W 65. rocznicę węgierskiego powstania 23 października 1956 roku doszło do historycznego wydarzenia. Widziałem, moim zdaniem, największą demonstrację w historii Unii Europejskiej. Manifestację skierowaną przeciwko dyktatowi Brukseli. Uczestniczyli w niej Węgrzy, Polacy i Włosi. Jeszcze w czasie demonstracji policja węgierska podawała, że było pół miliona ludzi. Wieczorem węgierskie media mówiły o 800 tysiącach.
Tak naprawdę nikt nie był w stanie policzyć tego tłumu. Manifestacja, mimo zapełnienia placu Elżbiety i okolicznych ulic, ciągnęła się jeszcze dwa kilometry. Znowu jak w 2012 roku wrócił widok Węgrów rzucających się Polakom na szyję. Kilkutysięczna grupa naszych rodaków, która przyjechała do Budapesztu, pomimo covidu i mimo że niemal w tym samym czasie Solidarność organizowała demonstrację w Luksemburgu (wielu naszych klubowiczów jest działaczami Solidarności i za naszą radą jechało wesprzeć walkę o Turów), zrobiła ogromne wrażenie na mieszkańcach Budapesztu.
W czasie debaty w Parlamencie Europejskim znaczna część przemawiających powoływała się na demonstrację zorganizowaną przez Donalda Tuska. W Warszawie uczestniczyło w niej 20 tysięcy osób. W pozostałych miastach góra drugie tyle. Widać, że politycy unijni są bardzo czuli na tego typu zjawiska. Jeżeli tak, to dostali bardzo mocnego kopniaka w wyobraźnię. Demonstrację pokazywały nie tylko polskie czy węgierskie media, lecz także czołówka światowych stacji. Nie da się tego przemilczeć ani zbagatelizować. To prawda, że Orbán przykłada wielką wagę do tego typu działań, a ekipa rządząca w Polsce bardziej woli pokazywać realne poparcie społeczne. To wszystko kwestia taktyki. Jednak doszedł jeszcze jeden element w tej układance, czyli reakcje Europy. Już po samych wypowiedziach europosłów widać, że w wielu przypadkach mamy do czynienia z osobami mało oczytanymi i nisko refleksyjnymi. Na nich taka demonstracja robi wręcz apokaliptyczne wrażenie.
Ma ona jednak też znaczenie dla nas, ale z zupełnie odwrotnego powodu. Znowu tysiące najbardziej aktywnych Polaków dostało ogromny ładunek pozytywnej energii. Bo chociaż jesteśmy w samym środku wojny o kształt Europy, to widać, że podobnie myślących jest bardzo, bardzo wielu. Nawet jeżeli to wiemy, to ogromna radość spotkać tych ludzi.
Z samego przemówienia Orbána na długo zapamiętam jeden fragment: o nowej doktrynie Breżniewa, którą narzuca UE. Breżniew próbując uzasadnić interwencję wojsk sowieckich twierdził, że Moskwa ma do tego prawo w swojej strefie wpływów. UE wprawdzie nie militarnie, lecz politycznie i ekonomicznie uderza w narody, które sprzeciwiają się rządom dominujących w UE państw. Naprawdę coś jest na rzeczy z tymi podobieństwami...
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika " Gazeta Polska" nr. 43; data: 27.10.2021.
Autor Bajek dla Marysi i Alicji, współautor książek Układ i Flaki z nietoperza oraz Partyzant wolnego słowa.
www.gazetapolska.pl
www.niezalezna.pl
www.GPCodziennie.pl
www.TelewizjaRepublika.pl
ur.31.12.1967.
W latach osiemdziesiątych działał w ruchu Oazowym i Muminkowym opiekującym się dziećmi z upośledzeniem umysłowym. Uczestnik organizacji opozycyjnych, w tym konspiracyjnych struktur w liceach na warszawskim Żoliborzu, Ruchu Katolickiej Młodzieży Niepodległościowej, NZS wydział psychologii.
Współpracownik ukazujących się w drugim obiegu "Słowa Niepodległego" i "Wiadomości Codziennych". W 1989 r. współzałożyciel ZChN.
Wycofał się z polityki w 1991 i zajął dziennikarstwem.
1991-1992 dziennikarz "Nowego Świata",
1992 założyciel "Gazety Polskiej", następnie wieloletni szef działu ekonomicznego, a potem krajowego.
Od 2005 r. redaktor naczelny. Prowadził wiele audycji w Polskim Radiu i TVP, w tym "Pod prasą, "Rozmowy Jedynki", "Trójka po trzeciej". Od 2011 red. nacz. Gazety Polskiej Codziennie, współzałożyciel Telewizji Republika.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo