Mówią, że Jacek Dukaj nie ma fanów. Jacek Dukaj ma wyznawców.
Ciężko nim nie zostać po lekturze ,,Linii Oporu”. Minipowieści otwierającej antologię ,,Król Bólu”. Ciężko, bo jest to aktualnie najważniejszy tekst literacki, jaki powstał w Polsce.
O jego wartości świadczy nie tyle fabuła, dialogi czy wykreowany świat, ale fakt że zawiera w sobie wizję rzeczywistości, która ziści w najbliższym czasie.
O czym jest ,,Linia Oporu”?
Wszystko tanieje. Wraz z rozwojem technologicznym wzrasta ilość wolnego czasu. Kilka godzin ,,pracy” (bo i ta sama czynność ewoluuje w coś znajdującego się pomiędzy wysiłkiem a zabawą) wystarczy by przeżyć miesięczny okres rozliczeniowy. Depresja staje się chorobą cywilizacyjną. Rano bierzesz tabletki by się pobudzić, w ciągu dnia by zmusić się do działania, na noc by zasnąć. W świecie, w którym możesz wszystko i stać Cię na to co zapragniesz, największą bolączką staje się znalezienie celu i wykrzesanie z siebie woli do jego realizacji. To dlatego Paweł Kostrzewa - bohater powieści, wieczorami leży na posadzce w kuchni naćpany chemią. Pogrążony w słodkiej apatii.
Skoro możesz zrobić wszystko to co chcesz. Stajesz się Bogiem. Takim jakim widzieli go deiści. Wszechmoc to impotencja.
Taki będzie nasz świat za 30 lat. Najwięcej zarobią Ci, którzy będą potrafili odpowiedzieć nie na pytanie: ,,jak?”, tylko ,,po co?”.
Czytając ,,Linię Oporu” gdzieś z tyłu głowy był ,,Walc Stulecia” Rafała A. Ziemkiewicza. Ziemkiewicz dzieli się w nim refleksją żeludzkie serca na przestrzeni wieku zlodowaciały. Emocje odgrywają coraz mniejszą rolę w naszym postępowaniu. Powolutku każdą decyzję racjonalizujemy, porządkujemy, wychładzamy.
Na początku wieku nasi rówieśnicy szli na wojnę, na karabiny, na tułaczkę za: ,,ojczyznę”, ,,komunizm”, ,,wolność”, ,,Boga” ,,,lepsze warunki pracy”. Oni naprawdę wierzyli w to że życie, zdrowie, albo majątek można a nawet trzeba poświęcić w imię wyższej idei. Że za tymi ideami coś się kryje. Że warto w nie wierzyć.
A dzisiaj? Ilu z nas poświęci swoje życie w imię Boga? Ilu poharata zdrowie za Ojczyznę? Ilu z nas protestowało przeciwko reformie szkolnictwa wyższego i odpłatności drugiego kierunku? Powiesz ACTA. Ok, ale ilu z prostestujących podjęłoby protest głodowy, bądź okupacyjny w przypadku gdyby rządzący nie ugięli się tak łatwo i wymagałaby tego konieczność? Garstka. Reszta rozeszła by się po godzinie: bo praca, bo zajęcia, bo zobowiązania...
A zresztą ,,po co?”
Wychładzamy nasze serca. To fakt.
I takim człowiekiem z lodowym sercem jest Paweł Kostrzewa.
Jacek Dukaj, opisał również jakiej ewolucji poddadzą się kontakty towarzyskie.
Zakładając że mamy trzy przestrzenie interakcji z innymi ludźmi: rodzina (krew), praca i szkoła (konieczność) i znajomi wg wspólnych zainteresowań (najlepsi, bo sami sobie ich dobieramy), ,,Linia Opru” ukazuje jakiemu przewartościowaniu w najbliższych dekadach ulegnie pojęcie więzów rodzinnych. Chyba najbardziej wstrząsającym momentem powieści Dukaja jest decyzja Pawła o odcięciu się od rodziny. Wyrzucenie tej grupy poza nawias osób wchodzących w interakcję. Paweł tłumaczy to tym, że nie miał żadnego wpływu na to kto będzie jego matką, ojcem, wujem, czy kuzynem i prócz podobieństwa genotypu i wspomnień (a więc przeszłości) nic go z tą grupą nie łączy.
Teraz przypatrzmy się studentom i pracownikom wyjeżdżającym z rodzinnych miast, do innych w kraju i zagranicą.
Już tutaj można dostrzec zalążki tego co przewiduje Dukaj. 50 lat temu w wielopokoleniowym domu obiad jadła razem cała rodzina (rodzice plus dorosłe dzieci), 10 lat temu i teraz rodzina spotyka się raz w tygodniu na niedzielnym obiadku pod warunkiem że dorosłe dzieci mieszkają w tym samym mieście.
A w przyszłości? Jak zjeść razem jeśli matka jest we Wrocławiu, córka w Gdańsku, a syn w Londynie?
Porozmawiamy. Przez telefon, albo przez internet. Krótko bo krótko. Każdy ma jakieś własne sprawy. Interakcja z rodziną staje się kolejnym obowiązkiem. Smutną koniecznością. Do chwili w której tak jak Kostrzewa nie zrozumiemy że wymiana grzeczności z oddaloną matką, siostrą, kuzynką to tylko pusty teatr gestów i tak jak on nie odważymy się z nim zerwać i stanąć z prawdą oko w oko.
Bogacimy się, a zatem możemy kupić własne mieszkanie, bilet lotniczy, wysłać dziecko na studia do lepszego ośrodka akademickiego. I bogacąc się. Korzystając z danych nam możliwości, zabijamy rodzinę.
Ilu z nas dodaje do znajomych na Facebooku swoją ciocię, wujka, matkę? Czy ich nie znamy? Owszem znamy, ale swoimi przemyśleniami, intymnością wolimy dzielić się z ludźmi, których sami sobie dobieramy niż z tymi, z którymi spędzamy Święta. Wolny wybór vs. genetyczna konieczność.
Jestem reprezentantem grupy społecznej, która wydaje się być forpocztą zmian przewidywanych przez Dukaja.
Student, który wyjechał z rodzinnego miasta i który nie musi się przejmować sytuacją materialną.
Odcięty od rodziny. Z mnóstwem wolnego czasu. I z zaspokojonymi podstawowymi potrzebami.
I naprawdę wiele bym dał za odpowiedź na pytanie: ,,po co?”
Serce się wychładza.
Inne tematy w dziale Kultura