Tomasz M. Korczyński Tomasz M. Korczyński
202
BLOG

Jarmarczne słowo-wytrych: „Narracja”

Tomasz M. Korczyński Tomasz M. Korczyński Polityka Obserwuj notkę 2
 
Od czasu katastrofy pod Smoleńskiem w dyskursie publicznym pojawiło się w powszechnym użyciu słowo „narracja”, które z biegiem kolejnych tygodni i miesięcy stało się niezwykle popularne.
 
Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, ale nabrało ono irytującego wyrazu, jarmarcznej otoczki, pseudointelektualnego wymiaru.
 
Krótko i bez wykładów, bo na takie przemądrzałki nie miejsce tu, tylko na uczelni podczas wykładu, w postnowoczesnej klasyce, termin ten został wprowadzony do obiegu naukowego przez francuskiego postmodernistę-filozofa, zmarłego w 1998 r. Jean-Francoisa Lyotarda.
 
Nie jestem pewien, czy posługujący się tym pojęciem (notorycznie) mają całkowitą świadomość źródeł pochodzenia terminu, jego twórcy, czy głębszego sensu zjawisk, które się za tym pojęciem kryją.
 
W Polsce, wydaję mi się, że „narrację” (wykasowując słowa: „wielka” i „małe”) upubliczniła pani dr Barbara Fedyszak-Radziejowska. Tutaj nie mam wątpliwości, akurat jako socjolog, pani doktor wie, w czym sprawa, ale potem zalała nas lawa NARRACJI. Narracja tu, narracja tam, niekoniecznie używanych we właściwym znaczeniu.
 
Kiedy ktoś wypowiada to mądre słowo na „N” robi taką minę, jakby był samym Lyotardem, choć zapewne nie przeczytał żadnego jego dzieła, o ile wie, kim ten Francuz i czy w ogóle Francuzem, był.
 
Słowo to, używane jest dziś powszechnie, głównie przez polityków, publicystów, komentatorów i dziennikarzy.
 
Zadaję sobie pytanie, dlaczego używanie tego słowa, tak mnie irytuje, że aż poświeciłem mu mój dzisiejszy nocny wpis?
 
Może dlatego, że nie przepadam za postmodernizmem jako takim, zarówno w filozofii, jak i w socjologii?
 
A może dlatego, że nie lubię efemerycznych mód z ambicjami zakrapianymi pseudointelektualizmem, które znaczące treści, naukowe i głębokie intelektualnie, redukują do poziomu wiedzy z Wikipedii?
 
A może dlatego, że w świecie baudrillardowskich symulakr wszystko jest dozwolone i używanie takich słów jak „narracja”, pustych słów o rzekomej głębi i znaczeniu, jest trendy, sexy i fun, a de facto nic za nimi się nie kryje, bo nie istnieją i nic nie znaczą, nic nie wnoszą, oprócz paplaniny i powszechnego oddawania czci słowu-wytrychowi, który ma się wydawać niezwykle przenikliwym „wyjaśniaczem” całej polityki współczesnej?
 
A może po prostu usłyszałem to słowo o jeden raz za dużo, w ostatnim czasie chyba u jednej dziennikarki z TVP INFO, oraz pana posła Janusza Piechocińskiego. No skoro pan Piechociński (z wykształcenia handlowiec) użył pojęcia „narracji”, to znaczy, że tak jest i już.
 
Ale żeby krytyka ma była pełną, to oprócz przedstawiciela rządu, w postaci posła PSL, powiem też na koniec, nie wychodząc z tematu „narracji”, o trzymającym władzę i swoją „małą narrację”, czyli o panu Tusku.
 
Pan Tusk na pewno już wie, co to znaczy „narracja”, wie też, co to znaczy „Wielka narracja” i zapewne „małe narracje”, nie każdy ma bowiem tyle szczęścia co Donald Tusk, na pewno nie ma tyle szczęścia pan Piechociński, który chcąc nie chcąc z Wikipedii korzystać musi.
 
A nie ma dlatego, że nie dysponuje skryptami Pana Bryka, czyli pewnego Profesora, który ma, jak sugerują media, pełnić na dworze Donalda Tuska rolę eksperta od opracowań najważniejszych tekstów, popularnych wśród intelektualistów, a które radzi czytać, a jak czasu nie ma, to sam czyta i potem streszcza, aby Premier był na topie.
 
Ktoś wie, kim jest ten tajemniczy Pan Bryk?
 
I tym satysfakcjonującym akcentem, z zagadką w tle, kończę na dziś.

Centroprawicowiec

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka