trybunał orzekł niezgodność tej praktyki z ustawą zasadniczą RP. I zaczęło się piekło. Zjednoczone siły femino-lewicy, jak spienione morskie bałwany, rzuciły się na budowany przez lata, z mozołem i konsekwencją falochron PiSu – Kościół w polskiej Laodycei. Rewolucja październikowa czerwonych ze złości i poglądów kobiet rzuciła się do gardła polskiemu klerowi. Dewastowane są w atmosferze ludowego festynu frontony świątyń, pod adresem hierarchów płynie zaś rzeka tłustych przekleństw i bluzgów. Do protestów dołączyło wielu młodych ludzi, często z rodzin katolickich, ochrzczonych, przez lata katechizowanych. Niektórzy są bardzo młodzi, jeszcze nie dawno składali ręce w modlitwie śpiewając „już jesteś Jezu w sercu mym, dzień ten jest szczęścia mego dniem”, u niejednej wisi w szafie biała sukienka. Prezes patrzy i podjudza. Brońcie kościołów, Polski brońcie! Oczka puszcza do kibiców, ostatnich błędnych rycerzy na szańcach zamku św. Ducha.

Kościół w Laodycei nad Wisłą jest strukturalnie słaby, nie potrafi dotrzeć do młodzieży, a ta, łatwo daje się wywieść w pole trzeciemu pokoleniu komunistów, ubeków, czy nawet sowietów na tzw. etacie Polaka, którzy walczą o utracone (częściowo) wpływy i przywileje. Metody pozostały te same, walka z Bogiem, Kościołem, chwytliwe kłamstwa w ubrane w slogany walki o wolność, prawa kobiet, dzików, i tym podobne górnolotne bzdety.

Tutaj przerwę. Tekst dałem do przeczytania przyjacielowi. Poniżej przytoczę kilka jego myśli, które niosą nadzieję i są, moim zdaniem, gorzko-radosnym uzupełnieniem mojego tekstu, pełnego pesymizmu i – tutaj uderzę się w piersi, mocno jednostronnego.

„Ale chyba jeszcze to nie wszystko, co można powiedzieć o Kościele. Jezus nie przyszedł zastąpić faryzeuszy swoimi uczniami, oni co krok wykazywali, że go nie rozumieją do końca. Po Zesłaniu Ducha wiele się zmieniło, ale nie stracili swoich wad, grzechów i nie uniknęli pomyłek. Chrześcijańskie gminy nie stały się oazami wolnych i kochających. Ciągle wybuchały skandale, odsłaniały się słabości a spory dogmatyczne rozstrzygały się na synodach zwoływanych przez świecką władzę. Nawet biskupów i proboszczów nadawali lokalni władcy, kwitła symonia i zgorszenia moralne. Chrześcijańskie gminy były miejscem rodzenia się nowych kolejnych świadków, „odzianych w białe szaty”, czasami wręcz „skąpanych - wybielonych we krwi”, bo wiernych Barankowi. W każdym z nas jest dużo dobrej woli i ciągle odzywają się grzechy i jego skutki. Odkupiciel ciągle stoi u drzwi i kołacze.... abym nie zmarnował Jego Krwi. On ciągle taki będzie do końca świata („nawet gdy my będziemy niewierni On nie może się nas zaprzeć”). Sceptycyzm jest cudownym narzędziem rozumu, wręcz uwodzicielem, ale pozostawiony sam sobie, na pastwę jedynie logiki i rozgrzanej namiętności, odcięty od kontemplacji Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, coraz bardziej zaczyna przekonywać, że on sam wystarczy. Powab wiedzy (rzadko rzetelnej nauki), smak ezoterycznego „wiem więcej niż ten motłoch”, rosnące przekonanie o odkryciu tajemniczej gnozy, jakże łatwo sprawiają, że z pokory (punktu wyjścia przecież słusznie wzburzonego rozumu obserwującego cały ten syf) pozostaje już tylko przekonanie, że to kolejna zdemaskowana pułapka kleru. Chrystus - Jedyny Zbawiciel przestaje być realną postacią, jest ideą, ale skompromitowaną przez swoich wysłanników. Więc „najlepsi” zachowają tę ideę w pamięci. Może się jeszcze przyda. ... Czy mam przestać mówić i zachęcać do regularnych spowiedzi? np. w pierwsze piątki, bo dziś korzysta z tego tylko kilka osób??? Ta praktyka doprowadziła tysiące zwykłych ludzi, najczęściej anonimowych, do pracy nad swoimi wadami, grzechami i cieszenia się łaską w duszy. Czy świadomość, że są racjonaliści, dla których byle argument „dlaczego 9 a nie np. 12?” odwiódł od spowiedzi, ma mnie pchnąć do skreślenia tego pomysłu z duszpasterstwa? J…. kler, pis, zakaz aborcji, pomnik PW, JPII i tysiące innych rzeczy jest propozycją oświeconych nowych elit, które dziś odkryły „sromotę” pis i kleru. To chyba dwa największe nieszczęścia w Polsce. Trzy sfrustrowane feministki doskonale wyczuły moment i odpaliły tę tykająca bombę. Ku radości większości. A mi jest cholernie smutno, że tak musi smakować grzech i jego skutki, że tak łatwo tyle roboty duszpasterskiej pokoleń ludzi można sprowadzić do prawdziwego, ale czy całego opisu rzeczywistości. Nie marzy mi się żaden nowy Wyszyński, żaden tłum klaskających po kazaniach quasi politycznych, żaden klakier podlizujący się z dziwnych nieznanych powodów. Chcę być blisko Jezusa, który na pewno „przeprowadzi mnie przez ciemną dolinę”. … ON - Chrystus jednym pociągnięciem wybrałby lepszych niż Szymon i Judasz, a jednak postanowił ludzi prowadzić do Ojca właśnie takimi „pasterzami”. …”.

lendos
O mnie lendos

Cenię sobie szczerych ludzi i prawdziwych przyjaciół. Lubię włoską kuchnię, szwajcarskie sery, polskie ogórki kiszone oraz czarny humor. Jestem miłośnikiem muzyki klasycznej, głosu Barbary Hendricks, oraz motocyklistą. Jestem wierzącym Chrześcijaninem wyznania rzymskokatolickiego a przy tym poszukującym sceptykiem. Zamieszkuję na stałe w Szwajcarii - mojej drugiej ojczyźnie z wyboru. Piszę (chwilowo do szuflady) mini powieści. Udzielam się społecznie. Czasem coś opublikuję w prasie polonijnej. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo