Premier zapowiedział wprowadzenie w oświacie tzw. systemu bolońskiego opierającego się na trzech stopniach naukowych: bakałarz, magister i doktor.
------------------------------
Jeżeli rządowi uda się przekonać polskich naukowców, że habilitację można zlikwidować - chwała mu za to. W wielu krajach, które są dla nas swego rodzaju wzorem, naukowiec robiąc doktorat wypływa na szerokie wody. Oczywiście musi się uczyć, zdobywać nowe doświadczenia (to będzie zresztą robił do końca swojej aktywności zawodowej), ale generalnie jest samodzielny. Pracuje na swój rachunek i z tego jest rozliczany. Niepisaną zasadą jest odbycie odpowiedniej ilości stypendiów czy staży w ośrodkach naukowych na całym świecie, stąd trudno w tym systemie zarzucić komukolwiek kumoterstwo czy pobłażliwe traktowanie.
Habilitacja - kiedyś obecna w systemach naukowych wielu krajów - przeszkadza o tyle, że wstrzymuje badacza w okresie w którym jest najbardziej płodny intelektualnie. Habilitacja wymaga długotrwałej procedury. Zdawania egzaminów, nie tylko z zakresu swojej dziedziny. I w końcu napisania rozprawy. Rozprawy, która nie może być prostą kompilacją dotychczasowych dokonań naukowych. Tym bardziej, że zdarza się, iż naukowiec w trakcie trwania swojej kariery zmienia zainteresowania. W takim przypadku już na linii startu naukowiec z kraju w którym rygorystycznie przestrzega się procedur habilitacyjnych jest na straconej pozycji. Nie na straconej pozycji w wyścigu o wiedzę, ale na straconej w wyścigu o samodzielność.
W Polsce praktycznie nie zdarza się (choć nie jest to zabronione), by profesorem został ktoś bez habilitacji. By być profesorem, potrzebna jest rekomendacja...profesorów. Koło się zamyka. Na uczelniach państwowych jest obowiązek jej zrobienia. Po kilku latach bez habilitacji nie ma możliwości dalszej pracy naukowej.
Nie ma wątpliwości, że zniesienie habilitacji nie naprawi wszystkich bolączek polskiej nauki. Ale trzeba jasno powiedzieć, że na pewno przyczyni się do polepszenia sytuacji. Spowoduje, że większa ilość młodych i ambitnych naukowców będzie chciała pozostać i pracować w kraju. Bez habilitacji będzie miała większe możliwości awansu i uprawiania nauki a nie biurokracji.
Spora część mojego życia to tzw. seria fortunnych zdarzeń. Chciałem zostać lekarzem, a zostałem fizykiem. Pojechałem zwiedzać Wiedeń, a poznałem żonę. Chciałem robić doktorat i wyjechałem na prawie 4 lata do największego centrum naukowego w Europie. Chcieliśmy powiększyć rodzinę i urodziły się bliźniaki. W końcu wróciliśmy z emigracji, żebym mógł zostać naukowcem, a zostałem dziennikarzem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka