Prezydent Rosji Władimir Putin powiedział że jeśli budowa tarczy antyrakietowej będzie postępować, rosyjskie rakiety zostaną ponownie skierowane w miasta i cele amerykańskie, jak to było w czasach zimnej wojny.
To zapowiedź śmieszna i w sumie dla Rosji kompromitująca. Rakiety nie są nigdzie wycelowane. To nie czasy Potopu Szwedzkiego, że armatę trzeba było podbijać drewnianymi klinami, żeby kula trafiła w cel. W przypadku rakiet, wszystkich, międzykontynentalnych, ale także średniego czy krótkiego zasięgu, wystrzeliwuje się je pionowo do góry. To w systemie komputerowym zapisane są współrzędne wszystkich ważniejszych celów na Ziemi. Ta sama rakieta może trafić w Pekin i w Waszyngton. Nie trzeba jej przestawiać czy przesterowywać. Wystarczy że w czasie jej startu (w niektórych modelach nawet po starcie) poda się odpowiednie współrzędne. Z miasta zostaje smutne wspomnienie i dymiący lej w ziemi. No oczywiście jeżeli rakieta w ogóle wystartuje, a w przypadku rakiet rosyjskich, to takie pewne nie jest.
Wracając do słów Putina. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że współrzędne amerykańskich miast były w radzieckim a później rosyjskim systemie rakietowym cały czas zapisane. Nikt ich przecież nie kasował. Mówienie, że rakiety zostaną ponownie w Amerykę wycelowane jest jakimś nieporozumieniem. To typowa zagrywka, która:
a) ma zasiać lęk u tych na Zachodzie, którzy o rakietach wiedzą niewiele
b) ma pokazać siłę Putina u swoich, którzy ... o rakietach wiedzą niewiele
Gdy Polska prowadziła rozmowy z NATO, Rosjanie mówili, że ich odpowiedzią będzie umieszczenie rakiet międzykontynentalnych w obwodzie Kaliningradzkim. Media trąbiły, że to straszne nieszczęście by było, a ja się cieszyłem. Jeżeli Rosjanie chcieliby ustrzelić Warszawę, mogliby to zrobić z każdej bazy, ale nie z Kaliningradu właśnie. Rakiety międzykontynentalne, bardzo źle trafiają w cel, który jest za blisko. One potrzebują "rozbiegu".
Zarówno wtedy, jak i teraz chodzi o to samo. Miało być groźnie, a wyszło żałośnie.
Tomasz Rożek
Spora część mojego życia to tzw. seria fortunnych zdarzeń. Chciałem zostać lekarzem, a zostałem fizykiem. Pojechałem zwiedzać Wiedeń, a poznałem żonę. Chciałem robić doktorat i wyjechałem na prawie 4 lata do największego centrum naukowego w Europie. Chcieliśmy powiększyć rodzinę i urodziły się bliźniaki. W końcu wróciliśmy z emigracji, żebym mógł zostać naukowcem, a zostałem dziennikarzem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka