Dzisiaj Czesi wyszli na ulice (a właściwie na Most Karola) w proteście przeciwko podnoszeniu podatku VAT na książki. Argumentowano, że naród bez książek nie ma przyszłości oraz że podniesienie VATu zniszczy małe firmy wydawnicze. Dlaczego u nas podnoszenie VATu na książki nie zrobiło na nikim wrażenia? Dlaczego nikt nie wpadł na to, żeby wyjść na ulice? A gdyby ktoś na to wpadł, czy nie zostałby z transparentami sam?
PS. Gak mieszkałem w Niemczech, kanclerz Schroeder w ramach oszczędności chciał obciąć pieniądze na naukę. I podniosły się protesty. Nie naukowców, tylko zwykłych ludzi, którzy twierdzili, że inwestycja w naukę jest zawsze sukcesem. Z cięć szybko się wycofano. Jakaś magia dosłownie.
Spora część mojego życia to tzw. seria fortunnych zdarzeń. Chciałem zostać lekarzem, a zostałem fizykiem. Pojechałem zwiedzać Wiedeń, a poznałem żonę. Chciałem robić doktorat i wyjechałem na prawie 4 lata do największego centrum naukowego w Europie. Chcieliśmy powiększyć rodzinę i urodziły się bliźniaki. W końcu wróciliśmy z emigracji, żebym mógł zostać naukowcem, a zostałem dziennikarzem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka