Tomasz Rożek Tomasz Rożek
99
BLOG

Komunikacja naukowa

Tomasz Rożek Tomasz Rożek Polityka Obserwuj notkę 3

No i zaczęło się. 600 dziennikarzy z 50 krajów świata spotkało się żeby debatować nad wyzwaniami jakie stoją przed środowiskiem ludzi relacjonujących i opisujących naukę. - Nigdy nie było lepszego czasu dla dziennikarstwa naukowego - powiedział gubernator australijskiego stanu Wiktoria na ceremonii otwarcia kongresu.

Czy tak jest w istocie, czy tylko chciał być miły ? Dziennikarz naukowy jest pośrednikiem pomiędzy prowadzącymi badania naukowcami i ciekawym świata odbiorcą. Badacze często nie potrafią, a czasami nie chcą opowiedzieć o tym co robią, w sposób łatwy, lekki i przyjemny. Z kolei trudno wymagać od odbiorcy śledzenia specjalistycznej literatury. Tutaj jest właśnie miejsce dla tłumacza skomplikowanej rzeczywistości. Miejsce dla kogoś, kogo wykształcenie i zainteresowania pozwalają na zrozumienie tego co robią naukowcy. Zrozumienie i przystępne przekazanie.

Wracając jednak do tematu. Czy rzeczywiście nastał czas dziennikarzy naukowych ? Myślę, że coś w tym jest. Nauka, czy technologia odgrywają coraz większą rolę w życiu człowieka. Nigdy wcześniej nie potrafiliśmy aż tyle, i nigdy wcześniej nie chcieliśmy się dowiedzieć jeszcze więcej. Zwiększający się depozyt wiedzy powoduje jednak, że badacze muszą się coraz wężej specjalizować, a w konsekwencji to co robią staje się abstrakcyjne. Jak na ironię, wydaje się, że ich praca jest coraz bardziej odległa od rzeczywistości. Tak naprawdę jest dokładnie na odwrót. 

Sytuacja przypomina nieco rozmowę dwóch osób, które pchają ten sam wózek. Tak długo jak się rozumieją, jadą do przodu. Gdy jeden jest Polakiem a drugi ... powiedzmy Chińczykiem, jest duża szansa, że nic z tego nie będzie. Ludzie płacą podatki i wymuszają swoimi głosami na rządzących odpowiednie gospodarowanie wspólnym przecież budżetem. Gdy nie wiedzą co robią naukowcy, gdy nie wiedzą po co prowadzą badania, albo robą doktoraty, nikomu nie przyjdzie do głowy żeby upomnieć się o większe nakłady na naukę. W efekcie polska przeznacza na badania bodaj najmniej w całej Europie.

Kilka lat temu w którymś - już dzisiaj nie pamiętam którym - kraju Europy Zachodniej chciano nieznacznie obniżyć nakłady na naukę. Co jasne zaprotestowali badacze, ale ich argumenty przeszły bez echa, bo znacznie głośniej protestowali ludzie, którzy z nauką nie mieli nic wspólnego. Zaprotestowali, choć chodziło nie o jakieś wirtualne pieniądze, tylko ich własne. Wyborcy uznali, że mniejsze nakłady na badanie oznaczają, ... zacofanie. Później w życie wejdą nowe terapie w medycynie, później rozwiązane zostaną problemy energetyczne, później nauczymy się budować szybsze komputery czy w końcu później poznamy mechanizmy jakie żądzą np. klimatem. W kraju o którym wspomniałem komunikacja pomiędzy badaczami i wyborcami zadziałała.

Dlatego rację ma gubernator Wiktorii. Ci, którzy potrafią wytłumaczyć co dzieje się w najbardziej nawet hermetycznych laboratoriach badawczych będą coraz bardziej w cenie.

 

Pozdrawiam

Tomasz Rożek z V Kongresu Dziennikarstwa Naukowego w Melbourne w Australii.

 

PS> Polecam mój wczorajszy wpis. 

 

 

 

Spora część mojego życia to tzw. seria fortunnych zdarzeń. Chciałem zostać lekarzem, a zostałem fizykiem. Pojechałem zwiedzać Wiedeń, a poznałem żonę. Chciałem robić doktorat i wyjechałem na prawie 4 lata do największego centrum naukowego w Europie. Chcieliśmy powiększyć rodzinę i urodziły się bliźniaki. W końcu wróciliśmy z emigracji, żebym mógł zostać naukowcem, a zostałem dziennikarzem. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka