Grupa Brytyjskich i Szwajcarskich uczonych, stwierdziła, że Słońce nie ma nic wspólnego z obserwowanym wzrostem temperatury na Ziemi. To ciekawe, bo kilka tygodni temu czytałem opracowanie innej grupy badaczy (Brytyjskich i Niemieckich), którzy twierdzili, że jest dokładnie odwrotnie. Wg. nich Słońce jest „winne” przynajmniej 1/3 ocieplenia. Dowodem miały być nie tylko obliczenia, ale także obserwacje innych globów Układu Słonecznego, które wydają się ocieplać. Tam nie ma człowieka, zwykle też nie ma atmosfery, a mimo to Mars, niektóre asteroidy czy Jowisz i niektóre Księżyce się ocieplają.
Z kolei będąc kilka tygodni temu w Australii rozmawiałem z klimatologiem, który był przedstawicielem tego kraju na spotkanie panelu klimatycznego IPCC, który twierdził, że Słońce ma wpływ, ale niewielki. Około 5 proc. I to niezależnie od tego, że rzeczywiście obserwuje się coraz większy strumień energii jaki „biegnie w kierunku Ziemi”.
Uczeni którzy twierdzą, że wpływ Słońca jest duży, także wyliczyli go na podstawie tego, że Słońce – mówiąc w skrócie – świeci coraz mocniej. Skąd różnica 33 proc i 5 proc ? Podobno we wcześniejszych kalkulacjach nie był wzięty pod uwagę pewien czynnik (wybaczcie, ale nie chcę przynudzać szczegółami). Biorąc go w obliczeniach pod uwagę z kilku procent robi się około 33.
No i znowu wracam do tego co przeczytałem przed chwilą. Bo w najnowszej publikacji wprost mówi się o tym, że Sun's output has declined – czyli Słońce świeci coraz słabiej. Tak ma ponoć być od 20 lat.
Czy ostatnie badania zawsze są najbardziej aktualne i najbliższe prawdzie ? Nie wiem czy tak jest. Wątpię, że tak jest. Dywagacje czy 5 proc wpływu czy 33 proc, w gruncie rzeczy są nieistotne. To niewielka różnica, a w obliczeniach w których trzeba po drodze coś założyć, jakiegoś modelu użyć, zdarzają się większe. Czym innym jest jednak stwierdzenie ilości „wyświecanej” przez Słońce energii. To sprawa kluczowa i rzekł bym podstawowa.
Nie wiem jaka jest prawda. Nie wiem czy ktoś wie. Czy ktoś wie ?
Tomasz Rożek
Spora część mojego życia to tzw. seria fortunnych zdarzeń. Chciałem zostać lekarzem, a zostałem fizykiem. Pojechałem zwiedzać Wiedeń, a poznałem żonę. Chciałem robić doktorat i wyjechałem na prawie 4 lata do największego centrum naukowego w Europie. Chcieliśmy powiększyć rodzinę i urodziły się bliźniaki. W końcu wróciliśmy z emigracji, żebym mógł zostać naukowcem, a zostałem dziennikarzem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura